Przyszłam na świat 40 minut po północy. Wtedy też była niedziela. Też była majowa noc. Słodki zapach bzu i konwalii. Ciepły wiatr i rozrzucone dłonią księżyca konstelacje migocących gwiazd na niebie... I ja. Ruszająca w najtrudniejszą, ale zarazem najpiękniejszą, z możliwych podróży: życie.