Menu
Gildia Pióra na Patronite

6.09.2018r.

fyrfle

fyrfle

Wrzesień wreszcie trochę zainscenizował jesień o poranku, a więc spowijały ciężkie mokre mgły ogród, przyginając ramiona kwietne słoneczników do ziemi, a i też wreszcie srebrząc rozgwiazdy babiego lata miniaturowymi diamencikami wody naszej powszednie, której oby nam nigdy nie zabrakło amen. Obszedłem więc ogród dookoła sycąc się jego specyficznym jesiennym klimatem i wdychając wilgoci pełne gęste powietrze. Nacieszyłem wstępnie oczy słońcami słoneczników i tym gąszczem tam kolorowego kwiecia, który tworzą słomianki, szałwie, aksamitki, nagietki, cynie miniaturowe i wysokie oraz teraz przede wszystkim astry, które jeszcze raz podkreślę, sprawiły nam ogromnie miłą niespodziankę, kiedy po trzydniowych ulewach w trzeciej dekadzie sierpnia, nagle zaczęły rosnąć jak na drożdżach i teraz są niesamowitym zbiorowiskiem rozczapiżonych główek wielobarwności, jak te żywieckie dziady, których marsze można obserwować w styczniu w Żywcu czy Milówce.

Podniosły się pomimo gęstości osiadającej mgły ramiona aronii po wczorajszych z niej żniwach, a w sumie obrodziła sześcioma wielkimi miskami owoców, a teraz rozprostowuje kości i udaje się na zasłużony jesienny i zimowy wypoczynek, jeszcze tylko rozbłyśnie fajerwerkami kolorowych jesiennych liści.

Bardzo ładnie owocuje w tym roku głóg i ma zdrowe duże i bardzo czerwone jagody, które być może przemienimy w smak nalewki, a być może po prostu zostaną jadłem dla zimowych ptaków, które zdecydują się tutaj z nami mieszkać pomimo mrozów i kotów.

Gdzieś przy ogrodzeniu na północy ogrodu zdecydowaliśmy powołać do życia kolejną rabatę kwiatową, w zamierzeniu będzie jakby żywopłotem, a utworzą go malwy i naparstnice, więc nasadziliśmy ich sporo, oczywiście sami je wyhodowując, a część przenieśliśmy z dolnośląskich bezkresów dzikiej roślinności.

Jest coraz wilgotniej, a nie służy ona pomidorom wszystkim, więc niektórych liście, łodygi i owoce zamiast zielenieć i czerwienić się, to niestety czernieją i czas je spalić. Nabierają soczystości i słodyczy oraz wyrazistości swoich smaków brukiew, buraki i seler. Jeszcze do października będą tak nasiąkać esencją swoich możliwości smakowych, choć już przecież od jakiegoś czasu są elementami tworzącymi barszcz czy znakomite surówki.

Tam na południu pomiędzy dwoma świerkami dzień po dniu noc po nocy opadają barwne i soczyste i naprawdę już słodziuchne brzoskwinie i opadają wprost pod pyszczki wylegujących się kotów, które czasem testują ich smak nadgryzając je, a potem pysia szepce do Ciri swoją zdecydowaną ocenę, z którą Ciri wskakuje na trampolinę i dzieli się nią z Zosią i wnusia już wie, które z brzoskwini owoców są najsmaczniejsze i najsłodsze, a potem wybiera je i smacznie się nimi objada.

Podchodzę wreszcie do zachodniej ściany domu, jej północnej elewacji, a tutaj na oknie klatki schodowej, w zasadzie na parapecie tegoż okna stoją skrzynki z jesiennym kwieciem pelargonii, astrów, koniczyn i aksamitek i patrząc na nie dostrzegam kwintesencję późnego lata, które jesieni już blisko, a więc z fioletowej czupryny astra zwisa długachna nić babiego lata i zaczepia się dwa metry niżej o kolejną głowę rozczochraną przedstawiciela tego gatunku, tyle, że w kolorze różowym. Widok naprawdę sycący ducha i sprawiający, że dzień dzieje się przez radość.

Zachodzę do domu. Schodzi Zosia. Robię jej napój ze soku z malin, zjada dwie miski płatków kukurydzianych wypełnionych cudownością mikroelementów, a może to tylko chemia?

- Dziadek co to jest ta szarość? Mgła czy deszcz?
- Mgła.
- Dokończę śniadanie i pójdziemy na trampolinę?

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!