Menu
Gildia Pióra na Patronite

27.12.2019r.(piątek)

fyrfle

fyrfle

Zmarł Evgeny Ivanow. To wielka strata dla internetowej społeczności literackiej. Pisał cudne króciutkie formy przede wszystkim. Czekałem na nie. Był niesamowicie bacznym obserwatorem i te obserwacje w przecudne rymy i zdania kondensował. Nadto był autorem przeuroczych zdjęć. Lubił do mnie zaglądać, zwłaszcza wtedy, gdy zdjęcie stroiłem w 5-7-5 albo po prostu oglądał zdjęcia, które dodaje chyba od trzech lat. Robię je zawsze smartfonem, który podrzuciła mi firma telefoniczna wraz z abonamentem. Był wielkim mistrzem zwięzłości i wielości w niej treści, ale i lubił pokazywać świat w obiektywie aparatu i robił to, że wielki wielki podziw mój zyskiwał. Cześć jego pamięci, odszedł wielki artysta.

Jego śmierć uświadomiła mi, że wszyscy piszący w internecie, zwłaszcza na portalach fb tworzymy jakąś społeczność, wspólnotę, mającą charakter pewnej rodzinności, choć dokonuje się ona pomiędzy piszącymi raczej indywidualnie. Tak jak w rodzinie jest ścisły patriarchat w tych społecznościach, jeśli chodzi o grupy i niestety ramy, ale w sumie na niektórych teksty się czeka i z niektórymi chcę się spotkać na żywo, aby porozmawiać o literaturze i o życiu, historii, polityce, społeczeństwie czy religii. Takim kimś by Evgeny Ivanow i choć do takiego spotkania nie doszło, to ja i żona zwracaliśmy uwagę na zamieszczane przez niego posty.

Tymczasem jesteśmy w świąteczno-noworocznym czasie. To, że raczej mnie nie było w internecie, świadczy o pewnej normalności w moim życiu, czyli, że mam rodzinę i mam do kogo odezwać się w domu w czasie Świąt. Robiłem gdzieś po drodze dużo notatek do ewentualnego pisania różnych tekstów, ale czy je kiedykolwiek napiszę? Czy notatki pozostaną na karteczkach biurowych, gdzieś w kartonach z innymi notatkami lub pomiędzy stronami książek? Pewnie taak. Myśli i pomysłów jak zwykle więcej, niż czasu i sił do pisania.

Na polu leje już piątą dobę. Dodatkowo wieje i jest ta listopadowa siność w ciągu dnia, czyli pogoda jest paskudna, w której nie mieszczą się moje mięśnie i stawy, a więc po prostu odreagowywują bólami reumatycznymi i totalną zmierzłością ducha. Ciało i ducha zatem trzeba wspomagać kawą i rozmowami rodzinnymi. Dziwne, ale udaje się nam rozmawiać wesoło i dynamicznie, bez wchodzenia na politykę, religię i wszelkie światopoglądy. Nie narzekamy absolutnie przez te święta. Co narzekać? Jest zdrowie, praca, czasem naprawdę dobre pieniądze i w każdym jest pasja do życia, do zauważania jego możliwości i szybko wchodzimy w te momenty, które przynoszą zadowolenie, euforię, spełnienie, czyli ogólne poczucie szczęścia. Jakkolwiek to zabrzmi - praca czyni wolnym. Praca czyni pięknym. Praca czyni dobrym. Praca zaprasza naukę. Nauka i praca zapraszają do myśli. Myśl trzeba zmienić w pomysł. Pomysł uczynić faktem. Marzenia bez czynu stają się lękiem. Lęk owocuje niepewnością i ucieczką. Ucieczka jest samotnością i podpowiada fałszywe tłumaczenie - inność. Zatem trzeba być, uczestniczyć, a to oznacza walkę. Nie sądzę, aby bez walki można było coś zrealizować. Życie jest ciągłym zderzaniem się z życiem innych ludzi. Tu nie ma miękkich lądowań, bo być nie może. Tak bardzo różnimy się w swoim człowieczeństwie. Czy zderzać się ze sobą, to znaczy pognębiać się? Nie. To wywalczyć poszanowanie dla swoich czynów, znaleźć dla nich takich ludzi, którzy przyjmą je i dopasują do swoich i razem spróbujemy coś zrobić dobrego dla siebie i ludzi, w oparciu o prawo i zgodnie z nim. Trzeba tak to zrobić żeby nie gnębić i nie poniżać innych, ale jednocześnie, żeby końcowym efektem była nasza satysfakcja z wykonanego dzieła życia. Więc walka wciąż. Walka ze swoimi pokusami wielkości i walka z innych pokusami, którzy chcą choćby naszą radość zmienić w kalafior, jak napisał w nieśmiertelnym tekście Lech Janerka. Idee, idee, idee zamiast szczęścia i poczucia spokoju i normalności. Czynią więc z życia swojego rynsztok. Rynsztok nazywają mniejszością. Mniejszość żąda prawa do marginesu. Margines żąda prawa do równości. Równość chce być kim nie jest. Ślimak jest rybą. Tylko czemu wchodzi na drzewo?

Minione trzy dni to był nasz czas - chrześcijan. Wsłuchiwałem się w głosy płynące z pasterek i z mszy, w których uczestniczyłem. Są siermiężne i zagubione, kompletnie rozjeżdżające się z odczuciami nas wiernych w wielu sprawach, ale będę murem stał w obronie hierarchów, bo są fundamentami instytucji, która jednak w pewnych obszarach życia politycznego i społecznego gwarantuje normalność temu światu ludzkiemu, w którym i mi i mojej rodzinie żyć przyszło. Na przykład problemem jest starość i kościół czyni tą starość godną, gdy tym czasem lewica na Święta zaproponowała legalizację uprawy i dystrybucji marihuany. Kościół prowadzi okna życia, żłobki, przedszkola, szkoły i wszelkie ośrodki dla bardzo upośledzonych dzieci i dorosłych. Lewica tym czasem proponuje kompletne oderwania od życia, czyli weganizm, ekologizm i obywatelstwo dla kotów i storczyków. Dlatego czyńmy sobie ziemię poddaną jak zachęcał w TV Republika abp. Jędraszewski. Słuchajmy mądrych głosów. Życie w komunach o korzonkach i kolbach kukurydzy, to patologia, czyli zło, które rozwija się z iście diabelskiego nasienia.

Trzeba się napić kawy, jakiegoś piwa i poczytać Stasiuka. Stasiuk, jak Pilch czy Tokarczuk, cały czas w opozycji do chrześcijaństwa, do Polaków, do kościoła, tradycji, tego, że ludzie żyją za ile mają i nie uciekają stąd. A jednak czytam ich jak Politykę, bo jako doświadczony człowiek mogę skonfrontować swoje życie z ich często ucieczką. Są stąd, czyli ze wschodu Europy, a ich twórczość to donos na rodaków do ludzkości za Odrą. Zresztą nam Polakom trudno się przyznać, że jesteśmy Słowianami, a to oznacza, że jesteśmy wschodnią częścią Europy. Ci pisarze nie potrafią zrozumieć jaką dobrocią jest dla nas kościół katolicki i wynikająca z niego hermetyczność narodu. Jeszcze przekuć ten rodzaj chrześcijaństwa z celebracji i bezproduktywności w konkret działań, to by było coś. Ale ono wymaga nawet nie reformacji, tylko rewolucji. Zastąpić pychę czynem w skromności. Zastąpić dojność hierarchów autentycznym przywództwem czynu, czyli nie kościoły i monstrancje, a szpitale. Nie biurokracja, a zaufanie. Nie celibat, ale miłość. Jak mężczyzna bez kobiety może być dobrym człowiekiem, jak może być szczęściem, jak może być zdrowym psychicznie? Wreszcie jak może być szczęśliwym i zdrowym psychicznie facet, który siłą rzeczy słyszy co słyszy w konfesjonale. Trzeba to znieść, a wzmocnić wspólnotę i budowanie dobrobytu tej wspólnoty, nie instytucji, czyli kościoła sutannowego. Bo z takiego kościoła sutannowego wierni nic nie mają prócz poczucia, jak w moim przypadku, wyobcowania i skołowacenia, więc buntuję się w ostry sprzeciw, jednocześnie mam świadomość, że to struktura nie idealna, ale tą strukturę, w której jednak jest miejsce na radość, może zastąpić kalafior.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!