Menu
Gildia Pióra na Patronite

23.11.2016r.

fyrfle

fyrfle

Wczoraj temperatura doszła do siedemnastu stopni Celsjusza, a dzisiaj w południe wynosi dziesięć stopni. Jest ciepło i bardzo słonecznie, a z południa wieje dość silny halny. Wielu mieszkańców wsi wykorzystuje tę dobrą pogodę do porządków w sadach i ogrodach, czego efektem jest totalnie zadymiona wieś o statusie gminy. W bardziej cywilizowanych miejscowościach, zwłaszcza miastach, liście są odbierane przez firmy zajmujące się na co dzień wywozem śmieci i wywożone do kompostowni czy elektrowni biologicznych. Tutaj świadomość ekologiczna, to pojęcie kompletnie nieznane, stąd też dolina to najbardziej zanieczyszczone miejsce na świecie. Pośród tego smogu toczy się ludzkie życie i życie fauny i flory. Przedstawiciele flory potrafią zaskoczyć, jak ten łubin, który po raz drugi w tym roku wypuścił swój spiczasty kwiatostan, a teraz kwitnie pięknymi białymi kwiatami. Nie poddaje się lawenda i na końcówkach jej kłosów wciąż skrzą się błękitne małe kruszyny pachnących kwiatów. Cebule kwiatów, które wsadziliśmy na początku listopada też wyglądają spod ziemi zielonymi listkami, bo jest im tak ciepło, że zostały zmylone i poczuły jakby to już był marzec. Przy południowej ścianie domu, na krzewie róży pęcznieje jeszcze jeden pąk i przy tej temperaturze ma całkiem realne szanse stać się pięknym ozdobnikiem jesieni. Halny strąca ze srebrnego świerka kolejne szyszki, które zatrzymują się na gęstych jego od szpilek gałęzi, lub lądują na trawie pod drzewem, dodając uroku jesiennemu trawnikowi. Pod zachodnim murem domu lewkonii ostatni malutki różowy kwiatuszek spogląda na mnie, a ja mu ofiaruje swoją radość, że jest, że daje mi swoje piękno, a on pewnie czuje się teraz bardzo szczęśliwy i potrzebny, jak każdy, którego piękny i mądry trud istnienia jest zauważony i doceniony. Ta świadomość bycia komuś (choćby jednemu) potrzebnym, jest ozdrowieńcza i życiotwórcza. Nieopodal zielenieje kępa nagietków, a łodygi ich wieńczą spore pąki i znowu jest szansa na kolejne w tym roku pomarańczowe słoneczka. Nieco na zachód od nich nie poddały się jesieni mroźnej lwie paszcze i jeszcze kwitną dwa kwiatostany, charakterystycznymi fikuśnokształtami kwiatów. Sąsiad rano ciął piłą motorową drewno na opał, a teraz misternie układa je pod wiatą. Inny zgrabił liście pod wielkim orzechem włoskim na wielkie kupy, a teraz po kolei pali je, zadymiając całą najbliższą okolicę. Na szczęście wiatr jest południowy i dym nie leci na mój ogród. Ja wychodząc do niego mogę oddychać nieco czyściejszym powietrzem na razie. Nie ma raczej dzisiaj moich ulubionych przedstawicieli fauny:cukrówek, kosów i wróbli. Pewnie przepędził je ten od rana dym, serwowany z każdej strony i co paręnascie minut. Teraz dopiero rozchodzą się psie nawoływania i miauczenie najmniejszego z kotów sąsiadów, który siedzi na hałdzie drzewa i pewnie czuje się samotny oraz brak mu poczucia bezpieczeństwa. Kury tylko nie przejmują się dymami i są bardzo energiczne. Zamaszyście wykopują z ziemi przeróżne frykasy, które spowodują niepowtarzalny i jedyny smak od nich jajek.
Cieszę się, że już nie muszę jeździć do miejscowego szpitala na oddział wewnętrzny. Droga nam S została wypisana. Pozostało nam jeszcze znieść ją na wózku po schodach, bo oddział wewnętrzny położony jest na dwóch poziomach pomiędzy którymi nie ma windy, a nawet nie ma podjazdu. Dobrze, że pomogła nam jedna ze salowych i udało nam się logistycznie zorganizować zniesienie kochanej S. Na szczęście szpital ma zezwolenie na działalność już tylko do 2018 roku. Pewne elementy funkcjonowania tego szpitala są wciąż komunistyczne. Idziemy na dyżurkę lekarza, aby dowiedzieć się o stan zdrowia S i pukamy do drzwi. Nikt nie otwiera, no to wracamy i idziemy do wyjścia. Po kilkunastu krokach lekarz woła nas i pyta się co chcemy. No to mówimy, że chcieliśmy się dowiedzieć o stan zdrowia pacjenta, a on nam pokazuje na tabliczkę, że informacji udziela się od 11 do 13 - tej. No to mówimy mu, ze to jest niemożliwe, bo pracujemy. On kwituje nas prawie, że on nic nie wie, bo przekazano mu tylko o przypadkach wymagających zainteresowania. To mówimy mu, że z S w takim razie chyba jest dobrze skoro nie została mu przekazana do nadzoru. Odpowiada, że tak to należy rozumieć. Następnego dnia jest młoda lekarka i znowu pokazuje na tabliczkę z godzinami udzielania informacji, ale okazuje się uczłowieczoną i idzie z nami do drugiego pokoju na drugim poziomie i na innym końcu korytarza i wyszukuje jej wyniki i historię choroby i mówi, że wszystko jest dobrze i leczenie zmierza ku końcowi. Można.
Listopad jest już czasem intensywnego korzystania z przetworów, które zrobiliśmy na zimę, a więc do herbat są soki z mięty, malin, lipy, porzeczek, a do chleba i ciast dżemy z truskawek, śliwek i jabłek oraz aronii. Dobry czas wspaniałych smaków ta jesień i ta zima.
A na ulicach i w autobusach komunikacji miejskiej spotykam zaradne kobiety - matki - polki, o których przysłowie mówi, że gdzie diabeł nie może tam babe pośle. I idą. Będąc zdrowymi jak koń załatwiają sobie rentę socjalną i swoim trzem czy czterem dorosłym synom, którzy mają po 190 centymetrów wzrostu. Jeżdżą z nimi po odpowiednie papiery do samego diabła, a więc lekarza, który takie papiery wystawia i podatnicy muszą bulić na zdrowych nierobów. Dodatkowo dorabiają wywąchując starych i samotnych i omotują ich, a potem przejmują ich emerytury i mają się dobrze. Często negatywnie nastawiają te osoby do swoich dzieci, przejmując nad nimi całkowitą kontrolę i oczywiście OPS tego nie widzi i nie reaguje, a księża nie głoszą potępienia w kazaniach z ambon. Bezpieczniej jest coś tam pobąkać dookoła słów, które ktoś tam napisał 4 czy 2 tysiące lat temu, ale tak, aby nie było konkretu, aby nie wskazać palcem zła obecnego na mszy w kościele i dumnie kroczącego po Ciało Chrystusa.

Pokój Wam.

297 715 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!