Menu
Gildia Pióra na Patronite

26.03.2020r.(czwartek)

fyrfle

fyrfle

Z ziemi o kubaturze gdzieś dziesięć centymetrów wysokiej i może z dziesięć szerokiej wyrosły dwa, jak dusze bliźniacze, jak mężczyźni w kręgosłup wychowani, jak kobiety w mądrości i matczyności przez Boga mężom i dzieciom posłane, tak one stały na trzydziestocentymetrowych zielonych cokołach. Z tej zieleni jakby wydobywała się biel. Wydobywała się więc czystość, uczciwość, dająca spokój i przepowiadająca, że w tym pokoju, w tych mądrych przepowiedniach jest ziarnko piękna, które na końcu obrodzi i spowoduje nasz podziw, zachwyt, szczęście, długie dni w błogości i zauroczeniu. Przy końcu na wysokościach tych kolumn piękniejszych niźli doryckie,korynckie i jońskie pomnożone przez cztery były gzymsy i z gzymsów tych rozeszły się dzisiaj wspaniałością na trzy strony świata trzy kwiaty amarylisa, a te na drugiej kolumnie trzy zakwitnął, jeszcze ich czas cudnego piękna nadejdzie i rozgości się w naszych umysłach, zmysłach,sercach i w duszach. Kwiaty mająpo sześć kształtnych płatków, u podstawy delikatną przeźroczystą zielenią będących, które dalej wzrastają w jeszcze jaśniejszą i jeszcze delikatniejszą zieleń, a by wreszcie gdzieś, kiedy są w ponad jednej trzeciej swojego wzrostu cicho zaniknąć w zieleni i po cichutku przechodzić w odcień bieli jakby jednak wciąż błogosławiony z serca szmaragdowym powiewem albo mgłą. Wewnątrz tego kielicha rozkoszy zmysłom też źródłem jest jarząca się zieleń, jakby złoto pokryte farbą zdjętą z bożonarodzeniowej jemioły, kiedy gospodarze zdjęli ją spod żyrandoli i zostawili sobie na taką okazję przytulając ją sercem i magazynując w swoich głębokich humanistycznych wnętrzach. Z wnętrz kwiatów wyrasta sześć jakby lasek, czyli to pręciki, na zakończeniach których wieńczy dzieło pyłek w kolorze cienistego złota, złota, które jest radością życia, życie to jest szczęściem ludzi spełnionych, którym Bóg lu może Wielki Wybuch dał to kim chcieli być i w czym chcą tworzyć. Jeszcze zobaczyłem z zielonego epicentrum wnętrza kielich wychodzące po płatkach albo raczej wędrujące w płatkach proste prawie drogi, dodające pięknu jeszcze większej mocy. Są jak nauczanie nauczycieli. Przyjmiesz, dołożysz się i idziesz do strzelistego końca jak strzelistym końcem zwieńczone są płatki kwiatów amarylisa.

Wczoraj siałaś do skrzynek cynie i astry. Pewnie setki kwiatów tych cudownych późnoletnich kwiatów, których piękno towarzyszy nam, dostarczając naszym wnętrzom radości aż do samych przymrozków, kiedy odchodzą na mocy praw przyrody, aby natura ta kwietna i ta rodząca owoce mogła odpocząć śpiąc w futrze ze śnieżnej zimy leczona z dolegliwości mikrobów na przykład siarczystymi wielodniowymi mrozami. Ja zapaliłem ogień w piecu, który rozgrzał metal, a metal zawartą w nim wodę, w wyniku czego w przestrzeń domu popłynęło jej ciepło przemieniając powietrzę w pokojową temperaturę pozwalającą czuć nam się komfortowo i na przykład pięknie i długo być z nami kwiatom storczyków. Zapaliłem, czekając na kolejne etapy rozpalania w piecu przypatrywałem się twojemu kunsztowi ogrodniczemu, a stałem przy półce z dziełami naszymi w zakresie darów natury, i zauważyłem słoik kompotu z czereśni, czyli jednego z najsmaczniejszych cudów do jakiego doszła ludzkość, w wyniku eksploatacji darów pochodzących z naszych sadów i warzywników, a czasem z tych wstęg, perspektyw boskich, jakimi są aleje czereśniowe między polskimi wsiami, w drodze z jednego miasta do drugiego miasta. Zaraz wzięęliśmy go i ponieśliśmy do kuchni, a tam puknąwszy kilkakroć w spód słoika nasadą dłoni sprawiłem, że zakrętka odpuściła i pozwoliła odkręcić się. I zaraz przystąpiły nasze nosy do świątyni tej głębi i wypełnił je ten jeden jedyny niepowtarzalny, od innych jakby cenniejszy zapach kompotu czereśniowego, czyli rodzaj duchowego zmartwychwstania dostąpiliśmy na tym mroźnym,ale słonecznym przednówku. I nie powstrzymaliśmy i uczyniliśmy łyki ze studni zdroju tradycji, dobra, smaku i porządku duchowego istnienia, i stało się nam błogo tym smakiem nigdy i nigdzie i z niczego nie dającym się powtórzyć. Kompot z czereśni. Ileż szczęścia. Jakie wspomnienia można snuć te najcudowniejsze w oparciu o jego zapach i smak. Jakie wiersze można napisać, jakie opowieści opowiadaniami snuć. A potem powoli jeszcze czereśnia za czereśnią do ust.

Szybko zaadoptowaliśmy się do stanu gorączki i szybko stan wyjątkowy stał się naszym stanem normalności. Powszednieją nam liczby zakażonych, przestaliśmy się interesować kim byli kolejni zmarli, skąd pochodzili, nie przeglądamy już kolejnych powiadomień o ich śmierci,które przysyła nam portal informacyjny Wirtualna Polska. Scaliliśmy się z zaistniałym stanem i możemy tak żyć miesiącami. Dopuszczamy, że będzie być może coraz bardziej głodnie, coraz bardziej będzie kotłowało się milionach polskich głów pozbawionych pracy i dochodu. Może wyjdą na ulicę, a na nich wyjadą czołgi. Efekt kapitalizmu liberalnego, który spowodował, że nie ma na przykład magazynów długotrwałej żywności na lata dla 38 milionów. Nie gorączkujemy się więc, tylko Ty jedziesz do pracy, a ja podchodzę do zachodniego okna na drugim piętrze domu i wchłaniam piękno wiosennych ogrodów podbeskidzkiej wsi, wspaniałość Beskidu Śląskiego w promieniach marcowego słońca i niesamowity błękit polskiego nieba nad radziechowskimi górami i radziechowską polaną. Jest na co patrzeć, jest czym żyć i to żyć naprawdę nie byle jak. Bo przecież jeszcze zapraszają nas zwały śniegu tam wysoko gdzie góry mają kilometr, a są jak wieloryby przemierzające otchłanie oceanów. Po z jasnej zieleni trawniku przemierzają z południowego wschodu na północny zachód ogromne cienie świerków. Pierwszy jak modlący się pasterz owiec z ramionami, które wyciągają się w Niebiosa z rąk powstając złożenia w amen. Drugi powoli zawłada ogrodem, jak szczera modlitwa zawłada prośbą serce Boga, aż promień z niego uleci ku modlącej - promień z wysłuchania i spełnienia prośby nawet wbrew prawom, a dla szczęścia w dobru modlącej i bliźnich modlącej.

Przed zamknięciem byliśmy chodziliśmy po drogach, wiodących między polami, między dzikością, gdy wolności tworzenia dostąpiła natura pozostawiona bez kultury rolnika. Widzieliśmy wtedy ciągniki stojące na górskiej kamienistej, ale żyznej glebie, a najciekawszym było, że widzieliśmy siewców, którzy rękami rzucali w ziemię zasiew pod przyszły plon stukrotny. Piękny i budujący był to widok, bo widzieliśmy, że komuś się chciało,aby ziemia rodziła, a nie była źródłem cierni tarniny i krzyku bażantów. Było tak w tym momencie jak Bóg chce, kiedy mówi gospodarujcie na tym co stworzyłem i Wam dałem w opiekę i na plon wasz, więc na chleb codzienny smaczny i obfity. Potwierdzeniem naszych myśli było niebo błękitem siewcom błogosławiące. Potwierdzeniem były też przeniebiańskie melodie z gardeł skowronków do nas frunące i do uszu siewców oczywiście. Dzieło Boże jest proste i przypomniało nam wtedy, że do tej prostoty i uczciwości stworzenia będziemy musieli wrócić wszyscy jak jeden mąż i żona, stąd też przyjdzie wielu przełknąć gorycz i zdusić w sobie pychę, kiedy piłkarzem będąc, pisarką ekologiczną noblistką, pisarką wojującą feministką, aktorem błotem obrzucającym rządy jak w bajce woła pracowitego, choć spokojnego, równo dzielącego, obowiązki równo przydzielającego i wszyscy oni wyjdą w pole i będą dłubać w ziemi szparagi polskie i niemieckie na stoły zwykłych ludzi. Tak. Jest tej siły roboczej teraz do warzyw, później do owoców. Jeszcze księża, popi, cała rzesza zasiłkowych muzułmanów, piłkarzy i wszelkich innych sportowców, nauczycieli, studentów, młodzieży już tak od 11 roku życia, pracowników instytutów, biznesmenów teraz nic nie robiących, wykładowców akademickich, dziennikarzy, aktorów, celebrytów. Wszyscy do szparagów, potem do ogórków i papryki, jabłek, gruszek. No i wojsko wszelkie, choćby do ich pilnowania.

297 711 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!