Menu
Gildia Pióra na Patronite

20.02.2020r.(czwartek)

fyrfle

fyrfle

Za bardzo nie zwróciłem uwagi na początek dnia. Ale wiem, że było więcej ciemnawo niż jasno, a po nieboskłonie wędrowały szaro-sine deszczowe chmury, lecz takie rzadkie, rażące bylejakością, stąd też deszcz z nich, to za bardzo nie był deszcz, a mżawka po prostu. Mżawka wcierająca rześkość w zaspane jeszcze oczy, rzęsy i policzki. Delikatnie wspomagał ją wiatr, więc na chwilę sen został zrzucony spod górnej powieki i skroń przestało coś uciskać - coś co usztywniało, sprawiało wciąż mroczki snu w umyśle. Wróciłem więc do łóżka.Coś mi się śniło, ale na szczęście nie pamiętam. Wstałem z mniejszym lękiem. Tak skroń ściskał lęk i zmęczenie lękiem. Zrobiłem sobie kanapki ze śledziem gilowickim i to było moje pierwsze śniadanie. Potem na wypełniony już żołądek postanowiłem wziąć mocną doustną szprycę kofeiny. Wszystko zaczęło nabierać normalności, w tym kolorów, powróciło działanie. Codzienność ruszyła. Z pomocą przyszli najbliżsi. Ich telefony sprawiły, że trzeba było działać. Adrenalina i co tam jeszcze i nie gnije w myślach o swoich problemach, które po prostu odeszły zastąpione działaniem dla dobra bliźniego mego.

Kotarę w łazience daję prawie na sam parapet i doświetlam taak storczyki posadzone przed wczoraj. Ciężko się przyjmują, ale może tym razem się uda. Za oknem pada deszcz, ale nie wieje wiatr. Jest jasno. Patrzę na oazę z wyschłych słoneczników. Karmik wisi i jest prawie pełny, a więc ptaki zrezygnowały ze stołówki i wolą dary natury, te z ziemi najczęściej i łąk okolicznych. Cukrówki i kosy na moich oczach przemierzają ogród wzdłuż i wszerz. Co chwila się zatrzymują rozglądają i dziobami grzebią w trawie i ziemi. Jest mokro i ciepło, a więc dżdżownice hurmem pierścień za pierścieniem przesuwają się ku światłu, a na powierzchni ziemi wiele z nich staje się pokarmem ptaków, może też kretów przyczajonych gdzieś pod darnią. Patrzę w ogród i widzę, że póki co w stanie zielonym dotychczasową część zimy przetrwały lwie paszcze.Jak tak dalej ułoży się z temperaturą, to niedługo będą wypuszczały pąki i bardzo wcześnie będziemy uczestnikami spektaklu z piękna ich przeuroczych kwiatów. Choć może być różnie i na przykład chłodna deszczowa pogoda może trwać do połowy maja i z przymrozkami nocami, więc wszystko będzie kuliło się w sobie, aby wystrzelić dopiero kwieciem i szalonym tempem wzrostu po ogrodnikach i ZZ. Ponownie spoglądam w stronę słoneczników i karmika. Jest. Jest jedna sikorka. Dziubie ziarno i zaraz rozgląda się. Jeszcze jedno ziarno i odlatuje w kierunku aronii. Siada i kręci głową, rozgląda się za niebezpieczeństwem,czyli niczym innym jak kotami, których tutaj również stada prawie. Stoję dłużej i patrzę w krzew aronii. Coś się poruszyło po skosie, a w górę od obserwowanej sikorki. Powoli przyswajam wzrokiem i rozumiem, że to kolejna sikorka. Trwam dalej, zaraz niżej dostrzegam ledwo dostrzegalne poruszenie, czyli następny ptak. I tak bez ruchu przyglądam się i powoli dostrzegam je wszystkie. Są dobrze zakamuflowane wśród trzymetrowych łodyg krzewu. Ostrożność mnie nie dziwi. Kot w swoim instynkcie zabijania z pewnością mógłby do nich doskoczyć. Ale na razie kotów nie ma. O tej porze odpoczywają po nocnej aktywności, czyli głośnych awanturach, które budzą ludzi i inne zwierzęta o różnych porach nocy. Przez ogród wiedzie kilka kocich szlaków, które nie mogą być samotnymi kocimi ścieżkami, bo kotów jest po prostu nadmiar, a dokarmiane przez ludzi tracą instynkt i nie idą w pola i lasy. Zresztą jest zima, a kocury przeważnie wracają na zimę w rejony przydomowe i instynkt podpowiada im aby napaskudzić w cudzym rewirze swoim zapachem, przejąć cudzy rewir i przypuszczam, że niektóre z uczuciem frajdy przystępują do całodobowych bitek okraszonych niesamowitym wrzaskiem. Potem wracają do swoich podwórek, często kuleją i krwawią. Nie widać ich po kilka dni. Liżą wtedy rany i dochodzą do siebie, regenerują siły. Gdyby je złapać, to pod opuszkami palców poczulibyśmy wiele strupów i zgrubień, to zalizane czasem i językiem rany i ropiejące jeszcze ślady ostatnich pojedynków.

Ano łatwo jest ludźmi sterować i nawet tak zwani mądrzy nie zdają sobie z tego sprawy, że są sterowani, a w zasadzie sami podążają na łańcuchach: kolejka do pączkarni dzisiaj, jutro nocna promocja w media coś tam, jeszcze po popiół na głowę stadnie, a w następny piątek do konfesjonału, w kolejną niedzielę na paradę równości, w jeszcze kolejną pod sąd pisać światłami świec napis konstytucja, jeszcze czarny marsz i już Boże Ciało, krok i pielgrzymka do Częstochowy, a przecież jeszcze będzie ekstremalna droga krzyżowa, jakaś pielgrzymka do ziemi świętej, do Rzymu, do Lichenia, różaniec do granic. Wspólnota, czy zniewolenie? Czy wspólnotą jest czy zniewoleniem budowanie muzeów, panteonów, pomników, narodowe czytanie Mickiewicza, a Wojaczka i Kurowskiego już nie! Czemu Pan Tadeusz, Kordian, Wesele a nie Pan Tadeusz, Chopin i Sobieski. Czemu Coca Cola, a nie Johny Walker? Ha, ha i tu właśnie wreszcie następuje połączenie. Dobre łączy się samo i szuka siebie.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!