Menu
Gildia Pióra na Patronite

25.05.2017r.

fyrfle

fyrfle

Po wczorajszym rajdzie rowerowym do Rzucewa jesteśmy po prostu zmęczeni i dzisiaj odpuszczamy sobie wędrówki i po prostu odpoczywamy, siedząc w cichym słonecznym zakątku i czytając książki. Ja wziąłem ze sobą zbiór felietonów Jerzego Pilcha, które pisywał do "Polityki" w latach 1999 - 2002, zatytułowany "Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym". Uwielbiam czytać Pilcha i tyle, mimo, że to typowy przedstawiciel " tęczowego salonu warszawskiego". Ale musi takim być skoro jest protestantem w katolickim kraju. Pisze jednak świetnie choć akurat w felietonach, to pisanie jest na zasadzie "przyganiał kocioł garnkowi", bo to takie recenzowanie negatywne innych salonowszczyków lub kadzenie im. No, ale poznaje się tych i owych i widzi jak upadają obyczaje i kto komu ciała daje, aby znaleźć się na farszafskim śfieczniku. Sam Pilch też miał szczęście, że oprócz pracowitości, to znał kogo trza i udało mu się zaistnieć - bo w Polsce innej drogi do sukcesu nie ma. Talentem nic nie zdziałasz i inteligencją nawet wojewódzką czy krajową aż hen. Takie jest moje zdanie.

Czytam felieton "Ciastko z pianą" i jeśli go dobrze zrozumiałem, to pan Jerzy twierdzi, że antysemita stoi niżej intelektualnie niż tak zwany tęczowy salon warszawski, co to niesie w swoich tekstach i wypowiedziach multi kulti, tolerancje i poprawności: polityczną, religijną, społeczną, kulturalną i chalira wi kakają jeścio! Tęczowy mądry, a antysemita głupi. Brednie. Najeżdża więc Pilch na felietonistem "Życia" niejakiego Paliwode, że ten wyraża idiotyzm ciężki w swoich tekstach i nieczytelny zarazem. Hm. To skąd wie, że ciężki jak nieczytelny. Paliwoda odpowiada mu krótko, że wybrał niewolę przysmaków. Czas pokazał, że Pilch i jemu podobni przegrali z kretesem, ale Pilcha i tak czyta mi się najlepiej ze wszystkich polskich felietonistów, jak i prozaików, bo to pisanie z jajami jest i fertig.

Pilch Pilchem, niech żyje w zdrowiu, a salon niech nas bawi, poucza i śmieszy dalej, a my kartoflopolaki poszydzim z niekłamaną przyjemnością. Jestem kartoflopolakiem oczywiście, bo zjadam ziemniory we wszelkich postaciach setkami kilogramów i a nuż wiem, że sałatka po grecku jest dobra, ale ja po prostu się nią nie najem i muszę dobić schabowym z frytkami lub młodymi ziemniakami z koperkiem. Sorry Ę inteligencjo, ale taki żołądek mamy i takie wszechpolskie kubki smakowe. Poza tym my kartoflopolacy uważamy, że wszystko co polskie jest najważniejsze i wolimy toruński kościół ojca Tadeusza Rydzyka niż uchodźców muzułmańskich, emigrantów islamskich, Żydów nie uchodźców i nie emigrantów, Niemców, gejów, lesbijki, transseksualistów i całe to LGBTX, które ma nam w domach naszych zastąpić rodzinę czyli kobietę z mężczyzną, które płodzą dzieci przy pomocy waginy i penisa, a nie z probówki. No tak, jesteśmy kartoflopolakami, nie przeczymy więc, bo i czemu tu przeczyć, skoro to nasze polskie i dobre. Starczą nam bracia Ukraińcy, terrorystów nie potrzebujemy. W ogóle po poniedziałku my kartofle ogłaszamy śmierć tolerancji, poprawności, multikultury i otwartości, a Polskę ogłaszamy KRAINĄ BIAŁYCH LUDZI.

Tak sobie w tym naszym kartoflanym raju rozważamy lex Szyszko i słusznie zwracasz mi uwagę, że prawo było dobre, bo z byle pierdołom nie trza było biegać do gminnego urzędnika, ale ono pokazało stan naszego ziemniaczanego rozumu, który wciąż jest taki jak wtedy, kiedy najpopularniejszą odmianą był"Lenino". A więc jesteśmy tutaj w kartoflandii bardzo pazerni, chciwi, bez świadomości ekologicznej i poczucia piękna jakim jest przyroda, lasy, aleje lipowe, dębowe czy grabowe. Nie Boga mamy w sercu, nie Matkę Boską w duszy, tylko szmal. U nas we wsi była aleja modrzewiowa. Szyszko pozwolił, to ogołocili z modrzewi drogę i jest łyso jak na kobiecie z białaczką we krwi. Ot kłerwa raczysko złotej polskiej jerdolonej wolności. Kota(okupanta) nima, to kartofle harcujom.

Tak się jeszcze w swojej kartolanopolskiej bulwie zastanawiałem na temat śmieszności tekstów, które zawierają szyderstwo, bluźnierstwo, sarkazm, kopią w jądra różnych uczuć i zasad świętych i doszedłem do dla mnie jedynie słusznego podsumowania, że jak coś jest śmieszne, to jest śmieszne i rżę do rozpuku, i nie pytam autora - czy się godzi. I bracia i siostry w kartoflu naszym codziennym napiszę wam jeszcze, że nie rozumiem gdy ktoś kogoś nazywa grafomanem jak pan Pilch tego słowa często używa, bo każdy kto pisze, to ma coś do powiedzenia i nazywanie kogoś grafomanem, jest niedopuszczalną ingerencją w sens, bo przymierzając cały temat grafomanii do kartofliska, to stwierdzamy i pieczęć z bulwy przykładamy pod stwierdzeniem, że łęty też są potrzebne i całość wywodów o grafomanii, to niedopuszczalna ingerencja w sens, tym po prostu, którym udało się trafić na salony, a nie umieją trafić pod strzechy, jak nie przymierzając cały nurt Disco Polo.

Czwartek Pańskiego roku 2017 maja 25, jest w Rewie dniem słonecznym i korzystając z tego, że kota czyli turystów typowych wakacyjnych nie ma to odpoczywamy i nikt nam się nie kłóci w sąsiednim pokoju, nikt nie wyżywa się na mężu, nikt nie bije żony w nocy, ani nie krzyczy do dziecka że go zapier...jak nie przestanie płakać. Klatka schodowa nie zarzygana, nie ma syfu w kuchni wspólnej, a kubki nie są pokradzione. Normalnie jest normalnie. Normalnie szok beztroski i wypoczynku bez kartofli.

Jednego dnia przeczytałem książkę! Ależ imponujący wynik. Pilch wchodzi jak Żywiec i dorsz w "Kącie Rybackim". A do lektury kartoflopolakom najlepiej smakuje kawa parzona z 2-3 łyżeczek zacieru czyli zmielonizny, najlepiej włoskiej marki i tak ze dwie w trakcie czytania i jestesmy w niebie kartoflanym, bo parzona kawa po polsku to kartoflopolaka raj. Kartoflopolak ekspresów nie potrzebuje, tego symbolu odejścia od polskości, tego stygmatu - zdrady Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Zabraliście nam kawę ekstra selekt, ale i tak parzymy!

Wieczorem idziemy oczywiście na obchód Rewy i spacer po wybrzeżu oraz cyplem. Kulminacją wszystkiego jest zachód słońca w stonowanych barwach i różowofioletowe niebo hen gdzieś na krańcach przeciwnych do zachodu słońca. Zasypiamy potem w pewności, że jutro też na obiad ziemniaki, których nikt nam nie odbierze i ich smaku nie oddamy, nawet gdy przyjdą nocą i oliwkami w drzwi załomocą i tu kwintesencja kartoflizmu - my nie pozwolimy by Broniewski został wytarty z kat poezji polskiej.

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!