Cisza...rosa na trawie.... I ja w tej ciszy stojąca niczym posąg smutku i znów życie dało mi po kościach niespodziewanie przyszło coś co zaskoczyło mnie do głębi wśród ciszy i rosy łąk płyną me krwawe łzy jak wartki potok... tak ma wyglądać reszta moich dni? wśród rozdarcia pomiędzy ciszą a bólem wśród bólu pomiędzy rozdarciem i tęsknotą... Cisza...trwa ....rosa...wschodzące słońce...poranek bólem pachnący.. rozrywa tętnice , pali do żywego a ja znów się pytam gdzie jest mój Bóg czy jest czy go nie ma ? Ta cisza aż w uszach boli..odbija się echem w duszy zimno... powietrze krąży nad moim ciałem jeszcze rozpalonym od miłości Ale już stygnie ja i moje ciało... lecz nie emocje i nie uczucia te są gorące....jeszcze nie ostygły....nie zgasły...póki jest nadzieja jak jej zabraknie...zbledną...zgasną...odejdą na zawsze... na razie są świeże jak poranne powietrze...które osusza moją twarz z łez i bólu jak długo tak się da nie wiem może się nie da wcale może to Bóg powinien zmienić swoje plany może powinien zabrać te ciszę i dać jeszcze cichszą ciszę... taką której cisza już nie boli nie pali duszy i nie zabija uczuć nie rani nie boli nie mówi nic nie przepowiada cisza przerwana łkaniem z zimna?....bo przecież potrzebujemy ciepła z głodu bo przecież potrzebujemy chleba ale czy nie potrzebujemy do życia tęsknoty...uczuć...zrozumienia.. Ta cisza trwa dzwoni w moich uszach wypełnia mnie pustka która jednak boli lecz czym ona jest....pytam się znów Ciebie Boże czym jest ta pustka? czy już brakiem duszy brakiem zapomnienia a może miłości której wcale nie ma wzrok podnoszę niewidzący kołysząc się na huśtawce wspomnień to już nie będzie łatwo to znów wróciło objęło moje martwe ciało i z pośród wszystkich rzeczy jakie mnie spotkały ta znów zapisze się raną.... w mojej duszy...w moim sercu....w moim życiu i tak będzie wiecznie póki nie usłyszę tej ciszy z cisz najcichszej póki nie zobaczę bramy a tam nie wiem co poczuje... być może ból minie....być może ale czy na pewno ...dziś nawet Bóg mi nie odpowie.. (benlamond)...