` Delikatnym gestem, Zsunął jej ramiączka. Ona zdziwiona, Stojąc w samym środku pola, Pola rzepaku. Niepewnie kiwnęła głową, Na znak zgody. Choć bardzo chciała, Uciec boczną drogą. Przed oczami miała, Tysiące scenariuszy, Ale nie ten. Multum myśli głowie, Czy powinna, Czy też nie. Lecz jego spokojny wzrok, Ukoił jej nerwy, I dał nadzieje, Na szczęśliwe zakończenie. Żółte kwiaty, Ukryły ich półnagie ciała, Świerszcze, Zagłuszyły jej donośne krzyki, Krzyki uniesienia. Bała się tego dnia, Kiedy w końcu będzie musiała, Powiedzieć mu, że, Wtedy, w rzepaku, Zostawił jej na wieczność prezent. Długie miesiące ukrywała ciążę, Lecz matka w końcu zrozumiała, Że wcale nie chce jeść i wymiotuje, Nie przez domniemaną wcześniej, Anoreksję czy bulimię.