Menu
Gildia Pióra na Patronite

18.03.2020r.(środa)

fyrfle

fyrfle

Wczoraj zaraz z pierwszego ranka przez okno jak duch, wpadł jasny wesoły promień słońca do pokoju. Wcale nie pytał mnie o pozwolenie wiedząc o mojej dozgonnej zgodzie i wdzięczności. Zatańczył zafalował i zrobił dwie ósemki, po czym rozpromienił się w złocistą jasność jeszcze mocniej uniesiony i odurzony wypełniającą pokój wonią kwiatów hiacyntów. Chwilę trwał w tym zauroczeni, a zaraz potem przyklękną na jedno kolano i bardzo głęboko schylił głowę przed czuprynami z gęstych niebieskich płatków. Potem po raz kolejny zawirował i sprawił, że pokój rumienił się złotem. Następnie oplótł swoją jasnością i ciepłem te kilkadziesiąt czerwonych główek goździków krysztale, które w przepiękny sposób mieszkają z nami od ósmego marca. Dalej błogosławił złoto skrzącymi się kroplami malutkie kwietne główki calanchoe. Odwiedził i utulił serdecznym ciepłem wszystkie kwiaty storczyków. Krążył i srebrzył poświatami wszystką zieleń wszystkich roślin w pokoju. Potem przeszył nas swoją dobrocią i siłą powoływania życia w radości. Objął nas za szyje i mocno uściskał całując w policzki i rozszerzając nasze dobre spojrzenia na świat. Spokojnie powiedział, że zostanie z nami jakieś cztery dni, a potem na chwilę powróci pożegnać się zima.

Późnym rankiem, już gdzieś na granicy przedpołudnia spotkaliśmy na swojej drodze życia "siłaczkę", choć ja wiem czy spotkaliśmy, skoro tak naprawdę ty wy wydaliście ten owoc i ukształtowaliście w entuzjazm, siłę, zaangażowanie, wigor, moc kruszenia przeciwności, obowiązkowość, poświęcenie, pokorę, uśmiech, bezinteresowność, pracę w wielu nadgodzinach, o niepełnym zdrowiu,w wiarę, w Boga, w siłę mądrości z Ducha Świętego, w uczciwość, serdeczność, szczerość, prawdę i chęć rozwiązywania problemów, pomocniczość, uczynność, zrozumienie i szukanie rozwiązania, waleczność i więcej więcej jeszcze więcej dobrych przymiotów. A widać, że Niebo pobłogosławiło jej i zdaje się mówić - ona jest ze Mnie, jej dajcie swoje dłonie, a ona was poprowadzi w wolność i mądrą samodzielność. A potem szliśmy pod niebem ze samego błękitu i w troskliwych objęciach braci i sióstr naszego domowego promienia oraz jeszcze pomiędzy parasolami ze złotych i białych fryzur pierwszych wiosennych kwiatów. Kiedy wracaliśmy po prawicy towarzyszył nam niesamowity zachód słońca, który zmieniał miejskie i wiejskie oraz leśne, wodne i łąkowe krajobrazy w niebiańskiej urody obrazy, którymi wzruszaliśmy się do samego domu. Kiedy słońce ostatecznie żegnało się z naszym horyzontem było czerwoną kulą, a my kłębowiskiem zachwytów głośno wydobywających się z naszych strun głosowych.

Ten wczorajszy dzień był bardzo dobrym. W głowię kłębiły mi się limeryki i fraszki, oczywiście w treści nieparlamentarne. Po jednym takim arcydziełku gdzieś tam sobie postanowiłem zapisać. Wczorajszy dzień przede wszystkim przyniósł mojej głowie dwa poprzednie akapity. A wieczorem smaki dobrego jedzenia i rozweselających duszę i nacieplających ciało napojów, a zaraz potem przyszły rozmowy o Polsce i Polakach. Mówiliśmy o czasie wielkich wstydliwych powrotów do porzuconej Ojczyzny, której kiedyś nie zaoferowaliśmy kształcenia się i uczciwej pracy na uczciwych zasadach, a wybraliśmy obczyznę, która zaoferowała nam tylko piniondz bez szacunku i ubezpieczenia zdrowotnego. Teraz więc stoimy w kilkugodzinnych korkach do granicy i wcale nie w pokorze z podkulonymi ogonami, tylko ponownie pyszczymy na rząd i Ojczyznę, ale w końcu przejeżdżamy granicę porzuconej kiedyś Matki i zaraz z kwarantanny dzwonimy do Urzędów Pracy. Ratujta zarejestrujta ubezpieczta mnie cwanego mnie hardego, się mi należy. Tak sobie rozmawialiśmy, że skoro wybraliśmy się w drogę powrotną od macochy do Matki z dziećmi, bez przygotowania - bez jedzenia na kilka dni, wody na kilka dni, bez paliwa, bez kilku podstawowych lekarstw, to Jugend Amt, to on nie powinien nam tych dzieci zabrać? A tymczasem Niemiecki Czerwony Krzyż wziął krzyż naszej pustki i głupoty i wozi nam picie i jedzenie, ale my przecież jesteśmy żołnierzami drogi krzyżowej i wbijamy kolejne bratnale Chrystusowi - zapomnieliśmy, że czekając do granicy trzeba zostawić korytarz życia. Nie nie zapomnieliśmy. Z premedytacją zablokowaliśmy autostradę, bo liczy się tylko nasz egoizm.

A dzisiaj? Promień słońca jest jak najbardziej z nami od wczoraj i jest jak najbardziej w nas. Sprawił, że noc była ciepła i ranek jest jasny i ogrzewający wszystko to co pragnie żyć i pokazywać swoje piękno albo po prostu w radości oddać się swoim obowiązków wynikającym z kodu genetycznego czy z konieczności. tworzenia życia pięknym i czystym. Powoli spod ziemi wyglądają główki lilii. Przez trawę wybijają się następne liście i pączki krokusów, a te które wzeszły wcześniej dzisiejszego dnia kwitną pełną szerokością i głębokością swoich prześlicznych kielichów malowanych i rzeźbionych przez Boga, kiedy był w momencie tworzenia taki, że akurat tworzone okazywało się nie tylko dobre, a po prostu doskonałe, zachwycające, wzruszające, na duchu podnoszące, do mądrości pobudzające, do przystanięcia zachęcające, do pomyślenia nawołujące, do zapytania się - co tak naprawdę dla mnie ma sens, tego wręcz pytania siebie wymagające. Jeśli już dojrzałeś, to wykorzystaj! Czy w ogrodzie pełnym kwitnących krokusów, wschodzących lilii, czosnków, w którym pietruszki wypuszczają kolejne pachnące zielone ramiona jest miejsce na cierpienie, na smutek, na niedoskonałość losu? I czy to jest czy nie jest miłe Bogu? Pewnie jest. Ciekawe jak cierpią dżdżownice zjadane przez na przykład kosy? Czy jest potwornym niewyobrażalnym bólem dla nich kiedy są rozpuszczane w układzie pokarmowym ptaków przez ich kwasy i enzymy trawienne? Jakim traumatycznym bólem psychicznym i fizycznym jest umieranie myszy, kiedy tłamszona jest zębami kota, a potem staje się igraszką, niby piłką, w łapkach wiejskiego kota. Czy ból i ból strachu czuje do końca? Do tego momentu aż kot w końcu zdecydowanym ostatecznym kłapnięcięm odetnie lub wyrwie jej głowę z karku. Może ktoś wcześniej, może jakiś ogrodnik, a może jakiś obrońca zwierząt, może ezoteryk lub zakonnik prawdziwie ogarniający wszelkie stworzenie, może ktoś z nich wymodlił jej wcześniej omdlenie i nieświadomą ostatecznie śmierć. Czy Bóg na krzyżu przebaczył kotu i kosowi? Czy Bóg na krzyżu myślał, aby to zakończyć?

Jutro, czy wcześniej może nas nie być, więc warto takie pytania postawić teraz i chociaż w tym miejscu, bo to też wygląda tak od naszej strony, że jak siewcy i żniwiarze mogą zaśpiewać - "plon niesiemy plon", tak my możemy i śpiewamy sobie i Bogu trawestację tej pieśni, czyli "krzyż niesiemy krzyż". Syn pięćdziesięcioletni policjant przywozi swojej osiemdziesięcioletniej matce swoje dzieci do pilnowania, bo przecież one nie mają kwarantanny, tylko mają ferie. Przywozi codzienni. Sam jest na pierwszej linii frontu walki z zarazą. Cóż życie, skoro religii miłe cierpienie i w cierpieniu śmierć? Jedno jest młodsze, drugie ma kilkanaście lat. A gdzie tam! Nie mają kwarantanny, nie są zagrożeniem, nie są nosicielami, ich dziadkowie mieszkający w tym samym domu nie mają po ponad siedemdziesiąt lat? Co parę dni rodzice odwożą i przywożą je z walizkami. Wymiana feriowa trwa w najlepsze. Jak co, to będzie można powspominać i pochwalić się - a tak nasze dziadki pomarły wtedy, w czasie tamtej zarazy, ale wtedy to było, a myśmy tyle radochy mieli.

297 711 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!