Menu
Gildia Pióra na Patronite

2017.01.06r.

fyrfle

fyrfle

06.01,2017r.

Zaczniemy od polityki, religii, narodu , społeczeństwa i szeroko pojętej panoramy spraw międzynarodowych, na bazie podwórka własnego, a więc piszem! Adam Szostkiewicz w Polityce numer 51 lamentuje bardzo nad decyzją Papieża Franciszka, w wyniku której metropolitą krakowskim został arcybiskup Jędraszewski. Rzekomo wierni mają poddawać się apostazji i blady strach miał paść na lewicujących księży i opowiadających się za czymś takim dziwnym jak dialog katolicko - żydowski. Tymczasem decyzja Papieża Franciszka jest prosta, bo Polska jest jedynym krajem w nowoczesnej Europie, gdzie naród i władza twardo obstaje przy chrześcijaństwie i Papież Franciszek chce wzmocnić rząd Kaczyńskiego i Beaty Szydło oraz katolicki naród polski - daje jasny sygnał laickiej Europie - tego bastionu wam liberałowie, ateiści i lewacy nie oddamy, bo Europa będzie albo chrześcijańska - patrz katolicka, albo będzie muzułmańska - zacofana i niebezpieczna. Ostro wyszło, dobry jestem, ale przywaliłem.
Jesteśmy w okresie życia zwanym powszechnie - miodowym miesiącem, a co się robi w czasie miodowego miesiąca też jest powszechnie wiadomo, zresztą znowu byłyby sankcje regulaminowe, więc napiszę wyłącznie o tym, co łączy najważniejsze chwilę miodowego miesiąca. A więc , że oboje nie przepadamy - znaczy nie cierpimy orszaków czech kruli, bo chalira wie do czego je przypucować - ani to love parad, ani marsz niepodległości lub chociaż trykanie się poznańskich koziołków. No to poszli my do kościoła na dziesiątą, a tam masz ci kpina losu - góralsko kapela i owszym sekcja instrumentalna świetna, ale te ich "śpiewanie" , to prawdziwa kara za grzechy, których nie mamy. A w ogóle to szliśmy we wietrze i minus trzynastu stopniach, więc szastaliśmy takimi śpikami i takie łzy nam ciekły z oczu niewiniątek, że odwodnienie było w nas straszliwe i grożące czymś na pewno niezdrowym i niecnym ze strony organizmów mniejszych od najmniejszych, znaczy bakteryji i wirusów. Ale wreszcie była to okazja, aby gaździny powyciągały futra i baranice z den szaf i pokazały się Beskidom w pełnej krasie i kunszcie krawiectwa ciężkiego Żywiecczyzny. I tak też było. Szły na czarno, szaro, różowo i bordowo oraz na zielono i brązowo i w tych łogrumniastych czapach jakie mieli na się Jędruś i Oleńka w pamiętnym kuligu, jaki urządził im Jerzy Hoffman.
Trzeba mi napisać, że ginie sztuka pisania orracyjnych kazań, które chwytają za serce i wywołują morze łez u wiernych, a zamiast nich tak zwani pasterze czyli biskupi piszą listy do wiernych, przy różnych mniejszych i większych okazjach, które są pozbawione treści, a jak mają już tręść, to jest to tręść wartości średniowiecznej. Tak też było i dzisiaj. Misjonarze, to niech ludziom niosą dobro, postęp materialny, poczucie humoru i edukacje, a nie na siłę nawracają. W każdym razie listów episkopatowo - beztreściowych nam nie trzeba, bo w zestawieniu z wydzierającymi się góralami i góralkami, pobyt w kościele staje się marnością nad marnościami - utrapieniem.
Jak zwykle poszliśmy bez kawy czyli na specyficznym na czczo. No to majaczyły mi się w pół snach róże różańcowe i akcjonariusze katoliccy, jak i podwórkowe koło Radia Maryja, krzątające się między zachrystią czy zakrystią? , a ławkami i roznoszący kawę parzoną w szklankach w wiklinowych koszyczkach. Podchodzi do mnie taka osiemdziesięciopięcioletnia róża prawie tanecznym krokiem i podając mi kawę mówi:
- Panie Mirosławie , proszę, kwausia z dziesiąteczką różańca zmówioną za Was w intencji intensywnej miodności waszego miodowego miesiąca, żeby zdrowie było, ochota i moc nie schodziła z waszych dusz i ciał! Tak, tak mi się śniąc majaczyło, że takich mszy doczekam, że takim rodzinnym będzie kościół Rzymsko - Katolicki w moich Beskidach i w mojej wsi - w randze gminy, a parafii dekanalnej ho ho ho, prawda, że ni byle co i byle jacy tacy my tu chojracy - ho ho ho!
A wychodząc z Placu na główną awenue we wsi, to ujrzeliśmy naszego sąsiada szybko idącego z gazdówki, co było dla nas zaskoczeniem, bo raczej do kościoła nie chodził, więc gdzieżby też i pędził?. Szedł dziarsko przed nami i sprawa po kilkudziesięciu metrach się wyjaśniła - wiodło go pragnienie spowodowane brakiem elektrolitów, zwane i tutaj zwięźle - K.A.C. Spoglądał błagalnie w stronę delikatesów i ściągało go z chodnika na ulicę, aż w końcu nadzieja zwyciężyła i ściągnęła go na pobocze po drugiej stronie ulicy, gdzie znajdowały się dwa wiejskie sklepy obok siebie. Prawie truchtem podbiegł do drzwi pierwszego z nich i chwycił za klamkę, a tu wrota nie puściły. Jakiż dramat zobaczyłem w jego oczach - nic przy nim śmierć matki czy córki przed pierwszą komunią! Aż przechylił na chwilę ciężar ciała na tył i byłby upadł, ale w tym momencie ujrzał zieleń drugiego sklepu i wzdrygnął się , po czem rwąco ruszył kilka kroków do przodu, jednakowoż wiedziony poprzednim doświadczeniem zwątpił i diametralnie zwolnił. Szedł już niepewnie - chwiejąc się, a w tym chwianiu czuć i widać było ból skrajnego niedowierzania, a zarazem nadziei, w której to tonący brzytwy się chwyta. Jego twarz falowała kolorami, powieki drżały , a palce poruszały się jakby szukały w sobie dodatkowej wiary. Zwolnił, wyciągnął szyję i kolejny krok już pewniejszy, ale zaraz znowu cień zwątpienia ogarnął go. Drżąc już cały i dysząc - będąc gorącym i spoconym jak w malignie, uchwycił uchwyt białych drzwi zielonego sklepu. Pchnął...otwarły się i te oczy spoglądające ku niebu. Boże więc naprawdę jesteś...

297 734 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!