Menu
Gildia Pióra na Patronite

"Do zobaczenia za tydzień."

MrsCarax

MrsCarax

Ona była w wyśmienitym humorze, radosna jak nigdy. Coś się w niej zmieniało. Zawsze racjonalnie podchodziła do wszelkich spraw. Z pewnym dystansem. Z obmyśleniem i zarysowaniem każdego kroku. Każdy skutek czy przyczyna był w jej głowie. Zaskoczenie? Nigdy sobie na to nie pozwalała, wszystkiego była w stanie się domyślić i ta opcja jej odpowiadała. Do czasu. Bo przecież wszystko się nudzi.

Przestawała myśleć racjonalnie. Przestawała zachowywać się, jak "przystawało". Zwyczajnie żyła. Wychodziła wieczorami i wracała późną nocą, bo czemu by nie? Nadal pozostawała sobą, bo to było dla niej priorytetem. Być sobą. Zawsze i wszędzie, niezależnie od sytuacji. Fakt, nie zawsze nam się to udaje. Ale ona z ręką na sercu mogła powiedzieć, że się starała być po prostu sobą. Bo jako ona sama była najbardziej wartościową osobą. Nie musiała kłamać, a kłamstwo obniża przecież wartość. Każdą wartość.
Ale nie o tym mowa. Ważne jest by zaznaczyć, że była radosna i szczęśliwa. Zwykłym codziennym szczęściem. Widziała się z przyjaciółką i miała wyśmienity humor, a przecież padał wtedy deszcz i było już zimno. Nie, to nie było wczoraj czy nawet nie dzisiaj. To było dawno. Opowiadam wam to po pewnym czasie. Zazwyczaj opowiadam wszystko na świeżo, teraz opowiadam wam sprawy przedawnione. Zdarza się, prawda?
Znowu muszę wrócić.
Była szczęśliwa, tego się trzymajmy. Bo takim jak ona zdarza się to niezwykle rzadko. Tańczyły z parasolką, śmiały się i wygłupiały. Bo mogły. Były młode i szczęśliwe. Nadal są. Ale ta deszczowa, niby przykra pogoda jakoś je rozweseliła. Gdy cały świat był zamazany szarością i smugami deszczu one się śmiały. Później w jego samochodzie, też się śmiały. W przemoczonymi nogawkami nadal żartowały. Trochę ochłonęły, ale nadal były rozbawione.
Znowu wylądowali u nich. Coś przegryźli, jako obiad. Porozmawiali ze starszyzną. A później oni zostali sami. On jeszcze kończył jeść, a ona dotrzymywała mu towarzystwa. Śmiali się. Jakoś tak sztywno. Niezręcznie, ale się śmiali. Coś sobie opowiedzieli. Ona mu zwróciła uwagę, on się zastosował. Znowu porozmawiali i ona wróciła do niej. Bo nad czym tu się rozczulać? Była szczęśliwa i nie chciała stracić tego uczucia. To było dla niej ważne i potrzebne.
Razem ze starszyzną pojechały do sklepu. Szary sklep, który również tonął w smutnym deszczu nagle zyskał dwa promyki. Tak, zyskał właśnie je. Śpiewały i tańczyły. Przymierzały jakieś kaski. Bawiły się. I nagle cały sklep bawił się razem z nimi. Nie było już jakiejś melancholii czy smutku. Znowu wszystko było piękne.
Ściemniało się. On wrócił o umówionej godzinie, bo przecież miał ją odwieźć. A nie było dla niego innego priorytetu, niż fakt, by być na czas. Z nią. Pod jej domem. Musiał o to dbać. Jeszcze nigdy się nie spóźnili, to było niepisaną umową. No dobra, raz się spóźnili, ale on o tym nie wiedział. Zawsze, gdy wie są o odpowiedniej porze. Nie ważne, która miałaby być, będą.
Pożegnała się. Pobawiła z ich psem. Pożegnała się. Życzyła dobrej nocy. I niby pozostając mężczyzną i kobietą wrócili do rozmowy, niczym kumple. Z czegoś się pośmiali. O czymś zaczęli dyskutować. Nagle ona rzuciła jakimś wspomnieniem i znowu byli oni. Ta ich specyficzna intymność.. (Specyficzna, lubię używać tego określenia względem tej dwójki. Bo tak naprawdę nic w związku z nimi nie było normalne. Nienormalne też nie. Specyficzne - tak. Ona była specyficzna i on był specyficzny. A relacja? SPECYFICZNA.) Ta ich specyficzna intymność rozjarzyła się i zaczęła między nimi trwać. W zasadzie tylko on wtedy mówił. Ona się jedynie bała. Opowiadał jej o czymś ważnym. O jego sekrecie, o którym wie tak mało osób. A ona się bała. Tak, też bała się o niego, mimo że sprawa była przedawniona. Ale bała się też.. Pozwolę sobie wtrącić cytat: "Dziwna rzecz. Lepiej nigdy nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić." - Salinger. Bała się właśnie tego, że miałaby zacząć tęsknić za jego historiami. Za jego śmiechem. Za jego uśmiechem. Za spojrzeniem. Za tym jak palił papierosa. Za tym jak na nią spoglądał albo jak spoglądał w lusterko wsteczne. Za tym jak prowadził. Jak zwalniał i przyspieszał. Jak zachowywał się w najlepszym nastroju albo w najgorszym. Jak wyglądał zmęczony albo wypoczęty. Że będzie tęsknić za każdym jego słowem. A najbardziej za śmiechem. Bo przecież tak bardzo lubiła się z nim śmiać. Zawsze celebrowali drogę do jej domu. Ona z tego zrezygnowała. Chciała, jak najszybciej wysiąść. Bo sekrety są zbyt ważne. Zbyt przerażające. Nie mówi się ich byle komu. Nie powinien jej tego mówić. Uśmiechała się, ale była zaniepokojona. Widział to. Widział, że się gwałtownie wycofuje. Nie napierał. Pozwolił jej na wszystko i na nic jednocześnie.
Ale wiecie co? Mimo, że zaczęła uciekać, to gdy przyszło do pożegnania zrobiło jej się przykro. Uściskała go mocno, wtulając się na chwilę w jego szyję. Znowu chłonęła jego zapach. Krótką chwilę, ale jednak. Pocałowali się w policzek, jak zawsze. Odprawili swój mały rytuał. Życzyli miłego wieczoru, jutro udanego dnia. A ona niby uciekając i się wycofując obiecała mu tylko..

7339 wyświetleń
89 tekstów
4 obserwujących
  • MrsCarax

    26 February 2015, 15:07

    Formalina, wciąganie się w to jest niebezpieczne. Gwarantuję :)

  • Formalina

    26 December 2014, 09:33

    Wciągające, jak dla mnie :)