Menu
Gildia Pióra na Patronite

14.11.2017r.

fyrfle

fyrfle

Wczoraj pijąc popołudniową kawę, rozmawialiśmy o tym, że raczej musimy zmienić porę naszych dotychczas późnowieczornych spacerów, ze względu na szalenie doskwierający nam smog. Może lepiej wcześniej chodzić, gdy tyle kominów jeszcze nie dymi. W radiu akurat słyszymy reklamę ciepła systemowego i zastanawiamy się - czy włodarze naszej gminy pomyśleli chociaż o budowie tutaj elektrociepłowni i przyłączeniu doń wszystkich domostw. Zastanawiamy się czy takie elektrownie powinny być budowane na koszt państwa i czy nie można by ustawowo zmusić ludzi do wygaszenia pieców węglowych. Wyczytaliśmy w internecie, że powoli rodzą się programy zakładania filtrów na kominy węglowe, ale czy nasi radni wiedzą coś o tym? Czy w ogóle ktoś z nich czy z gminy interesował się to problematyką? W każdym razie coś już na Żywiecczyźnie c działo się w tamtym roku, ale tutaj nikt o tym nie wspomniał. Znalezione informacje w internecie świadczą, że te filtry póki co są horendalnie drogie, więc może dlatego nikt nawet nie próbował zainteresować mieszkańców naszej gminy. Taniej póki co wdychać drażniący grdyki smog.

Tymczasem wczoraj zaczął padać śnieg, a późnym popołudniem temperatura spadła na tyle, że snieg zaczął osiadać na trawach i płatkach kwiatów. Nie było go za dużo. Wyglądał jak większa ilość szronu po rannych przymrozkach, albo pleśń na jakimś zielonym serze z Francji. Troszkę osiadł na zewnętrznych brązowych liściach buka i chwilę wyglądało na nim już naprawdę zimowo. Wybielił też końcówki tak, iż wyglądały one jak z daleka jak bożonarodzeniowe choinki, albo te zielone znicze, które się wtedy kupuje na groby naszych bliskich. Piękną była w tamtych momentach rabata kwiatowa. Na pochylonych słonecznikach zalegał śnieg, na ich liściach majestatycznych wielkich , na kwiatach jeszcze wciąż niektórych żółtych. Część liści pi kwiatów od góry przysypana śniegiem, a od dołu pięknie zieleniejących i złocących się. Razem zjawisko malarskie i poetyckie. Dookoła trawniki już w bardzo intensywnej bieli i przyprószone delikatnie śniegiem spod którego wciąż jednak wyglądały na nas kolory: aksamitki, nasturcje, malwy i lawenda. Jeszcze te brązowe już uschłe liście słonecznika, zwisające w dół, na tle białego puchu - kolejny fragment tego zimowego już obrazu, który zapanował w zaawansowanej jesieni listopadowej.

Dzisiaj jest na powrót jesienna aura. Jest dość jasny dzień i bezwietrzny, sprzyjający właśnie osiadaniu smogu. W domach, w których są małe dzieci i osoby starsze, pali się ogień w piecu przez całą dobę, więc dostajemy do płuc stałą dawkę trujących substancji. Czy to muł , czy to śmieci lub, czy t węgiel, to dym z kominów śmierdzi i tyle oraz powoduje drapanie w gardle, kaszel i chrypkę przez większą część roku.

We wsi toczy się normalne życie. Mieszkańcy robią zakupy, rozmawiają na chodnikach ze sobą w drodze na przystanek, na zakupy czy w drodze z autobusu czy ze sklepu. Na drzewach wiszą jeszcze jabłka, które konsekwentnie wydziobują kosy. Sikorki penetrują ostatnie głowy słoneczników. Jeszcze nie wszystkie jeże śpią, bo niestety widzę jednego rozjechanego na ulicy. Woda w rzece jest podniesiona po opadach deszczu i śniegu i rwie w kierunku Soły niezbyt przejrzysta, niosąca w sobie osad z pól i gór. Na jednym z płotów przy ulicy Promiennej wiją się bordowe liany ostrężyn i świecą się kroplami stopniałego śniegu ich ciemno bordowe liście, choć niektóre są jakby w barwach owocu granatu. Spotykam naszego wiejskiego wędrowca, który jak co dzień przemierza drogę do Żywca. Życzliwie mówimy sonie Dzień Dobry.

W zachodnim ogrodzie znajduję jeszcze miejsce, w którym robię bardzo kolorowe i zarazem bardzo ładne i cieszące ducha zdjęcie. Tutaj kwitną jeszcze ciemnym żółtym i mocnym brązowym kolorem na jednym kwiecie aksamitki. Tłem dla nich jest dzisiaj, przy tym dość intensywnym świetle jasna zieleń gęstej trawy z prawej strony, a z lewej intensywna barwa bordowa kwiatów żywotnika. Aparat smartfona nie oddaje tych kolorów i na zdjęciu brąz aksamitek, to bordo, bordowość żywotnika jest fioletem. Ale są jeszcze kolejne tła dla tych kwiatów, a więc dalej to ciemny gąszcz łodyg i gałęzi aronii, a zaraz za nim żółtości i brązy liści buka. Całość jest cudownością listopada, przekładającą się na radość istnienia ogrodników.

Postanowiłem się przyjrzeć dokładniej drzewu buka i jego gęstości piękna, którym są jego listopadowe liście - bardzo bardzo barwne i tym samym urzekające nas i sprawiające, że myślą, duchem i słowem oddajemy podziw temu drzewu jak i naturze. Dzisiaj , trochę układ tych barw na tym drzewie przypomina mi łańcuchy grube złocące się , którymi otulam choinki. Jest więc na nim jakby ciemne rosyjskie złoto i są na nim pasy żółci i pasy pomarńczowości oraz serpentyny rudości. Wszystko razem sprawia, że wielbimy ta roślinę, zmieniamy zdanie o listopadzie i jest on po prostu kolejnym miesiącem w roku, w którym przyroda daje nam jakieś swoje niepowtarzalne piękno i sprawia, że nasze życie jest łatwiejsze, spokojniejsze i piękniejsze.

Przemierzając ogród w poszukiwaniu enklaw piękna, trafiam na kolejny "rodzynek". Pod zachodnią ścianą domu rośnie oczywiście wiciokrzew. Jest plątaniną kolorowych pnączy w tej chwili, dodatkowo przyozdobionych idealnie zielonymi liśćmi i tymi, które zmieniły już kolor i są limonkowe bądź cytrynowo żółte. Na końcówkach łodyg wiciokrzewu, czerwienią się jasną czerwienią, jakby dosrebrzoną promieniami przebijającego się przez chmury słońca. Zaś inne końcówki jeszcze tworzą pąki, gotowe rozkwitnąć, jak tylko mocniej dogrzeje słońce, gdy tylko przeminą chmury i na południu nieboskłonu niebo zakwitnie błękitem.

W drodze ze sklepu przyjrzałem się modrzewiowi rosnącemu na skraju ogrodu są siada, a pod linią elektryczną. Żółć i rudość jego igieł zlewa się ze sobą dając specyficznie piękną złotawość całości. Przypominam sobie, jak dwa lata temu, kiedy temperatury były wyższe to takie kolory modrzewie osiągnęły dopiero w drugiej dekadzie grudnia. Wtedy kojarzyły mi się ze światłem płonącym w hołdzie ofiar muzułmańskich zamachów terrorystycznych. Dzisiaj to po prostu niesamowite piękno, jakby korona listopada w wigilię połowy jego czasu.

Przy wejściu do domu rosną w skrzynkach i kwitną wciąż żółte bratki, wewnątrz ich kwiatów są brązowe kreski rozchodzące się na bok płatków. Przypominają odwrócone rzęsy. Kolejny jasny moment w istnieniu człowieka.

Spoglądając na bratki , dostrzegam też krzew rosnący przy ogrodzeniu od północy domu. Płonie teraz łososiowowością swoich drobniutkich listków, a pomiędzy nimi iskrzą się czerwone jego owoce. Gałęzie kaliny , łyse już, ale jakby ozdobione kolczykami z ciemno czerwonych swoich owoców, zdają się mieć chęć pochwycić piękne kolory sąsiadującego z nią krzewu.

Wracam do domu, a tutaj na parapecie żółtego pokoju kwitnie jakiś kaktusowaty kwiat łososiowym dzwonkiem i wygląda na mnie zza firany. Też czeka na zachwyt, na dotyk , na piękne myśli i dobre słowa.

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    15 November 2017, 18:11

    Dziękuję M :)

  • giulietka

    15 November 2017, 08:08

    Przyzwyczaiłam się już do Twojego dziennika, Mirku, czyta się bardzo przyjemnie do porannej kawy;)