Spowiedź
Przejeżdzaliśmy przez ciche miasta. Zasnęłam na twoim ramieniu. Stukot rozpadającego się autobusu był jak melodia kołysanki. Obudziłeś mnie delikatnie. Wysiedliśmy. Zimne powietrze ostatków tej nocy rozbudziło mnie w pełni. Nuciliśmy ulubione piosenki. Całe miasto spało. Zauważyłam, że słychać śpiew ptaków, więc zamilkłam z uśmiechem na ustach, a Ty popatrzyłeś na mnie w sposób tylko dla mnie zrozumiały.
Ja wiem. Romantyzuję zbyt wiele rzeczy. Za bardzo szukam znaków i zbyt bardzo wierzę w wszechświat. Żałość ze mnie aż kapie.
Co jeśli widzę twoje spojrzenie inaczej?
Co jeśli Twoje spojrzenie jest zbyt zwykłe, by pasowało do moich wyobrażeń? Czy jestem na tyle żałosna, by wymyślić sobie czyjeś emocje?
Mój ulubiony niedzielny poranek, to będzie ten poranek z Tobą, o 5 rano. Z Tobą, w cichym mieście, pozbawionym snów. Czy ty czujesz tak samo? Czy chociaż w połowie tak bardzo cementujesz to wspomnienie? Czy chociaż w połowie myślisz o mnie tak, jak ja o Tobie,
pisząc cholerne wiersze?
Jesteś moim ulubionym porankiem
Wieczorem
Wschodem
i zachodem słońca
Pieprzoną pierwszą gwiazdką
Jesteś moją ulubioną godziną
Ulubionym papierosem
Ulubioną piosenką
Powiedziałam Ci że mogę umrzeć z Tobą
I nigdy nie byłam z nikim bardziej szczera.
Bo jesteś moim ulubionym momentem
I mogę chodzić z Tobą po wszystkich zepsutych miastach, jakie istnieją. Powiedz tylko słowo.