Menu
Gildia Pióra na Patronite

Takie sobie życie 2

Kama1126

Kama1126

Więc...
Znowu zaczynam zdanie od "więc"... Moja polonistka, u której zawsze miałam 6 chyba by mnie zjadła... Ale - już się nie uczę i jakiś czas temu zdałam maturę. Generalnie(słowo którego nie cierpię) jeśli Ktoś nie wie o co chodzi i początek mojej wypowiedzi wydaje się chaotyczny - trudno, ale odsyłam do części pierwszej. Tam Ktoś będzie miał okazję trochę się dowiedzieć i przyzwyczaić do pokręconych, nierzadko niezrozumiałych zdań i myśli czyhających tylko żeby wyskoczyć z mojej głowy.
Przechodzę do sedna, około 23:30 wypiłam najmocniejszą kawę mojego życia i teraz około godziny 3:00 nie mogę zasnąć... Dodam tylko że raczej nie pijam kaw.
Może opowiem trochę o moim statusie na fb. Status - wolna, albo raczej nic, ponieważ nigdy tego nie zmieniałam chociaż praktycznie od dziecka miałam jakichś chłopaków czego w obecnej chwili bardzo żałuję i w przyszłości postaram się jakoś nie dopuścić do takich rzeczy moim dzieciom. Nie żeby było źle, czy żebym miała czego żałować. Nigdy też nie wyskakiwałam ponad dozwolone w danym wieku rzeczy, jednak uważam że dzieciństwo powinno być dla dzieci, nie dzieci próbujących naśladować dorosłych. Może w dawnych czasach było to dla mnie nieprawdopodobne, jednak na dorosłość jest zdecydowanie zbyt dużo czasu.
Sedno wypowiedzi - chłopaki. Mój ostatni związek trwał prawie 4 lata. I co? Może to głupie i może również to bardzo źle o mnie świadczyć, ale doszłam do wniosku że posłucham rady mamy i wreszcie znajdę sobie chłopaka który ma mi mniej do zaoferowania niż ja jemu. Takiego, na którego hurtem nie lecą wszystkie dziewczyny, takiego, który ma normalny samochód, prostych rodziców, krótko mówiąc takiego, który wreszcie będzie mnie cenił, szanował, nosił głowę przynajmniej na tym samym poziomie chmur co ja, a nie gdzieś daleko, daleko poza naszą galaktyką. Jak się później okazało - nic bardziej mylnego.
Nazwijmy go Pan K. jak pewne słowo które zaczyna się na tą właśnie literę i jakoś tak kojarzy mi się z tym właśnie osobnikiem.
Mianowicie Pan K. miał 3 siostry i tylko on jeden był ich bratem. Był nauczony ciężkiej pracy, był mądry, można było rozmawiać z nim na każdy temat, jeździł małym samochodzikiem i pracował w urzędzie gminy. Miał świetny tyłek(!). Jakoś kurcze odechciewa mi się pisania jak sobie o nim przypominam. Pan K. uwielbiał piłkę nożną i jeszcze zanim zaczęliśmy być ze sobą mówił, że jeśli znajdzie kobietę, która będzie dla niego ważniejsza niż piłka to się z nią ożeni. Głupia myślałam że to mogę być ja. Początkowo treningi chodził 2 razy w tygodniu. Wspierałam go jeździłam na zawody, kibicowałam. Po każdym treningu było piwo z kolegami. Później postanowił że piłka powinna być 3 razy w tygodniu no i piwo z kolegami. Może dodam że nie z tymi z którymi grał w piłkę, tylko z kolegami z jego wioski w wieku 20-60 lat. Oprócz jednego byli to kawalerowie, ten jeden był już rozwodnikiem. Ci oto koledzy mówili mu że jest pantoflarzem bo mnie słucha i spotyka się ze mną 2-4 razy w tygodniu i ogólnie po co komu baba. Więc na piłkę przeznaczył 4 dni. Wybaczcie że tak o tym piszę, ale n ie macie pojęcia jak się z tym poczułam. Pan K. pracował w urzędzie gminy, ale jako swojego rodzaju listonosz. Rozwoził urzędową pocztę. Nigdy na nic nie było go stać i jeśli chciałam gdzieś z nim wyjść to ja za wszystko płaciłam. Nie jestem zwolennikiem tego żeby facet płacił za wszystko, ale niech przynajmniej płaci za siebie. A ja miałam do wyboru albo zapłacić i gdzieś wyjść, albo siedzieć w domu bo bez niego nie mogłam ruszyć się z domu, nawet do koleżanki. Wiem że to wydaje się głupie i pewnie myślicie "dlaczego po prostu nie wyszłaś?", ale stopniowo z pewnej siebie, odważnej, niezależnej kobiety stałam się szarą myszką, bojącą świata i pewną że nikt oprócz K. mnie nie zechce bo taka jestem beznadziejna. K robił mi też inne rzeczy, ale nie jestem w stanie tu o nich pisać.
Z K. zrywałam wielokrotnie. Za każdym razem jakoś mnie przekonał do powrotu. Po tym jak wyrzucili go z pracy jakiś czas siedział w domu. Wreszcie przekonałam go żeby wyjechał ze mną do Warszawy. Wszystko załatwiłam: pracę, mieszkanie, transport, wszystko opłaciłam. Po 4 dniach pobytu i pracy stwierdził że on jest tam nieszczęśliwy, tęskni za domem, za rodzicami, a praca mu się nie podoba i albo jadę z nim albo mogę sobie zostać sama. Zostałam. Dodam że koleś miał wtedy 27 lat. Po 2 tygodniach przyjechał prosić żebym mu wybaczyła. Głupia - wybaczyłam... Zapomniałabym - miał jeszcze zakochaną w nim przyjaciółkę która na wszelki możliwy sposób starała się żeby mnie zostawił. Zrobiła mi opinię puszczalskiej, złodziejki, ćpunki itp. W domu mam sytuację jaką mam, a ona tak nagadała K. że ten poszedł do mojego ojca i powiedział całą "prawdę" co doprowadziło do tego że ojciec wyrzucił mnie z domu. Najbardziej bolało mnie to że uwierzył jej w takie bzdury, a nawet nie chciał wysłuchać mnie. Zamieszkałam u babci. Później długo, długo dalszy ciąg beznadziei, pytania czy może pomyślelibyśmy o ślubie, słuchania odpowiedzi że on to w sumie nie wie czy ze mną być, aż wreszcie koniec. Pamiętam do dziś jak postawiłam mu warunek - albo ślub - albo koniec. W tym momencie kazał mi wysiąść z samochodu i odjechał. Nie macie pojęcia jak się poczułam. Tak się głupio mówi, ale ja dosłownie poczułam jak coś we mnie pękło. Poczułam jak w środku ktoś przebił taki ogromny wór z którego wylał się ocean i zalał mnie od środka lodowatą pustką. Pozbawił strachu i sprawił że pomyślałam - hmm, w sumie to wolę być samotna do końca życia niż żebrać o jego uwagę. Co mi tam.
Później stopniowo wychodziły grzeszki Pana K. okazało się że wielokrotnie mnie zdradzał, imprezował, upijał się do nieprzytomności, całą wypłatę przegrywał albo stawiał kolegom w barach i klubach, okradał mnie i wiele wiele innych.
A ja? Na początku nie potrafiłam normalnie funkcjonować, wymiotowałam, w miesiąc schudłam 12 kg, wyglądałam okropnie. W którąś sobotę koleżanka wyciągnęła mnie na taki wiejski festyn. Spotkałam tam dziewczynę którą kiedyś poznałam. Wzięłam od niej numer, ugadałyśmy się na imprezę i tak zaczęło się imprezowanie czwartek, piątek, sobota, niedziela, a w tygodniu jeżdżenie z kim popadnie, gdzie popadnie. Zaczęło się zapominanie i wracanie do życia jednym z najgorszych możliwych sposobów.
Po 2 miesiącach K. zaczęło zależeć. W 3 rocznicę tego jak odjechał - przyjechał. Zobaczyłam go w koszuli pod moim domem. ZOBACZYŁAM GO! Okazało się że tęskniłam. Dałam się uprosić żeby gdzieś mnie zabrał. Zabrał mnie do miejsca w którym kazał mi wysiąść z samochodu i wyciągnął pierścionek. W porę! Nawet nie wiem jak wygląda. Odwróciłam się i kazałam się zawieźć do domu. Płakałam, płakałam, a później był czwartek, więc płakałam na imprezie, aż przestałam płakać. Na darmowych imprezach, darmowe picie, darmowe odwożenie do domu. Cała masa chłopaków na których nawet nie chciałam patrzeć, ale pozwalałam sobie stawiać zabierać się w różne miejsca i traktować jak księżniczkę. Byłam okropna. Wstyd mi teraz za siebie. Chciałabym ich wszystkich przeprosić.
Źle było ze mną, poznałam złych ludzi, ludzi robiących złe rzeczy i powoli zaczęłam stawać się taka jak oni, zaczęłam stawać się zła. Robiłam wszystko co możliwe, ale nikomu nie dałam się nawet tknąć. Byłam przekonana, że o ile dam rady dożyć starości to skończę samotna na bujanym fotelu, w pustym domu z kotem na kolanach. Dodam, że nie cierpię kotów.
Ale to mija. Mija pewien intensywny okres w moim życiu i jakimś cudem powoli wychodzę na prostą. W mężczyznach zaczynam widzieć ludzi, nawet czasem zastanawiam się czy nie są dobrymi ludźmi.
Mówiliście że ktoś może mnie znaleźć, dowiedzieć się skąd piszę. Po co? A nawet jeśli to co z tego? Ewentualnie znowu będę musiała zmienić pewien nieznaczny element mojego życia. Wiecie? Zaczynając dziś tu pisać nie miałam najmniejszego zamiaru pisać o tym. Widocznie ciągle siedzi to we mnie głębiej niż myślałam.
Pewnie teraz większość z was pomyśli że jestem próżna, rozpieszczona, że przesadzam i że w tym "związku" ja też popełniałam błędy. Owszem, popełniałam, ale niczym nie zasłużyłam sobie na to co ze mną robił i co tym zrobił ze mnie. Nikt na to nie zasłużył. I każdemu kto jest w chociaż trochę podobnej sytuacji z całego serca życzę takiego pęknięcia wora - jakkolwiek to brzmi.

10 010 wyświetleń
170 tekstów
5 obserwujących
  • Kamil Borkowski

    13 August 2016, 05:23

    Kamilo! Tyle lat!
    Co za radość. xd Dobrze Cie widzieć ;)
    Jak widac, czas leci, a ja nadal sie blakam i straszę ludzi :)

  • Kama1126

    13 August 2016, 00:35

    Trumanie! Tyle lat!

  • fyrfle

    12 August 2016, 13:01

    Bardzo dobry tekst, zasłużona fisz.

  • Kamil Borkowski

    12 August 2016, 12:53

    Kamile się nie dają ;) Trzymaj się.