Menu
Gildia Pióra na Patronite

nie to samo.

Tak, żyję dalej. Mimo iż nadal nie pogodziłam się z brakiem jego obecności… Wciąż odczuwam niemożliwą do wypełnienia pustkę. Mimo iż część mojego świata umarła wraz z jego odejściem… Zabrał część mnie. Wyrwał gwałtownie i boleśnie kawałek mojego wnętrza. Pozostała tam ciemna dziura, której nie da się załatać. Nie jestem cudotwórczynią. Nie potrafię przywrócić nikomu życia. Choć tak bardzo tego pragnę… Nie ma go. Ta myśl przyprawia mnie o zawrót głowy. Co więcej, nie opuszcza mnie ona na krok. Bowiem w każdym momencie mojego życia, zawsze jakaś część należała do niego. Nawet gdy nie było go blisko mnie tak fizycznie, ciałem. Wiedziałam, że o mnie myśli. Miałam świadomość, że zastanawia się co robię, jak się czuję, co u mnie słychać. Dawała mi ona swoistego typu radość. Pewność. To niezwykle motywujące uczucie, gdy wiesz, że jesteś dla kogoś ważna i potrzebna… Pamiętam jego uśmiechy i spojrzenia, gdy napotykaliśmy siebie przypadkiem na ulicy. Było w nich tyle szczerej radości i sympatii… Jak nikt potrafił poprawić mój humor. I jak nikt inny potrafił odczytać z mojej twarzy, oczu i zachowania, co się ze mną dzieje... Wystarczyła jedna krótka rozmowa, by domyślił się, że jest coś, z czym nie mogę sobie poradzić. Wiedział, że silę się na uśmiech i udawanie, że wszystko jest w porządku. Przed nim nie musiałam jednak tego robić. Nie musiałam udawać ani ukrywać, że coś dzieje się nie tak jak powinno. W mig pojmował moje rozterki i odnajdywał ich źródło. Chcieliście wiedzieć, dlaczego tak bardzo za nim tęsknię i nie potrafię zapomnieć. Teraz rozumiecie? Był osobą, przy której czułam się wolna. W jego obecności nie musiałam zakładać maski i udawać twardej, gdy wszystko się nagle rozsypało. Zawsze mogłam liczyć na jego pomoc. I choć czasami drażniła mnie jego delikatna niesłowność, nigdy się na nim nie zawiodłam. Nawet wtedy, gdy przestał ze mną utrzymywać kontakt przez równe 10 miesięcy. Tak, to był cios. Długo się po nim podnosiłam i zbierałam siły. Miałam jednak taką wewnętrzną nadzieję, że jeszcze kiedyś dane mi będzie zamienić z nim chociaż kilka słów. Spędzić parę krótkich chwil. I tak też było, wrócił. A wraz z jego powrotem wróciło wszystko to, za czym tak bardzo tęskniłam. Dziecięca beztroska, miliony sytuacji wywołujących uśmiech na mej twarzy i ani jednej, przez którą popłynęłyby łzy. Niezliczona ilość wspomnień, które do dziś żyją we mnie i mienią się wszystkimi kolorami. Brakuje mi jego dobrej ręki. Słów dodających otuchy. Spojrzeń pełnych zrozumienia i pocieszenia. Był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. Chronił mnie przed całym złem tego świata, które czyhało na mnie gdzieś za rogiem i pozwolił, by docierały do mnie tylko promienie słońca, budzące szeroki uśmiech na mej twarzy. Oddalał ode mnie wszystkie zmartwienia. Był zawsze wtedy, gdy potrzebowałam jego obecności. Cechowała go niezwykle ogromna empatia, dzięki której rozumieliśmy się bez słów. Do dziś nie wiem jak to jest możliwe, że zawsze wiedział, co chcę powiedzieć… Był dla mnie niczym lek uspokajający. Rozmowa z nim, wspólny spacer czy spędzenie czasu w totalnej ciszy, działały na mnie kojąco. Były to dla mnie momenty… oczyszczenia. Nauczył mnie nie tłumić w sobie wszelkich emocji. Pokazał, co to znaczy cieszyć się życiem. Wyrwał mnie ze szpon szarej, nudnej rzeczywistości. Nasze spotkania były takim oderwaniem się od wszystkiego. Mimo kilkuletniej różnicy wieku, czułam się w jego obecności lepiej niż z rówieśnikami. Mogłam mu powiedzieć wszystko, zarówno coś bardzo dobrego jak i złego, bez obaw o jego reakcję. Wiedziałam, że bez względu na jakiekolwiek okoliczności, zawsze będzie przy mnie. Nie przewidziałam jednak, że kres tego „zawsze” tak szybko nadejdzie… W otaczającej mnie teraz rzeczywistości czuję się niewyobrażalnie obco. Mam tu na myśli jednak rzeczywistość bez mojego przyjaciela, gdyż tak naprawdę nic więcej się nie zmieniło. Czas dalej płynie nieubłaganie, ptaki śpiewają, kwiaty kwitną, słońce świeci, nasza planeta wciąż istnieje, a ludzie dalej śpieszą swoimi drogami. Tylko tak jakby mnie w tym wszystkim zabrakło… Nie potrafię się odnaleźć wśród tych wszystkich ludzi, bowiem w każdym nowo napotkanym człowieku szukam właśnie jego. Tak bardzo mi go brakuje… Marzą mi się nasze rozmowy podczas nocnych spacerów. Chciałabym chociaż na jeden dzień wrócić do tamtych czasów. Poczuć tą niezależność, wolność… A w każdym takim naszym nocnym spotkaniu było coś magicznego. Otaczająca nas cisza, gwiazdy na niebie, niezwykle czyste powietrze, ludzie śpiący w swoich domach kompletnie nieświadomi faktu, że nieopodal ich okien jest ktoś, kto przeżywa teraz chwile, które na zawsze zakotwiczą się w jego pamięci… Większość najpiękniejszych wspomnień z mojego jakże krótkiego życia jest związanych właśnie z nim. Poszufladkowane przechowuje wszystkie w swej pamięci bez mej woli. A każda szuflada oznaczona jest jakimś ważnym wydarzeniem bądź czyimś imieniem. Nieprawdopodobne jak w przegródce oznaczonej jego imieniem mieści się wiele wspomnień… Pragnę poszerzyć tą szufladę, jednak jest to niewykonalne bez jego obecności. W najmniej spodziewanym momencie, gdy nareszcie uporządkuję sobie wszystko, szuflady te otwierają się nagle i wszystko ponownie rozsypuje się w mej pamięci. Wtedy zaczynam na nowo porządki. Po raz kolejny mój przyjaciel wraca do mnie w mojej głowie. To niemiłosiernie boli, ta świadomość, że zostały mi już tylko wspomnienia o nim. I czasami jeszcze przyłapuję się na tym, że chwytam w dłoń telefon, wyszukuję jego numer i już mój palec ląduje na przycisku z zieloną słuchawką, kiedy nagle dociera do mnie, że odpowie mi tylko głucha cisza. Idąc na spacer, podświadomie wybieram drogę biegnącą obok jego domu i zatrzymuję się przed jego drzwiami z wiszącą w powietrzu ręką. Uciekam jednak w pośpiechu, by nikt nie zauważył mojej tęsknoty za jego osobą. Tego, jakim człowiekiem mnie jego śmierć uczyniła, gdyż sama czuję strach przed konsekwencjami tych zmian… Potrzebuję go jak mało kogo, a jego właśnie w moim życiu zabrakło... Nikt bowiem nie jest w stanie go zastąpić. Drugiego takiego samego człowieka nie ma, nie szukaj. Tak mocno wyrył się w mój życiorys, że nadal nie jestem w stanie wrócić do normalnego stanu. Wierzę jednak, że jego brak uczyni mnie już tylko silniejszą.

7931 wyświetleń
92 teksty
18 obserwujących
  • 17 July 2012, 13:19

    Nie mam pojęcia dlaczego, ale moje oczy zaszły łzami, gdy to przeczytałam. Chyba masz rację, jestem silna. Mimo, iż z powodu jego odejścia zaliczam nadal mnóstwo upadków. Twoje słowa teraz tylko podtrzymały mnie jeszcze na duchu, dziękuję :)

  • 7 July 2012, 17:58

    Zaznałaś prawdziwej przyjaźni.. nie muisz wierzyć, że staniesz się silniejsza. Ty jesteś silna.