Menu
Gildia Pióra na Patronite

20.06.2018r.

fyrfle

fyrfle

Skorzystaliśmy, że jest mecz i pojechaliśmy do hipermarketu na zakupy. Nie mogę zrozumieć dlaczego ubranka dla dzieci ktoś może projektować w szarych kolorach i takie niestety lub nawet z elementami czerni są sprzedawane, zamiast być kolorowe z ciekawymi rysunkami kwiatów, owoców czy jakiś bohaterów bajek lub po prostu być w kolorach i odcieniach wyłącznie radosnych. Trzeba dużo przeglądać, żeby znaleźć perełki, ale dajemy radę.

Potem idziemy pochodzić po parku Habsburgów pod ogromnymi dębami, lipami, klonami, brzozami, wierzbami, sosnami,..., a nad wodą i pomiędzy kwiatami oraz wylegującym się na brzegach ptactwem wodnym, czyli głównie kaczkami, choć imponującą i królewsko wyglądała też para czarnych łabędzi, która podpłynęła pozować do zdjęć i ewentualnie wysępić jakieś pieczywo, choć tymczasem piękne ryby pływały dookoła nich.

Z parku przemaszerowaliśmy wzdłuż pięknego zamku do zabudowań centrum miasta, a stąd do kina obejrzeć film "Zimna Wojna" Pawła Pawlikowskiego. Uważam, że polski artysta nakręcił film, który przejdzie do legendy kina, do legendy melodramatu - jest po prostu tak cudowny, tak genialny, tak wspaniały, tak niesamowity, tak doskonały, tak rewelacyjny, tak wybitny, że po prostu najlepszą była reakcja wszystkich widzów po filmie, a więc siedzieliśmy wbici w fotele i ocierali łzy. 84 minuty arcydzieła i prawdziwej magii kina. Pawlikowski sam napisał scenariusz, sam go wyreżyserował i sam nakręcił i jeszcze perfekcyjnie dobrał wykonawców głównych ról i wszystkich pozostałych, to po prostu maestria. Tomasz Kot i Joanna Kulig grają fantastycznie, że po prostu są momenty, że powinno się klaskać w trakcie seansu i jeszcze dopełniają ich nieziemsko perfekcyjni Agata Kulesz, Borys Szyc, Adam Woronowicz, czy Adam Ferency. Każda scena filmu to geniusz i dopracowanie w najmniejszym szczególiku, jak choćby dobranie aktorów na kacyków partyjnych oglądających występ zespołu pieśni i tańca, czy sam występ tegoż zespołu, albo scena tańca Zuli w paryskim klubie.

Film pokazuje zło i siermiężność PRL, ale pokazuje też geniusz systemu wyłapywania talentów w tamtym okresie, a więc, że pasjonaci i geniusze właśnie jeździli po Polsce i szukali perełek do zespołu pieśni i tańca, czy naturszczyków z kapel ludowych, które potem promował pierwszy program polskiego radia. Ponoć tak naprawdę film odsłania kulisy powstania zespołu pieśni i tańca Mazowsze, a więc tytaniczną pracę Miry Zimińskiej - Sygietyńskiej i Stanisława Hadyny.

No, ale przegenialną historię miłosną obmyślił Pawlikowski i przeniósł ją jakby z Bożym Tchnieniem na ekran i zakończył jak melodramat wymaga, a więc arcy tragicznie i zarazem szokująco oraz niepowtarzalnie. Zrobił film - klasykę gatunku, do którego teraz będą się musieli wszyscy odnosić i próbować choćby zbliżyć się do piękna i wzruszenia, które zaserwował nam Paweł Pawlikowski.

Muzyka z filmu przejdzie na pewno do historii i na pewno na zawsze będą już ludzie nucić tą genialnie zinterpretowaną pieśń ludową przez Joannę Kulig. Myślę, że trzeba będzie się postarać o ścieżkę dźwiękową z tego filmu i cieszyć cieszyć się nią kiedy się tylko da, bo nuty te naprawdę niebo zesłało ich autorom.

Wreszcie zdjęcia, a więc to co wyprawia kamerą 4:3 Pawlikowski i jeszcze tylko w czerni i bieli, to po prostu zachwyca, a ten moment jak bohaterowie leżą na mazowieckiej łące, nad brzegiem jednej z rzek, czy jak zespół ludowy tańczy, jak Zula tańczy w klubie paryskim i gdy płyną statkiem Sekwaną wzdłuż jej bulwarów z zakochanymi, rozmarzonymi ludźmi i potem ten najazd na katedrę Notre Dame, no to po prostu wprawia widza w suchość gardła, a jednocześnie w szklistość oczu.

Film na pewno jest bardzo feministycznym filmem o bardzo silnej kobiecie, mimo, że jest artystką - rozprawia się z ojcem pedofilem, nagina sumienie by dostać się do zespołu pieśni i tańca i totalnie jest zaprzeczeniem mitu Matki Polki, co może budzić oburzenie w środowiskach prawicowych, ale zdradzę, że recenzent Gościa Niedzielnego też pieje zachwyty nad filmem, jak i zresztą minister kultury i dziedzictwa narodowego - pan Gliński.

Nie zdziwię się oczywiście jak ukoronowaniem będzie kolejny Oscar dla Pawlikowskiego i jego filmu, bo film daje nam to wszystko co od kina oczekujemy, a jednocześnie jest naznaczony piętnem indywidualnego geniuszu scenarzysty, reżysera i operatora w jednej osobie. W czołówce filmu bodajże o zdjęciach napisane jest obraz i trafnie jest to napisane, bo Pawlikowski namalował nam tę historię swoją wrażliwością i umiejętnością pracy kamerą zamiast pędzla, ołówka czy kredki. Hmm, pisząc te słowa znowu łamie mi się głos i szklą oczy ze wzruszenia pięknem, które mnie po prostu przeszyło i przeorało wszystko to, co we mnie jest odpowiedzialne za człowieczeństwo.

Cieszę się, że my Polacy mamy takich cudnych indywidualistów jak Pawlikowski, Kot, Kulig, Szyc, Kulesza, Ferency, Woronowicz, którzy potrafią się spotkać i stworzyć perfekcyjny zespół, który daje światu coś przepięknego, jedynego, czego jeszcze ludzki świat nie widział i co wiadomo, że będzie w przyszłości odnośnikiem, pomnikiem, kultem, czymś do czego będzie się wracało jak wraca się do rodzinnego domu po siłę, po wiarę, po czystość dzieciństwa, żeby pooddychać tym co jest źródłem, sensem, pięknem, dobrem, mądrością. Oj po prostu idźcie do kin.

297 714 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!