Był sztorm o jakich w tawernach się baje kuter od dziobu po rufę pokryły wyniosłe fale i wpadłem do morza - rybakom to się zdarza - i topił się ze mną zegarek z kalendarzem.
Gdy już bezwolny spadałem w głębiny oplotły mnie warkocze złotej meluzyny całym gorącym ciałem oplotła ustami pełnymi tchu przywarła i w tym pocałunku życia z wolna na powierzchnię spienioną parła i parła rozgrzewając ciepłem piersi i ud.
Wreszcie słońce ujrzałem i siebie na plaży - szczęściarz dziękujący Bogu, że stał się cud. Rybakom to się zdarza, trzeba wierzyć im, według zegarka mój ratunek trwał trzy dni.
Teraz buduję nową łódź nie zapomnę o ratowniczce, sam wyrzeźbię nowy dziób każdy kształt wygładzę i złote warkocze.