Poranki są takie głośne, choć chciałoby się zanurzyć w ciszy, po czubek głowy i pobyć chwilę z własnymi myślami. Ukrywam się. Udając że śpię. Na dole tętni już życie.
Zmęczenie przymyka na moment powieki. Staram się szukać małych radości. W końcu w życiu nic nie jest proste. A ja potrafię je sobie szczególnie poplątać. Wstaje wraz z porannym promieniami słońca i uśmiecham się do świata. Karmię się krótkimi momentami i zbieram je, jak znaczki w albumie moich wspomnień. Twoimi uśmiechami wywołanymi przeze mnie w kiepski dzień. Twoim ciepłem dłoni zniszczonych latami ciężkiej pracy. Twoimi żartami, które zawierają więcej ziarenek prawdy niż samego żartu. Ale boisz się o nich mówić wprost. Zapachu, który głaszcze moje nozdrza, otulając mnie całą miłym, ciepłym uniesieniem. Po prostu twoim jestestwem. Wpisanym w moją codzienność tak bardzo, że gdy ciebie nie ma, ciągle wydaje mi się że zaraz przyjdziesz. I wróci to wszystko. Cieszę się tym co mam. Na nic więcej nie mogę liczyć.