Menu
Gildia Pióra na Patronite

15.04.2016r.

Piję kawę. O kawie można i trzeba pisać wiele, bo genialny to wyzwalacz ochoty, chęci i działania. Proces jej adoracji rozpoczyna się już od otwarcia naczynia, w którym jest przechowywana i wtedy zaciągam się jej aromatem, i jakaś radość wyzwala się we mnie, a uśmiech maluje się na ustach, a oczy zaczynają iskrzyć. Ostatecznie zaczynają płynąć słowa uwielbienia i wstępuje we mnie chęć przemożna podzielenia się mocą tego aromatu z Anią, i kiedy jest ze mną, to również zatapia się w jej genialnym zapachu. Potem wsypuję ją do szklanek i nabieram wody do czajnika, kładąc ją potem na kuchenkę i rozpalam p[od nim gaz. Czekając na zagotowanie się wody rozmyślam o doskonałości jaką jest kawa lub rozmawiamy, kiedy jesteśmy we dwoje. Podchodzę jeszcze do szklanek i znowu wdycham ten silny, ozdrowieńczy i ożywczy aromat kawy i nie wstydzę się tego, bo to jest po prostu dobre i sprawiające ogromną przyjemność, no i nastrój mój jest na tak. Kiedy w czajniku strumień pary zaczyna się szybko wydostawać z dzióbka i jest jednolicie prosty, to wiem, że woda gotuje się. Zakręcam kurek, podnoszę czajnik i zalewam wrzątkiem kawę w szklankach, a wtedy na cały dom rozprzestrzenia się milionami cząsteczek zapach kawy, że jakby ktoś z zewnątrz przyszedł to od razu zostałby nim urzeknięty i skorzystałby z propozycji wypicia kawy z nami. My też to czujemy, tą moc bijącą z menisków genialnego napoju i z pietyzmem przenosimy go do stołu, na balkon czy do ogrodu, gdzie picie kawy ma szczególny wymiar obcowania bezpośrednio z Matką Ziemią i tym co zrodziła, i tym co stworzyła. Potem następuje rozkosz pierwszego łyku, a więc następuje kumulacja zapachu, smaku, dotyku i to dzieje się ww jednym momencie więc jestem po prostu (używając przenośni i neologizmu razem) wniebowstąpiony. Lubię trochę przytrzymać każdy jej łyk w ustach, tak, aby nacieszyć się pełnią jej smaku i wyłowić z niej detale tej wspaniałej kompozycji, jaką ktoś bardzo mądry zawarł przez odpowiedni dobór i proces twórczy ziaren. Jest więc wszystkiego po trochu: słodyczy, goryczki, kwaskowości, a wszystko razem czaruje zmysły. A dzisiaj? Dzisiaj zrobiłem sobie kawę w dużym pomarańczowym kubku z wielkim pięciopłatkowym kwiatem, który ma żółte serce i białe płatki o jasno - błękitnych obrzeżach. Lubię ten kubek. Lubię kolor pomarańczowy. Lubię go, bo już sam pomarańcz kubka poprawia mi nastrój, a jeśli jego zawartość stanowi jeszcze ta właśnie kawa, to czas jaki spędzam pijąc kawę z tego kubka, jest po prostu niesamowicie piękną chwilą. Siedzę sobie w zielonym pokoju i naciskam te słowa na klawiaturze laptopa. Jest słoneczne przedpołudnie, a słońce rozgrzewa moje plecy i głowę, i jak mówią fachowcy witaminizuje mnie w witaminę D i dostarcza jest katalizatorem poprawy nastroju. Bardzo lubię ten pokój, z jego licznymi kwiatami, z jego obrazami, z kompozycjami bazi przyniesionych z wielu spacerów po okolicznych polach i nadrzeczach. I znowu kawy łyk, i znowu dotyk, smak, aromat i uczucie fali przyjemności, która przechodzi przez całe moje ciało. Sprawiła ona, że myślą wracam do ubiegłej soboty i koncertu Andrzeja Sikorowskiego i Grzegorza Turnaa. O tym koncercie napiszę, że Grzegorz Turanau napisał kiedyś taką piosenkę "Byłem w Nowym Jorku", w której swój zachwyt Nowym Jorkiem wyraża tylko refrenem "byłem w Nowym Jorku:. Ja też napiszę za nim po prostu - byłem na koncercie Sikorowskiego i Turnaa. Spoglądam na lewe okno i mam przed sobą tuż za szybą kwitnącą na jasno różowo , sporą już magnolię.Widok jest naprawdę imponującym doznaniem i rozpłynięciem się wręcz w pięknie, że kawa smakuje jeszcze bardziej, i jeszcze więcej ducha wkładam w klikanie kolejnych słów. Tuż pod drzewem magnolii w połowie rozkwitł już tysiącami drobnych białych kwiatuszków ogromny krzew tawuły. Jedna jego część schowała się pod ramionami kwietnymi magnolii, a na drugą zachodzą potężne zielone konary srebrzystego świerka. Spoglądam ne niego i tak ładnie lśnią jego igiełki w promieniach słońca, a szyszki na górnych gałęziach zdają się być złotymi dzwoneczkami jak ozdoby u tancerki bollywood. Słońce przez szybę jest bardzo silne i zmusza mnie do mrużenia oczów, ale twarz szybko staje się ciepła, a całe ciało rozluźnione, a duch szczęśliwszy. Spokojnie ćwierkają sobie o czymś wróble, już nie z taką dozą mocy i ekspresji jak o świcie, kiedy ich radość potrafi obudzić mocno śpiącego człowieka, ale wtedy nie ma się do nich pretensji, a patrzy się przez okno na budzący się dzień i smakuje się śpiewy ptaków, jak ballady Metaliki. Wychodzę do okna za moimi plecami i najpierw cieszę się widokiem różnych barw kwiatów storczyków, które zajmują cały parapet i mają się tu świetnie kwitnąc przez cały rok. A za oknem wspina się pnąca hortensja, której intensywna zieleń liści iskrzy dopieszczona promieniami słońca. Wypuściła już setki pąków i za jakiś czas zakwitnie cała ściana domu niesamowicie piękną bielą. Na nią nakładają się kolczaste liany róży, która teraz zapiera dech w piersiach bordem i zielenią swoich świeżych liści. Te liście lśnią teraz w słońcu i wydaje się, że na ścianie domu zwisają girlandy szlachetnych kamieni. Mój wzrok zaraz też wędruje do innego oryginalnego i pięknego cudu jaki wytworzyła natura, a więc do świerka z północno wschodniej strony, przez którego szpilczaste gałęzie przebijają się bardzo długie ramiona złoto kwitnącej forsycji, a reszta jej ramion , przysłonięta świerkiem, tylko czubkami wystaje nad niego, tworząc jakby złotą koronę nad nim lub może wywołując złudzenie aureoli. W każdym razie widok jest przepiękny i z trudem wraca się do klawiatury, aby nie oddać i tak tego co oczom dane widzieć. Znowu łyk kawy - jest już ciepła, ale jeszcze wpełni syci smakiem i aromatem. Długo czuć jej moc w kubkach smakowych. Wróble zintensywfikowały ćwiry, a kocur sąsiadki leniwie wygrzewa się pod murem i beznamiętnie obserwuje otoczenie. Jeszcze spoglądam w kierunku alei modrzewiowej. Modrzewie pokrywają się coraz intensywniejszą zielenią odrastających mini szpilek, że przyćmiewa ona róż i bordo kwiatostanów, z których urodzą się potem szyszki. Sięgam wzrokiem jeszcze dalej i stwierdzam, że mgły już całkowicie ustąpiły i widać majestat i piękno Beskidów.

297 714 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    17 April 2016, 13:10

    Dziękuję za opinię - pozdrawiam!

  • 15 April 2016, 23:51

    Napadła mnie ochota na kawę, ale jest już póżno.Trudno wypiję rano.Bo bez kawy świat byłby niecieKAWY.