W ogrodzie przy Ogrodowej, mimo wielości kwietnego piękna, jest też wiele smutku. Smutku po uroczystości pogrzebowej Pana Andrzeja. Dobry to był człowiek. Złota rączka. Pomocny rodzinie. Chętnie udzielał się sąsiadom. Uwielbiał życie. Uwielbiał Beskidy. Kochał naturę. Wielbił wędrówki, grzyby, pomagać, pięknie odpoczywać.
Kapitalne kazanie Księdza Proboszcza, ukierunkowane właśnie na dzieło życia Pana Andrzeja. Na jego rodzinność, na ukochanie pracy, na rozwiązywanie ludzkich technicznych problemów, na mądre i w dobru dla dobra wychowanie dzieci. Na jego miłość do życia, aby było pięknem, dobrem i radością. Cieszę się bardzo, że kazanie było pięknym epitafium i hołdem dla zmarłego przedwcześnie Pana Andrzeja.
Taka refleksja jeszcze po raz kolejny przyszła mi w trakcie mszy, że księża powinni jednak zmienić swoje myślenie, a wraz z nim robić pogrzeby popołudniami, aby większa liczba ludzi mogła w nich uczestniczyć, tak jak to widziałem w Irlandii, gdzie pogrzeb w lipcu był o godzinie dwudziestej, bo irlandzka prowincja, to przede wszystkim rolnictwo i rodzina oraz sąsiedzi i znajomi mogą przyjść na pogrzeb dopiero po skończeniu prac polowych i przy zwierzętach. Tam w lipcu noc zaczyna się po dwudziestej trzeciej.
Przy okazji pogrzebu Oriany Fallaci, czytałem, że we Włoszech jest taki zwyczaj, że kiedy trumna z ciałem zmarłego wyprowadzana jest z kościoła i wieziona, czy niesiona jest na cmentarz, to uczestnicy pogrzebu gromadzą się wzdłuż ostatniej drogi trumny z ciałem i klaszczą, dziękując za dzieło życia zmarłej osoby. W Polsce też warto było by ten zwyczaj wprowadzić. Na pewno brawa za dzieła dokonane w życiu należą się śp. Panu Andrzejowi.
Teraz wracałem ze sklepu obok domu Pana Andrzeja. Jeden szczegół mnie zmroził.
Zamknięte drzwi do kotłowni. Zawsze siedział lub stał w tych drzwiach, kiedy chciał odpocząć, a wraz z nim jego pies husky. Dzisiaj i pieska nie było. Trudny dla moich oczu widok, a właściwie jego brak. Brak powitania. Brak kilku choćby słów pozdowienia. Naprawdę stała się wyrwa w losie nie do zastąpienia.
... ludzie zaczynają dostrzegać innych, gdy już nie ma kogo dostrzegać...
😞
Raczej nie dostrzegą w przeważającej większości do końca swoich dni. I moim zdaniem do tego nie potrzeba religii i wykształcenia. Po prostu trzeba na nowo nauczyć siebie i innych ze sobą być. To bardzo trudne, bo ludzie są zachłanni i chcą wykorzystać drugich do wypełnienia swojej chciwości. Chciwoś to fundament dzisiejszej ludzkości. To smutne. Dlatego nie ukrywam, że boję się kontaktów z ludźmi.