Menu
Gildia Pióra na Patronite

Dzień z życia ekspediętki

Sekwoja

Sekwoja

To był dzień walantynek czyli całkiem nie dawno w poniedziałek.
Było już po 17, ósma godzina mojej pracy, a do końca dnia jeszcze cztery godziny. Dzień jak każdy nie wyróżniał się niczym aż do tej siedemnastej z minutami.
Weszła pani klientka, poszła w regały wybierać dla kota karmę (sklep jest samoobsługowy)
Trochę to trwało zanim podeszła do mnie, do kasy.
- Ile to kosztuje? - Pyta podając mi puszkę karmy dla kota
- 3,80. - Odpowiadam
- A to? - podaje smaczki
- 7 złotych.
- A ta puszeczka
- 3,50.
- A pasta?
- 11 złotych.
- A ma pani może multivitaminę dla kota w sosiku?
- Mam, ale ostatnie trzy sztuki.
- Po ile?
- Dwa złote za sztukę.
- Nie ma pani całej paczki?
- Nie, zostały tylko trzy sztuki, są zamówione, może jutro, pojutrze będą. - Sosików pani nie podałam, gdyż wywnioskowałam, że wolałaby całe pudełko.
- Acha, a ile to wszystko będzie kosztować?
Zaczęłam liczyć na kasie fiskalnej.
3.80 x 2, i jeszcze raz 2x 3.80, bo są dwa różne smaki, 2 x 3.50, 7.00 x 1 ,
11,00 x 1x, razem 40.20
Pani się przygląda, zastanawia, po chwili pyta.
- Mogłabym zrezygnować z tej jednej puszki? - I pokazuje tą za 3.50 zł
- Oczywiście. - I kasuję jej tą jedną pozycję mówiąc ile ma do zapłaty.
- No dobrze. - Godzi się klientka i podaje mi 40 złoty
Ja zamykam paragon, robi się wydruk, wydaję pani resztę 3.30, uśmiecham się.
Pani pakuje do torby zakupy bardzo powoli, oglądając raz jeszcze każdą puszkę, każdy asortyment i nagle.
- A gdzie sosiki?! - Woła wzburzona
- Nie policzyłam. - Odpowiadam spokojnie.
- Jak to, przecież zapłaciłam!
- Zapłaciła pani za to co na ladzie, sosików nie podawałam. - Nadal odpowiadam grzecznie, ale czuję, że nie skończy się to uprzejme.
- A tak w ogóle to te karmy w puszcze są takie miękkie, rzadkie, czy one nie powinny stać w lodówce? - Pyta pani ni stąd ni z owąd.
Nie odpowiadam, a ona dalej.
- Jak otwieram w domu to sos leci na stół, a jak schowam do lodówki to robi się galaretka. Powinniście obniżyć temperaturę w sklepie.
Ja nic nie mówię, bo nie chcę awantury.
- A tak w ogóle to dobrze mnie pani policzyła? - I bierze paragon do ręki, i liczy. Coś to liczenie jej nie wychodzi myli się.
Nie wytrzymałam i leciutko podniesionym głosem mówię do niej, że to kasa liczy, że o pomyłce nie ma mowy.
- Dziś są walentynki i nie chcę się z panią kłócić. - Mówi do mnie.
Biorę kalkulator i przeliczam jej paragon.
- Ale proszę położyć tak żebym widziała co tam pani liczy. - Zaczyna mnie złościć, ale nadal staram się panować.
- Zgadza się. - Pokazuję jej wynik na kalkulatorze.
Zabiera mi liczydło i sama zaczyna dodawać. Myli się na własną niekorzyść, więc zaczyna raz jeszcze, coś nie pasuje i znów przelicza.
Zaczyna ustawiać się kolejka.
Biorę od następnej osoby produkty i liczę. Następna osoba podchodzi, płaci i odchodzi.
- Ale sosików pani nie dała. - Odzywa się irytująca klientka.
- Nie dałam, bo pani chciała pudełko.
- Nie, chciałam te trzy sztuki.
- To poproszę 6 złoty. - Mówię już poddenerwowana.
- Ale czemu pani jest taka nie miła, czemu się denerwuje. - Ręce opadają.
Nic nie mówię, bo bym wybuchła, pytam tylko czy liczyć te sosiki.
- Nie. - Odpowiada obrażona.
Zabiera torby mówiąc.
- Do widzenia. - I wychodzi.
- Co to było? - Z gabinetu wyszła lekarka.
- Irytująca klientka. - I uśmiechnęłam się do niej, choć w środku wcale nie byłam taka spokojna.

5139 wyświetleń
90 tekstów
0 obserwujących
  • bystry76

    16 February 2022, 21:17

    W tytule coś zgrzyta ;)

  • kukaczka

    16 February 2022, 20:36

    ..to chyb była moja teściowa😱
    😁

    od Eneida
  • Eneida

    16 February 2022, 15:56

    Too, były udane walentynki... 😉 😁
    Pozdrawiam :))