Menu
Gildia Pióra na Patronite

czternasty

MrsCarax

MrsCarax

Trochę się zgubiła, wiecie? Z tymże trochę jest zbyt delikatnym określeniem. Miała być w jednym miejscu. Wylądowała jakieś 6 kilometrów dalej. Mam dwie wiadomości. Jedną złą, a drugą dobrą. Dobra - nie była sama. Zła - musieli iść pieszo. Przez las. W nocy. I nie, ona nie szła z nim. Szła z nowo poznanym kumplem przyjaciółki. I wiecie co? Zupełnie się jej to nie podobało. Niby fajny, sympatyczny. Ale jednak obcy. I naprawdę nie było opcji, w której ktoś mógłby ich zabrać w odpowiednie miejsce. Szli i szli. Bo co innego mieliby zrobić? Nie mieli wyboru. Więc szli. To było ich jedyne wyjście. Ich.

Ale nie jego. Bo jak mógł pozwolić, by ona szła z obcym mężczyzną w takich warunkach? Nie mógł. Poruszył niebo i ziemię. Złamał swoje zasady. I znalazł inne opcje. Po raz kolejny wyciągnął ją z problemu. I zrobi to jeszcze nie raz.
Gdzieś się mijali. Pomiędzy całym mnóstwem ludzi. Niby się czasami podśmiewali. Coś powspominali. Trochę porozmawiali, ale byli daleko. Nawet siedząc obok siebie byli daleko. Bo wszyscy widzieli. A oni nie pozwalali na to, by ktoś to widział. Bo wiecie.. Gdy ktoś to zobaczy, to oni mogą to stracić. A chyba właśnie tego oboje się bali.
Och.. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo intensywny był to wieczór. Ona zapamięta to do końca życia. On pewnie też. Bo mimo, że się bali to chyba poczuli, że to ich szansa. Na coś więcej. Nigdy nie mogli mieć lepszej szansy. Mimo tłoku, wielu ludzi. Byli w jednym domu. Mieli cały weekend. I wykorzystali to. Pytanie tylko, czy wyjdzie im to na dobre, czy wręcz przeciwnie. Ale nie o tym. Chcę wam pokazać, że ten weekend. Pozwolił im być bliżej. Bez względu na koszty. Nie umawiając się, nie spisując umowy, postawili wszystko na jedną kartę. Razem. To bardzo ważne, że zrobili to razem. Oboje się na to zgodzili. I było dobrze, wręcz świetnie.
Nie zwracając uwagi na nic. Na nikogo. Nawet na przyjaciółkę. Byli blisko. Jak nigdy przedtem. Śmiali się przy innych. Śpiewali razem ich piosenki, które coś im przypominały i tylko oni wiedzieli co. Znowu się śmiali. Żartowali z innymi, ale śmiali się tylko do siebie. Razem pili. Razem jedli. Razem palili. Byli razem. Po prostu. Ściemniało się. Pojawiły się komplikacje. Kłótnie. Problemy. Nie, nie ich. Nie ich kłótnie i nie ich problemy. Problemy innych, które wszystko rozwalały. Kawałek po kawałku. Ale wiecie co? Razem przez to przechodzili. Działali razem i naprawiali to wszystko. I udawało im się, choć ich to męczyło. A mimo to mieli siłę, by się jeszcze trochę razem powygłupiać. I to robili. Byli niepisanymi gospodarzami. Każdy kto miał jakieś pytanie, pytał ich. O cokolwiek. Ona wiedziała wszystko, a on robił wszystko. I było dobrze. Byli jednym mechanizmem. I wszyscy to akceptowali. Wszystkim się to spodobało. Im też się to podobało. Nawet za bardzo.
Ona siedziała na kanapie i przysypiała. Nadchodził ranek. Była zmęczona, jak nigdy przedtem. Wszyscy już powoli kładli się spać. Ostatnich kilku znajomych pałętało się po domu, jeden nawet jeszcze chciał się bawić. Ale już nie miał z kim. I dzięki Bogu. On leżał z głową na jej kolanach i wtedy nie było lepszego miejsca na ziemi. W tym momencie nie było szczęśliwszych ludzi, mimo że oni już spali. Ale nie długo. Ktoś ją obudził. On nadal twardo spał. Ona pomogła, wytłumaczyła. I chciała spać dalej. Ale nie mogła. Nie wiedziała co zrobić. Bo było jej dobrze. Oczywiście, nie mogła zasnąć i to ją irytowało, ale nie chciała go budzić. Mogłaby po prostu wysunąć się spod jego głowy i uciec. Ale nie wiedziała ani dokąd ani czy tego chce. No dobra, wiedziała, że tego nie chce. Nigdy nie chciała od niego uciekać. Zmusiła się, by go obudzić. Zrobił się z niego straszny maruda, nie chciał jej wypuścić. Powiedział, że tego nie zrobi, choćby miał nie spać. Myślał, że mu ucieknie. Też tego nie chciał. Powiedziała, że zostanie z nim, ale że chce się tylko położyć. Na to przystał. Ona poszła po pierzynę, on zajął się wersalką. Znowu cudownie się dopełniali. Razem działali, ona się starała, on się starał. Jej było zimno, on o nią zadbał. Okrył ją całą, mimo że mieli jedną kołdrę i jedną poduszkę, cóż.. Zostało tam więcej osób niż miało zostać. Na to nikt nie był przygotowany. Ale oni umieli się dostosować.
Można powiedzieć, że było to słodkie. Choć wtedy ich relacja przestałaby być specyficzna. W zasadzie chyba przestała. Wtulili się w siebie, przytulali się. Tak niewinnie, że sami chyba w to nie wierzyli. I spali. Razem. Przy wszystkich. W pokoju, do którego każdy miał dostęp. Objęci i szczęśliwi spali. Ona w jego ramionach, a on całujący jej głowę. I choć nigdy nie była romantyczna, to było dla niej najpiękniejsze. Ta dbałość i to, że pokazywał, że mu zależy. Nie musiał o tym mówić, wystarczająco dobrze to ukazał swoją troską. Ona również nie pozostawała mu dłużna. Oboje pokazywali jak im na sobie zależy. A zależało im bardzo. I może opłaciło postawić wszystko na jedną kartę. Bo gdy się razem obudzili, nadal wtuleni we własne ramiona.. Chyba nie było lepszej pobudki. Byli zaspani. Ona była rozmazana. On był zaspany z poduszką i jej włosami odbitymi na policzku. Uśmiechali się do siebie, cicho śmiejąc. Bo było im cudownie.
Razem wstali, razem wyszli. Przyjaciółka to widziała. Inni to widzieli. A oni zachowywali się jakby było to najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Trochę pogawędzili. Zapalili papierosa. Wypili kawę. On poszedł się zdrzemnąć. Ona pomogła sprzątać, a później zniknęła. Znowu w jego objęciach. Ktoś inny przyszedł położyć się na łóżku obok. I mimo, że nadal objęci i nadal dla siebie śmiali się z obcym. Ktoś jeszcze przyszedł. Ktoś napisał. Zaczynali burzyć im intymność, a oni jednak nadal tam trwali. Da siebie. On dla niej. Ona dla niego.
Zostali na dłużej. W o wiele mniejszej ekipie. Odwieźli kogoś, przywieźli kogoś innego. Skoczyli do sklepu. Kupili kilka rzeczy. Coś zgubili. Szukali. Znaleźli. Och.. Mogę to wam opowiedzieć ze szczegółami. Do dziś śmiejemy się z tej historii. Pojechali do tego sklepu. On. Ona. Koleżanka. I kolega. Kupili kilka rzeczy i chleb. Chleb trzymała ona. Cały czas obejmowała go rękami. Czy to w samochodzie, czy to jak wysiedli. Koleżanka i kolega poszli do domu, a on zamykał samochód. Ona czekała. Spojrzał na nią z uśmiechem. Ona uśmiechnęła się do niego. Zapytał ją, czy wie gdzie jest chleb. W pełni pewna swych słów odpowiedziała, że nie. Ręce trzymała z przodu. Zapytał, czy może znajomi go wzięli. Powiedziała, że wydaje jej się, że nie. Zaczął go szukać w całym samochodzie. Na koniec w bagażniku. Przeszukał cały. Zdezorientowany spojrzał na nią, a później na jej ręce. Zaczął się śmiać i zapytał czy zrobiła to specjalnie. Ona zdumiona odparła, że nawet nie wie co i również spojrzała na ręce. Na ręce, w których cały czas trzymała chleb. Była równie zdziwiona co on. I też się śmiała. Przeprosiła. Naprawdę nie zarejestrowała, że go ma. Śmiali się i wrócili. Śmiali się w środku. Było dobrze. Wieczór mijał spokojnie. Bawili się. Jedli, śmiali, pili, śmiali. Palili. Robili wszystko razem. Nie, nie tylko ona i on. Wszyscy. Była ich szóstka i było dobrze. Później piątka. Czwórka. Nadal było dobrze.
Później wystąpiły komplikacje. Ona miała problemy. Pokłóciła się. Nie z nim. Z kimś spoza czwórki. I bardzo ją to bolało. Była rozdarta. Przyjaciółka ją wspierała. Koleżanka ją wspierała. Ale wiecie co.. Było naprawdę dobre. Chciały jej pomóc, ale one myślały inaczej. One nie były tak dorosłe jak ona. On był. Ona dojrzała za szybko. Chciała porozmawiać z nim. Zniknęła na górze. A on zniknął razem z nią. Znowu płakała. Długo. Bolało ją to. I to cholernie. A on był. Tak po prostu i zwyczajnie był. Znowu. Czekał aż się wypłacze. Aż powie co ją męczy. Nie wcinał się. Słuchał. Był. Nie przeszkadzał. Robił to, o co go prosiła. Przykrył ją. Przytulił. W końcu porozmawiał. Nie narzucał swojego zdania. Jedynie naprowadzał ją na dobrą drogę. I udało mu się. Znowu zaczęła się z nim śmiać. Trochę się łaskotali. Trochę się poprzytulali. Znowu byli dla siebie. On dla niej. Ona dla niego. Zniknęli razem na dłuższy czas. Gdy wrócili, już nie było tak samo. Znajome były inne. Zmęczone i pokłócone ze sobą. Zaraz zostali w trójkę. On, przyjaciółka i ona. Byli jak rodzina.
Noc minęła im szybko. Bez problemów. Ranek równie szybko. Trochę sprzątnęli. Później długo się śmiali. Wszyscy razem. Bo wtedy poczuli się jak rodzina. I było to wspaniałe uczucie. Dla nich wszystkich. Dla przyjaciółki też. To było naturalne. Nikt niczego nie ukrywał. Nikt niczego się nie wstydził. Bawili się. Śmiali. Rozmawiali. Śpiewali. I było naprawdę rodzinnie. Ona nigdy nie czuła się tak dobrze, jak wtedy.
Później ją odwiózł. Bo wszystko co dobre kiedyś się kończy. I wiecie.. To było najlepsze co ich kiedykolwiek spotkało.
I się skończyło. Nie widzieli się później przez przeszło dwa miesiące. Gdzieś w trakcie widzieli się przez krótki czas. Mrugnięcie oka. Żadne z nich nie przykuło do tego uwagi. Po tych dwóch miesiącach znowu wsiedli razem do samochodu. I mija kolejny miesiąc od tamtego wydarzenia.
On o niej nie zapomniał. Ona o nim też nie.
Szczególnie dziś.
26.02.2015r.

7339 wyświetleń
89 tekstów
4 obserwujących
  • MrsCarax

    26 February 2015, 16:47

    Masz tego czegoś więcej u mnie na profilu. Ale nie liczę, że to kogoś porwie. To nie było moim zamiarem, pisząc to. Raczej.. Hm.. Pozbycie się resztek emocji. To chyba był mój zamiar. I resztki tam są. Tyle miało być. Również pozdrawiam i miłego dnia! :)