Menu
Gildia Pióra na Patronite

17.11.2019r.

fyrfle

fyrfle

Piękne słoneczne przedpołudnie i bardzo ciepłe jak na drugą dekadę listopada. Lśni przede mną kwiat orchidei podświetlany mocą promieni słońca. Z lewej strony od serca mam Ciebie - Cud mojego życia. Arcy sprawnie żonglujesz drutami tworząc coś bardzo pięknego, ale zarazem jak najbardziej użytecznego. Za kwitnącym storczykiem jak pawie ogony rozpłaszczają się grudniki kwitnące różem i bielą. Po mojej prawej stronie ciemnym przekwitłym brązem chyli się z przemijania kwiat skrzydłokwiatu. Jest jeszcze jeden za mną. Ten pręży się i wygląda zdecydowanie jak kobra tańcząca w takt dźwięków zaklinacza. Na południowym oknie w najlepsze kwitną kaktusy pomarańczowymi niby płomieniami. W pokoju jest coraz cieplej i jaśniej za sprawą coraz mocniejszego słońca. Coraz jaśniej robi się w sercu i coraz bardziej szczęśliwym jest duch w takich okolicznościach życia i natury.

Na zewnątrz domu popisuje się wiatr, ale jest ciepły. Gdzieś w szczelinie bruku ubiegłej jesieni usadowiło się nasiono smagliczki i tam też wyrosło, i tam oczywiście zakwitło. Kwitnie do tej pory i rozsiewa cudny słodki zapach, rywalizując z nieopodal rosnącą lawendą. Lawendą, której liście też jeszcze zielone rozsiewają specyficzny zapach tej niepowtarzalnej rośliny. Z drugiej strony domu od zachodu w przypadkowej skrzynce wyrosła kolejna smagliczka, tym razem fioletowa i też spokojnie sobie kwitnie, też rozsyła słodycz swojego zapachu. Nieco dalej na zachód z upływem czasu dzielnie walczy żywotnik. Jego bordowe czupryny nie poddają się, za to niestety łodygi i liście żółkną zapowiadając niechybny zmierzch całości. Wiatr wzmacnia siłę podmuchów. Zielono-żółte liście buka nie poddają się tej sile, a te już brązowe wyginają się wzdłuż centralnego nerwu blaszki liściowej i tworzą jakby literę C. Na razie mają jeszcze tyle siły, że wiatr nie urywa je i nie wtrąca w krzaki malin lub jeszcze dalej w ogród sąsiada. Jeszcze w północno - zachodniej części ogrodu malutka kępa wrzosu. Właśnie w najlepsze kwitnie długimi jakby różowymi kłosami. Taki mały cud na krańcu ogrodu.

Na rabacie warzywnej zostawiłem cztery łodygi słoneczników pełne odgałęzień na których końcach kwitły kwiaty. Teraz zeschła całość przypomina gęsty jakiś krzew. Powiesiłem tam karmik i słoninę. Słoneczniki od miesiąca przeżywają istne oblężenie tutejszych ptaków, zwłaszcza sikorek, cukrówek, wróbli. Przylatują też zięby. Stoimy długimi minutami w oknie i cieszymy się ich widokiem. Panuje tam niesamowity rozgardiasz. Ruch od świtu po zmierzch. Cały czas jedni przylatują inni odlatują, jeszcze inni obserwują. Koty są zbyt leniwe, aby je przeganiać. Wylegują się pod krzewami lub drzewami, korzystając z ciepłego listopadowego słońca. Czasem tylko podniosą głowę i zerkną w ptasi rój. Ale lenistwo przezwycięża instynkt polowania i dalej ich głowy opadają na szarą wypaloną słońcem trawę.

Słońce coraz bardziej przesuwa się na zachód. Połowa pokoju już we władaniu cienia, ale ciepłego jasnego i przyjaznego cienia. Wstajesz, odkładasz druty i wełnę. Podchodzisz do mnie, masujesz mi opuszkami palców kark, łopatki, kręgosłup. Maszt takie ciepłe dłonie i puchowe przedramiona do których tulę policzki.

297 704 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!