Menu
Gildia Pióra na Patronite

05.03.2020r.(czwartek)

fyrfle

fyrfle

Widok z okna jest dzisiaj przecudny. W prawym górnym rogu początek zbocza Skrzycznego w śniegu, a nad nim bladziutki błękit nieba, w którego marzec wmontował malutki biały obłok. Potem przeglądam tą panoramę w lewą stronę i widzę te wszystkie szczyty nad Polaną Radziechowską - Magurki i Kopy. Niestety zastanawiają mnie bardzo ubogie nazwy tych szczytów, bo dookoła same Magury i Magurki, Kopy. Moim zdaniem za dużo ich. Nad nimi ogromna połać błękitu z archipelagami białych chmur. Tak białych,tak cienkich, że prześwituje przez nie błękit nieba, sprawiając, że chmury wydają się być niezapominajkowe. Zbocza gór są jeszcze szare i ciemne. Ciemne to te ich miejsca, w których porasta je las iglasty, najczęściej świerkowy. Potem jest wszystko co przed Matyską, a wydaje się to być szarymi konarami sadu, choć przecież to jakieś trzy kilometry odległości jest. Zawiera w sobie domy mieszkalne.sady, ogrody, pola uprawne, nieużytki, potoki, drogi. Bliżej sad sąsiada z ogromnym orzechem włoskim, którego konary zdaje się fedrują nieboskłon i rozrywają chmury na mniejsze fragmenty. Wreszcie nasz ogród z piękną już w marcu zielenią trawy.

Szedłem dzisiaj do urzędu. Moją uwagę zwrócił przecudnej urody krzew leszczyny przy drodze o paciorkowatych kwiatach w kolorze żółtym i bordowo-różowym. Ktoś posadził dwie odmiany ze sobą. Widok naprawdę powodujący pocieszenie dla ducha i strawę dla weny. Stanąłem pod nim i przez te gałęzie i serpentynki patrzyłem w błękit nieba nade mną. Niesamowity obraz. Jakieś idealne piękno. Muśnięcie raju. Potem odwróciłem się i patrzyłem na południe - pod słońce. Coś jakbym był w sercu diamentu. Blask, światło, czystość, błękit, a łąka przede mną zdała się być falującą srebrzystością, którą tworzyły uschłe zeszłoroczne trawy. Wiatr kręcił całą instalacją z leszczyny i jej kwiatów. Raz kierował sznureczki kwitów na zachód, a zaraz na północ. Wszystko się skrzyło, mieniło, tańczyło. Powodowało we mnie na pewno spokój, a nawet przypływy szczęścia.

Dalej był Wieśnik - górski potok, którego nurt płynął dzisiaj przed południem bardzo watko. Był bardzo czysty i przeźroczysty jak szyba wiejskiego domu umyta przed Wielkanocą. Widziałem wszystkie jego kamienie i wszystkie zafalowania dna, które powodowały, że powierzchnia nurtu była również falującą i pagórkowatą, a czasem nawet pieniącą się niczym koń powodowany długim wysiłkiem. Przez ostatnie godziny oczyścił się. W czasie intensywnie padającego deszczu miał kolor ziemi okolicznych pół, a potem błękitu pomieszanego z zielenią. Teraz wreszcie jest błękitem, który dla moich oczu jest po prostu przeźroczystością i jasnością. Jasność, w której błyszczą się szlifowane światłem jeszcze w najprzeróżniejsze kolory kamienie. Nurt Wieśnika dzisiaj bardzo szybki. Za jakiś kilometr uderzy w bok Soły nie robiąc jej żadnej krzywdy. Przepadnie jak kamyk rzucony w nurt rzeki, jak łza szczęścia pośród milionów łez smutku. A może jednak będzie łzą smutku, którą osuszy miliony łez szczęścia.

Wracając z urzędu spotkałem Cirillę. Leżała czujnie pod tym australijskim krzewem przy furtce i zwyczajnie wygrzewała się w przedwiosennym intensywnym słońcu. Oczy miała penetrująco wpatrzone gdzieś w dal na południu i były to oczy groźne i dzikie. Oczy pełne zdecydowania i agresji. Pewnie widziała innego kota, który się wygrzewał kilkadziesiąt metrów dalej albo tylko wystarczyło, że wiatr przynosił zapach konkurencji do terytorium i już nastrajał ją w czujność i gotowość do często krwawej utarczki. Cirilla, to kot wiejski przydomowy. Do domu przychodzi tylko rano. Zje skrzydło ptaka, trochę się prześpi i ponownie wyrusza penetrować ogród i toczyć walki o swój teren. Czasem po pnącej hortensji wchodzi na parapet kuchennego okna na wysokości pierwszego piętra i stamtąd obserwuje walki innych kotów. Dzisiaj po godzinie wskoczyła na betonowy rozgrzany słupek od furtki i tam grzeje swoje podbrzusze.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!