Pojechałem z Ciocią Zosią, Wujem Stachem i Bonifacym do Teresy na imieniny. Porozmawialiśmy, wypiliśmy aromatyczną kawę i zjedliśmy bułki drożdżowe, tuż przed wyjazdem upieczone przez Ciocię Zosię - były jeszcze ciepłe, a więc doznanie smakowe i zapachowe było cudowne. Około osiemnastej wyruszyliśmy na spacer po pięknych wilkowskich czarnoziemach, tak urodzajnych we wszystkim. W pewnym momencie siedliśmy sobie pod chyba dwustuletnią lipą, która już kwitła. Spadał z niej pyłek kwiatowy na nasze włosy i ubrania. Ja miałem taką koszulę - mieszanina szarości z błękitem, i po chwili na mnie zaczęły przysiadać pszczoły i zbierać ten pyłek z mojej koszuli. O dziwo siadały tylko na mnie. Prosiłem by nie strzepywali ich, bo są tak zachwycone słodkością smaku i aromatu tego pyłku, że na pewno mnie nie użądlą. I tak z nimi wędrowałem po oceanach zielonych pół, aż wracając minęliśmy tą lipę i za jakieś sto metrów była ogromna i pewnie równie leciwa akacja, której kwiaty jeszcze nie przekwitły do końca. Jeden cudowny zapach mieszał się z drugim boskim aromatem, a że zjawisko to rzadkie żeby te dwie wonie się spotkały, to wykombinowaliśmy na cześć tej chwili takie oto cuś, a nawet cóś! Alchemia czerwca: Dogonił woń akacji Zapach kwiatów lipy.
Uległem większości, bo zapachy to zjawisko chemiczne, choć sam chciałem słowa majstersztyk w pierwszym wersie. Pomysłów było mnóstwo, ale największe piękno jest w prostocie, bo takimi są akacja i lipa. W słowie alchemia jest coś niepojętego, tajemniczego i poetyckiego, co dobrze oddaje ten moment intensywności doznań zapachowych jakie otrzymujemy od tych ogromnych dwóch drzew, a które chciałoby się gdzieś schować, w którejś z części mózgu i odtwarzać je sobie w najcięższych miesiącach królestwa depresji, a więc listopadzie, grudniu i styczniu.
ten spacer się odbył i faktycznie pszczoły mi nie przeszkadzały, w naturzę jestem zupełnie inny, niz w codzienności, małżeńsko - kapitalistyczno - kulturalnej wynikającej z obcowania z ludźmi w rzeczywistości.
Kiedy dzis czytam swój tekst, to jestem zaskoczony, jakbym wchodził wtedy w odmienne stany swiadomości. To ta część mnie , która nazywam Ciocią Zosią, jakżesz inna od Bonifacego Rewolucjonisty Cynika -Obrazoburcy.