Chciałam zacząć od epilogu, ale zapomniałam, że wieczorem wyssałam z kałamarza ostatnią czarną perłę. Pióro ktoś grzecznie skradł, by nie pasło więcej mojej ignorancji.
Jak teraz wyrazić kojący ból, co szarpie różą nieodwzajemnionymi wieczorami? Czym nasycić papier, łakomy świeżego wiersza, skoro odeszła ode mnie kryjoma łza? Jak mam modlić się o spokojny, bezpieczny rym, skoro musimy myśleć pojedynczo?
Urodziłam się o niewłaściwej porze, tam, gdzie nie chcę.
Co uczynić, żeby moje myśli zwróciły Cię rodzinie?
Wiem.
Podaruję Ci moją śmierć, stworzoną na potrzebę żyznego pojednania.