09.04.2020r.(czwartek)
Przeczytałem, że w Krakowie na jakimś bulwarze nadwiślańskim wlepili rowerzyście mandat dwanaście tysięcy jacyś policjanci. Rzekomo te rozporządzenia o kwarantannie ich do tego uprawniają. Ciekawe jak to było? Co kierowało policjantem, że zdecydował się na tak drakońską karę? Czemu nie pouczył? Czy przełożony na odprawie powiedział - bez kwoty trzydziestu tysięcy w mandatach nie wracać mi z patrolu? Chciał pouczyć, ale rowerzysta był nieskory do wycofania się ze swojego błędu i może jeszcze kpił, drwił lub poniżał policjanta? A może policjant poczuł się w tamtym momencie zbawcą ludzkości? Poczuł w sobie misję? Słyszał głos Boga? Może ktoś z jego rodziny walczy teraz o życie pod respiratorem? W każdym razie drakońska kara działa na wyobraźnię. Polacy i tak będą się odwoływali przez Rzecznika Praw Obywatelskich, bo te rozporządzenia Ministra Zdrowia są ponoć kompletnie niekonstytucyjne, ale podziwiam tego policjanta. Ma narzędzie, to z niego korzysta. Polakom warto jeszcze raz krzyknąć w uszy i oczy: dyscyplina!, porządek!, karność! Tutaj na Podbeskidziu wygląda to też fatalnie. Właśnie widziałem ciągnik produkcji białoruskiej z siewnikiem, a na nim trzech muszkieterów. Przypuszczam, że tutaj nawet gdyby zobaczył ich dzielnicowy czy inny tutejszy policjant, to nie zareagowałby z racji plemienności, nepotyzmu, koleżeństwa i szeregu innych układów towarzysko-biznesowo-bóg wie jakich. "Bo tutaj jest jak jest". Czyli amen.
Taka plotka, choć ja wolę określenie Wieść Gminna,czy Pieśń Wajdeloty. Przysłuchiwałem się pewnej rozmowie w kolejce do supermarketu. Ponoć miał 25 lat. Ponoć przyjechał z Niderlandów. Ponoć miał być na kwarantannie. Ponoć zamiast być ww domu, chodził po domach i barach i pił. Ponoć w jednym z barów w końcu złapał go taki atak kaszlu z krwią, że omal się nie udusił? Ponoć się z nim o to pobili, bo wreszcie z rozumieli czym kaszle i czym pluje? Ponoć na drugi dzień wzięło go pogotowie i zawiozło do szpitala? Ponoć zaraz tam umarł? Ponoć w karcie zgonu napisali zapalenie płuc?
Na pewno rozkwitł dzisiaj wielkim żółtym kwiatem żonkil. Pierwszy z kilku rosnących na rabacie kwiatowej w zachodniej części ogrodu. Na pewno rozkwitł pierwszym kilkukolorowym kwiatem storczyk i na pewno wprawił nas w podziw i zachwyt swoim przebogatym pięknem, taką barokową obfitością i rokokową intensywnością. Pięć płatków i zamiast szóstego serce kwiatu, jakby nos i szeroko otwarte usta z urokliwą brodą. Pierwszy płatek, ten górny, wychodzi od noska, nad którym są dwie różowe plamki przypominające malutkie oczy, jak u postaci z kreskówek. Potem jest jakby różową kredką nakreślona grzywka, a potem już następuje zasadniczy górny płatek, którego powierzchnia najpierw wybrzusza się, a dalej wgłębia, aby pod koniec znowu zawrócić i zdaje się zbliżać w kierunku oczu patrzącego mnie. Cały płatek kształtem jest owalny, może wydać się piłką do rugby lub futbolu amerykańskiego. Na szczycie jest wgłębienie w owalu, taki dołek,jak czasem niektórzy z nas mają w brodzie. Nad grzywką zaczynają się wyraźne bordowe plamki,których jest przynajmniej kilkanaście. Między nimi snuje się złota mgła. Żółć podkreśla silny kolor bordowy i zdaje się być źródłem,z którego emanują porcje miłości trwałej, niezniszczalnej, silnej jak złoto. Potem jest tak, że te bordowe kręgi w złotych aureolach rozpadają się jakoby na mniejsze, więc zagęszczają sobą przestrzeń płatka, która jest różowa. Wreszcie krokiem marszowym w czterech kolumnach po cztery wędrują do góry jak naturalny gaz w wodzie źródlanej, a u końca liścia kolumny rozchodzą się w prawo i lewo. Po obwodzie cały liść też obleczony jest złotą wstęgą.
"Wykąpany potrzebuje sobie tylko nogi umyć, bo cały jest czysty".
Autor