Tęcza... Tęczy pełne dłonie... Opowiadam o sobie... Na siedem kolorów umiem mówić, jakby siedem języków... jakby dar...
Mówię na niebiesko, czasem na żółto a w między czasie na zielono przemilczam... Trzymam w dłoniach jeden kraniec tęczy, ten z dala od skarbu zakopanego tuż pod stopami...
Wielobarwny mój świat przestał być "na własność", przestał tylko być... Weszłam na ścieżkę innej mnie... Nie zawrócę, chociaż wokół wieniec z kolców, nie zawrócę... Mowy nie ma!!! I chociaż przestrogi i podszepty... stoję już pojedynczą myślą... i taka przestrzeń... taka wolność... taka ja w końcu... dla siebie też choć trochę, nie tylko dla kogoś... i niech tak trwa, aż po horyzont...
A jutro obudzi mnie tęskniąca za ciepłem kawowym filiżanka... i wypiję w pełnym słońcu szczęścia słodką kawę z mlekiem... i na przekór deszczowym porankom bez parasola spacerować będę...
Bo jestem swoja... bo tęcza... bo tak chcę... a to trwać musi, nawet, jeśli płaczę...
Przeczytałam wszystkie Twoje teksty i powiem tylko, że masz wyjątkowe serduszko, a piszesz świetnie. Powinnaś pomyśleć o pisaniu zawodowo, opowiadania, powieści...ładnie operujesz słowem :)