Znowu to robię. Układam swe życie według porządku. Kolejne fragmenty układanki trafiają na swoje miejsce. To nie tak, że przedtem go nie miały tylko nie stały na tym właściwym, choć wciąż są takie, które nie pasują, jakby to nie ten obraz, który chcą stworzyć. Trochę posklejane, poszarpane na brzegach, z dziurami w środku starają się dopasować, ale to ciągle nie ta część, coś się nie składa. Jakby nie było przestrzeni, którą chcą zająć.
Być może... Warto jednak próbować poukładać te "puzzle" w jedną całość. Żeby, aby nie mieć sobie nic do zarzucenia. Zgadzam się, że bez nadmiernej pedanterii :-)
dziękuje. ;) choć czasem "układanie" tego wszystkiego naprawdę jest mozolne.. a ja lubię mieć wszystko na swoim miejscu... nieraz to po prostu chore. ;P