Menu
Gildia Pióra na Patronite

Ale Miłość to przecież nie kwestia zasług

Zapewne marzyłam, byś upojony alkoholem wieczoru zadzwonił. Byś niekontrolowanie przyznał się do tego czego od Ciebie oczekiwałam. Byś przyznał się do czegoś, czego w gruncie rzeczy nie mogłeś wiedzieć. Kaleki nie chodzą, posiadanie nog nie wystarczy. Tak samo jest z sercem, samo jego posiadanie nie zobowiązuje do miłości, nie pozwala na nią. Czy powinnam Ciebie winić? Spisywać Twoje grzechy na płótnie Twoich ramion. Czy Ty jesteś aby na pewno wart mojego obwiniania. Brzydzę się swoją naiwnością stamtąd, z wtedy. Ale była ona taka szczera, dziecieńco szczera. Wtedy nie bałam się niczego, nie wyhylałam się zza okno przyszłości. Nawet nie przyszło mi do głowy,że przyszłośc może być gorsza. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że możesz odejść, zniknąć, nadodatek na moje życzenie. Nie sądziłam, że w płaszczyźnie mojego oddania Tobie, przyjdzie dzień, w którym godność sięgnie zenitu, a raczej wytrzymałośc godności sięgnie zenitu. Powiedziałeś, jak zawsze aemocjonalnie, że nie potrafię odejść. Bo jestem za słaba? Bo byłam za słaba? Zawsze lubiłam wyzwania. I to zapewne uratowało mnie w jakimś tam stopniu. Chciałam udowodnić, Tobie, sobie wszystkim obok, że potrafię, że przecież nie można sprzedać swojego jestetwa komuś, za pół darmo, bez gwarancji nalezytego spożytkowania jego. Udowodniłam, ale wiem, że mozna sprzedać emocjonalność, na pchlim targu rzeczywistości. Odeszłam, oczy były mokre, sól łez omało co nie zjadłą je od śrdoka. Policzki pogryzione, byle nie udowodnić jak cholernie mi zależy, ale jak cholernie nie mogę już trwać w tym bagnie, w tym bolesnym zaślepieniu. Odeszłam, już nie wrociłam, już nie wróciliśmy, wiem ,że nie wrócimy. Jesteśmy sobie tak obcy. Mogłabym zastanawiać sie, czy ja Ciebie w ogóle znałam. Czy aby nie byłeś tylko miłosną imaginacją cech, jakich od Ciebie wymagałam, na jakie liczyłam. Pytają się, jaki jesteś. Nie wiem jakim byłeś, byłam tak zajęta emocjonalnością. Nie wiem jaki dziś jesteś, z rezerwy nawet nie chce wiedzieć. Zastanawiam się, co takiego tak bardzo mnie uwiązało, mogłabym powiedzieć, że wnet wtopiło w Ciebie. Zawsze odpowiadałam, że "tajemnica". Która w sobie miałeś nosić, którą w zasadzie chciałam abyś nosił. Nie miałeś nic szczególnego, kompletnie nic. A tę tajemnice przyczepiłam tylko z godności do siebie, z przęswiadczenia, że będą pytać dlaczego Ty i ja, dlaczego ja tak w Tobie, tak dosadnie, tak mocno, że aż krew. Nie powiem,że nie zasługiwałeś na mnie. Miłość to przecież nie kwestia zasług. Nic w życiu nie jest kwestią zasługi. Kompletnie nic. Pracowitość nie opłaca, a lenistwo czsami jest wybawieniem. Niczym szczególnym nie musimy sie charakteryzować, niczym więcej niż człowiek, byśmy byli kochani, wielbieni. Mogłabym powiedzieć, że miłość to chwila, w której cenisz kogoś bardziej niż siebie samego. Chwila, w której Twoja godność sięga bruku, liczy się tylko On, tylko więcej z nim, w nadziei, że na zawsze. Czym jest zawsze? Wiecznością pomimo, że miłość może już nie istnieć. A co odleci, roztrzaska się o bruk rzeczywistośći nabijając sobie takiego guza by się nie zagoił już nigdy więcej. Tak, bo podobno kochamy tylko raz. Miłość to popyt bez podaży. To deal, w którym ktoś zrobił Ciebie w bambuko. Pomimo tego kochamy, często myląc miłośc z zapotrzebowaniem, jak na papier toaletowy, byle szybko byle dla mnie. Powinnam modlić się, bym wtedy nie kochała, bo przecież warty nie okazałeś się nawet tego sweterku z przeceny. Ale jak już wspominałam, miłośc to nie kwestia zasług. Powinnam codziennie powtarzać sobie, juz nie to,że Ty z mojego życia natychmiast, bezboleśnie jak się da. Powinnam powtarzać sobie, że ktoś inny, niekonieczenie zaraz, ale kiedyś, kiedysw przyszłości. Powinnam wierzyć ,ze nie sprzedałam doszczętnie, za bezcen. Że już nie odzyskam normalnośc. A ja w ogole czekam na ten zwrot, już bardziej na ten podatkowy. Czym jest normalność, gotowością do upadku, gotowością do otwarcia bram serca na oścież, z wielką tabliczką " JESTEM GOTOWA NA CIERPIENIE". Nie jestem, nie mam zamiaru być - i to największy problem pomiłośći. Wraz z Tobą zatraciłam możliwość ryzyka, bo miłośc to ryzyko, to nie na pewno, to może, to przypadkowo. Mogłam być wtedy gdzięs inadziej, a nie przed Tobą, wizawi. Mogłabym być skoro, nadal szczera. Mogłabym być otwarta, łatwiejsza, jakoklwiek to brzmi, łatwiejsza zyciowo. Ale byłam wtedy tam, oczy widziały, nawet nie musiały, serce poczuło, ostatni raz szczerze, bez pokazu, bez poklasku. Jestem zamknięta, dla otoczenia, często dla tych których serce zwrócone jest tak dobitnie w moja strone. Często zamykam oczy, w strachu, że zobaczą prawdziwośc, na którą już dziś rzadko mnie stać. Wole udwać, że nie widzę, bronic się myślą o Tobie, bornić się, by nie wymagali, by wymagać nawet się nie odważyli. Trwam, może z nadziei, może z przeświadczenia, że trwać powinnam. Trwac dzięku wspomnieniom, dzięki przeświadczeniu ,że kochałam. Trwać może w nadziei, że wtedy nie kochałam, że kochać jeszcze zdąże. Mogłabym umrzeć o teraz, krzycząc ostatkiem tlenu zgromadzonego w płucach,że przezyłam aż nadto co Bóg przewidział dla nas o tutaj na Ziemi, o tutaj tak w przedśionku tego jego planu. A może, nie mogłabym umierać, bo każdy z nas zasłużył na miłość odwzajemnioną, a nie tylko na chwilowe dopasowanie fizyczne. Ale jak już monotonnie powatarzam, miłośc to nie kwestia zasług. W starciu z rzeczywistoscią, nigdy nie nazywam tego miłością, nie mówie "kochałam", ślepo nazywam to "zacpaniem", "wpojeniem". Bo tak łatwiej, tak milej dla tego mięsnia który pompuje mi krew. Czy to wstyd? Miłośc jest wstydem? Może i powinna nim być, skoro wiąże się z upadkiem godności, tej niezbywalnej częsci człowieczeńtwa. Wyprułam się metafizycznie, wtedy na skraju, jak odchodziłam. Nie odwrócilam się, napewno nie z niepewność, raczej dlatego by jej w ogole nie dopuścić do siebie. Urosłam do rangi tej, na którą już nikt nie zasługuje, tej która nosi się ponad stan, tej która czuję ,że może. Może wszystko, za wyjątkiem miłości. Trudno mnie rozbudzić, namówić do przyjaźni. Jest we mnie tak mało tego wszystkiego czym można się podzielić z drugą osobą. Zbdowałam mur, a wraz z kązdym dniem dalej, już tlyko go umacniam. Odważyło się niewielu, niewielu dobrze wspominam, moze i nawet jest mi ich torche szkoda. Że często ich pierwszą większą miłością byłam ja, ja taka sucha, ssuchotniała uczuciowo. Szkoda. Teraz jestem jak w przymeżalni, a na wieszakach pełno nowych sukni. Każda piękna, lepsza od popedniej. A Ty tak uporczywie wspominasz tę z balu maturalnego, tę w której wyglądałaś tak młodo, tak nieskazitelnie po prostu najlpeiej. Jak z strachu przed nowością tylko wsponasz, przez co nadal w przymiezalni, nadal bez sukienki na ten jutrzejszy bal jestestwa. Nadal w wspomnieniach, nadal zatopiona, powoli bez tlenu, coraz bledsza, coraz matrwsza. Przymieżasz, udając, że nie widzisz iż pasują, iż podkreślają Twoje wdzięki. Zdejmujesz pomimo ,że pasuje, pomimo, ze pasowac powinna. A kto pozwolił na to wszystko? Cierpienie jest przepustką ? Pozwoleniem na tę przymieżalnie? A Ciebie ktoś pytał o pozwolenie, jak kradł uczucia, jak wysysał chęc do życia codziennie, tak skrzętnie, z premedytacją? NIE, doskonale wiesz, że NIE. I jakby mógł naprawić błędy, to i tak by się nie pofatygował. "Ale miłość to przecież nie kwestia zasług".

20 999 wyświetleń
429 tekstów
2 obserwujących
  • 25 June 2012, 19:51

    Normalnych jest właśnie az nadto, Tych dla których zycie to tylko ziemia, to tylko tu i teraz. Ja szukam Tych dla których isnieje coś więcej niż szara rzeczywistość, Tych który niosą w kieszeni kredki, by namalowac uśmiech, by zmienic świat na lepsze. A co do facetów zmieniających się w baby - to przytakuję, coraz więcej. Strach się bać.

  • Albert Jarus

    24 June 2012, 22:17

    no niestety nie jednej kobieta przerasta męzczyznę, nie jeden facet zmienia się w babę- świat schodzi na psy i weź znajdź tu normalnych :)

  • 24 June 2012, 20:02

    Nienawidzę edytowac. Gdybym to robiła, tekst nigdy nie wypłynąłby z mojej głowy na świat. Ciągle bym coś poprawiałam, dodawała.
    Racja, kobieta powinna być słaba, ale niestety z tego jak jest nie wyniki jak być powinno. Ubieramy spodnie, scinamy włosy, bo nie znajdujemy nikogo wokól nas, kto zapewni nam bezpieczesństwo, choć skrawek jego poczucia. A jeśli złudnie trwamy przy pseduo mężu stanu, szybko okazuje się, że nasze wymagania są nadto cięzkie jak na jego ramiona. Smutne.

  • Albert Jarus

    24 June 2012, 09:58

    Dużo fajnych i głębokich przemyśleń...
    Kobieta powinna być słaba, jaki sens wtedy miałoby męskie istnienie. To my powinniśmy silnym ramieniem wspierać i chronić...
    Miłość- chwila...
    dużo tego
    troszkę literówek itp. się wkradło, ale ogólny wyraz podobał mi się