Menu
Gildia Pióra na Patronite

16.04.2018r.

fyrfle

fyrfle

POPOŁUDNIE

Po obiedzie poszliśmy na oczywisty niedzielny spacer po tutejszym zapłociu, czyli łąkami, polami, a przeważnie nieużytkami przy Białym Potoku i stanowiącymi pewnie wzniesienie. Najpierw szliśmy ulicą przyglądając się ujadającym na nas psom, leniwie spacerującym kotom, kurom, które wyskubały trawę do gołej ziemi oraz wschodzącym bujnie czosnkom. Potem ukazała nam się łąka na której stare suche źdźbła traw i ziół poprzerastały już świeże zielone i z siłą młodości i świeżości rwące do góry i wypełniające coraz większą przestrzeń soczystą zielenią. Oczywiście na wschodzie, południu i zachodzie ukazały nam się pasma Beskidu Żywieckiego i Śląskiego, a szczyt Babiej Góry był jeszcze gdzieniegdzie zaśnieżony. Zagony nielicznych pól były zaorane, ale nieobsiane i zastanawialiśmy się - czy będą obsiane lub obsadzone? Dolina Białego potoku też się już zazieleniła mocno, ale przede wszystkim nad trawami dominowały kwiaty złocieni i w sumie łąkę można byłoby nazwać złotą. Sam Biały Potok miał dość niski już poziom nurtu, a w zagłębieniu przy mostku zaczęliśmy szukać życia.
- Choć przypatrzymy się czy są ryby?
- Raczej nie będzie widać.
- Są, zobacz, tam na płyciznie pływają tuż już przy miejscu gdzie nurt zaczyna być rwący!
- A rzeczywiście...to są...już zapomniałam ich nazwy.
- To nie są pstrągi?
- Nie, nie pstrągów tutaj nie ma, ale są te, one zawsze są takie małe.

Przyglądaliśmy się im jak zaczarowani. Pływały jak w transie ruchem kolistym i dawały poczucie spokoju ciszy i czystości. Od nurtu wznosił się stromy brzeg porośnięty leszczyną, dębami, bukami i lipami, a pod nimi zieleniły się tysiącami zawilce, ale tylko może w jednej trzeciej były rozkwitnięte.
- Spójrz na zawilce, ależ cudny widok!
- Tak, ale to nie jest to co było w ubiegłym roku, jednak te późne mrozy po tamtym ociepleniu wiele pąków utrąciły.
- W takim miejscu chce się usiąść i szybko popłynęłyby strofy...
- No przecież, ale ty mało piszesz wierszy?!
- No bo jednak wolę wielbić ciebie i naturę prozą, wybacza, ale każda najcudniejszych nawet pełna metafor liryka, to jednak ściema jest. Piszę czasem ją bo piszę, ale jednak nawet siedząc w tak pięknym miejscu ja to tutaj, czuje się przede wszystkim powołany do buntu i tak naprawdę patrząc na to piękno, nie mogę przestać się buntować i przestać myśleć o sprawach ludzkich, więc często nawet jak podejmuje poezję , to przeplatam ją surowością spraw człowieczych. Nie umiem oszukiwać siebie i ewentualnego odbiorcę. W niebo spoglądamy tylko czasem, a chodzimy po ziemi i patrzymy na tą ziemię i przed siebie, nasłuchując , czy aby ktoś z tyłu pozostawiony nie chce jeszcze zepsuć nam horyzontów. Pisząc wiersze żyje się, a pisząc poezję oszukuje się. Wiersz brzmi jak mord, a poezja ściemnia to okrucieństwo w na przykład pozbawienie życia czy eliminację.

Potem powoli odwróciliśmy się ku południu i szliśmy w lesie pełnym wielkich kęp leszczyny. Pod nią po prawej stronie był strumień z naszej strony zarosły masą kwitnących żółto złocieni, za złocieniami rosły krzaki kaczeńców i równie pięknie kwitły, a za kaczeńcami po zboczu tłumnie rosły i kwitły zawilce. Za zawilcami gromadnie wschodziły omszoną zielenią roślinki, których liście przypominały echinaceę , to też z ciekawością zastanawialiśmy się jakimiż to kwiatami nas w niedalekiej przyszłości uraczą. Minęłliśmy ten niewielki las i znowu wyszliśmy na przestrzeń kilku pól i mnóstwa nieużytków, które były królestwem ptaków i zwierzyny łownej tak zwanej. No i zaraz w odległości kilkudziesięciu kroków od nas przebiegły dwie sarny. Z chaszczy zaczęło dochodzić skrzypienie niby drzwi, czyli odzywały się bażanty.
- O czym myślisz?
- O temacie wtorkowego warsztatu, którego zajawkę znalazłem szperając stronę.
- Co tam tym razem?
- Jeśli dobrze zrozumiałem chodzi o przebaczenie, choć będę musiał jeszcze raz przeczytać, bo wstęp mocno zaciemnia temat i miał na celu chyba zaprezentowanie się przez autora tematu...nie wiem...chciał ukazać swoją oną głębie podejścia czy jak to nazwać...trudnię sprawy, której istoty mamy się imać?
- Nie ironizuj, temat jest bardzo trudnym tematem i prawdę piszą i mówią, że przebaczyć się przebacza, ale pamięci się nie wymazuje.
- Wiem o tym, ale myślę, że to temat strasznie oklepany, choć faktycznie ciągle aktualny choćby w kontekście odwiecznych roszczeń żydowskich o wieczne kajanie się nas Polaków za niemieckie zbrodnie i całość skutków tych zbrodni. Myślę, że najlepszym wybaczycielem jest czas, bo czy ktoś dziś się zastanawia, że to dla nikczemnych pobudek Żydzi ukrzyżowali Żyda Jezusa - przeminęło z wiatrem. Czy ktoś dziś pyta i krzyżuje Żydów za to, że ich bankierzy finansowali strony konfliktu w czasie drugiej wojny światowej, nie bacząc na holokaust współplemieńców - przeminęło...pytają tylko dociekliwi historycy, reszta tonie w mrokach czasu i tak naprawdę jest istotą wybaczenia. Wybaczenie przychodzi samo przez wspólnotę dobra teraźniejszego i myślę, że jednak prawdziwe przebaczenie rodzi się przez chrystianizm. Żydzi , ateiści i pozostali stawiają na ja.
- Daleko poszedłeś...
- Tak, ale pozostaje przy swoim, o zbrodnie inkwizycji,jej masowe mordy też już nikt nie pyta nienawistnie, czas wyleczył, nastąpiło samoistne przeobrażenie w kolejnych pokoleniach i wybaczenie, a jej autorzy są nazwani chorymi, zaślepionymi...jedyną słuszną męczarnią i sensowną jest ta Jezusowa, reszta jest tylko mrokami dziejów, nikomu nie potrzebnym wiatrem , który pognał już nawet w niepamięć..."co było, a nie jest nie piszę się w rejestr" więc ulega zatarciu jak wyrok, jest więc przebaczone. Ja też miałbym wiele roszczeń o wybaczenie i do mi na pewno wielu wiele musiałoby wybaczyć. Niech po prostu więcej nie wchodzimy sobie w drogę, a czas zabliźni rany i tak naprawdę nasze "wypalone sumienia" pozostaną anegdotą w opowieściach przy wódce i nad grobami. Czas za nas wzajemnie wybaczy, a kto się karmi przeszłym swoim i cudzym złem ten frajer.

Ukazała nam się dość spora kępa śliwy tarniny, już gdzieś w jednej trzeciej rozkwitnięte były kwiaty na jej składowych, czyli na dziesiątkach niewielkich drzewkach ją tworzących. Potem były wiśnie i głogi w pakach oraz w połowie rozkwitłe już samosiejki czereśni - nasza rajska jabłoń , tak smacznie owocująca tez już w pąkach. Rozzielenione już też były brzozy, a wielkie połacie zboczy gór były białe od kwitnących nań mirabelek, czereśni i tarniny. Widoki były naprawdę niesamowite, rozbudzające radość życia. Wierzbowy las zielenił się przekwitłymi baziami, które przypominały teraz zielone gąsienice i były naprawdę ozdobą tych drzew, jak i dodawały uroku wiośnie.

Wreszcie wyszliśmy na kolejna przestrzeń pełną zasieków z ostrężyn, młodych wszelkich drzew owocowych i leśnych, a niegdyś to były pola , które żywiły tutejsze wielodzietne i wielopokoleniowe rodziny.
- Boże, gdyby nasi dziadowie, a nawet ojcowie wstali, to poumierali by albo włosy rwali z głowy i oszaleli na taką niegospodarność.
- Cóż zmieniły się priorytety, ludzie poszli na łatwiznę, chcą lekko żyć.
- Ale też zwyczajnie są leniwi i gnuśni przede wszystkim.
- Wolą odpękać swoje u burżuja i piwo pić smotrąc w telewizor na turecki serial.
- Pod pretekstem postępu wkradło dziadostwo i tyle.

297 734 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!