Menu
Gildia Pióra na Patronite

02.08.2017r.

fyrfle

fyrfle

Obudziliśmy się skąpani w promieniach słonecznych i tym samym w wysokiej temperaturze, prawie już o szóstej trzydziestu stopnie Celsjusza. W cieple szybciej nabiera się chęci do życia porannego i całodniowego. Jeszcze dodatkowo wyszliśmy na taras nacieszyć się widokami gór skąpanych w słońcu, ich zachwycającymi kształtami, pełnymi drzew i łąk na zboczach oraz pól i zabudowań ludzkich. Oczywiście najbardziej cieszy nas widok wzajemny i on jest najpiękniejszym i najmocniejszą siłą do życia.

Kochający się ludzie, sprzyjająca natura, ale dopiero kawa uruchamia wszystko w czyny piękne. Pojechałaś więc do pracy prostować ścieżki Beskidzian i innych Polaków, a ja siedzę na balkonie w otoczeniu kwitnących i bujniejących roślin. Skrzynki z powysadzanymi naprzemiennie pelargoniami, smagliczkami, sanwitaliami, surfiniami i egzotyką chorwacką, tworzą niesamowitą mieszankę kolorowości i zapachu. Gęsta bujność dziesiątek kwiatów pnie się do góry, na cztery strony świata i jeszcze swoim ciężarem opada w kierunku ziemi. Ich natężenie barw zmienia się wraz z mocą promieni słonecznych, wraz z wiatrem poruszającym je, są wciąż inne, są wciąż zapraszające do ich odkrywania. I tak też robię. Kumuluje w sobie ich piękno, co jest znakomitą odtrutką choćby na literackie fora internetowe, gdzie każdy każdego i każdą koniecznie chce przerobić na swoją modłę, nie przyjmując do wiadomości, że podstawą pisania i wszelkiej twórczości jest totalna wolność, a więc po prostu w moich zdaniach robię co chcę. Tyle. Nie zrozumiecie wiem.

Za barierkami balkonowymi ze skrzynkami w kwiatach rośnie sobie już kilkanaście lat krzew kaliny, który rozrósł się już do sporych rozmiarów i spokojnie zagląda nam w oczy, talerze, szklanki, filiżanki, kufle i kto wie może w nasze dusze? A bo to wiesz jak nie wiesz co i kto w takim drzewsku siedzi i piszczy, abo w co mu grać z nami przychodzi ochota z woli Stwórcy lub tylko iluś tam lat miliardów trwania świata. Krzew kaliny aktualnie jest piękny jak lica dojrzewającej gimnazjalistki, jagody jego kraśnieją coraz bardziej i nabierają wielkości. Lśnią też w słońcu i są jakby mini firmamentem nieba, na tle którego latają samoloty i statki kosmiczne czyli osy, pszczoły, szerszenie, wszelka kolorowość much i motyli, a nocą ćmy wędrówki uskuteczniają do światła balkonowego naszego codziennowieczornego.

Dalej za kaliną jest ogród sąsiada, też pełen krzewów, kwitnących teraz hortensji, floksów i bujniejący też zielenią winnego krzewu, który radośnie kipi swoimi wielkimi liśćmi, a jego łodygi, gdyby im pozwolić, to w kilka lat oplotły by cały dom i zaczęły wspinać się na otaczające dom drzewa owocowe i świerki oraz sosny.

Za ogrodem sąsiada jest droga, a za nią krajobraz obniża się i kolejnymi domostwami oraz sadami, ogródkami przy nich schodzi do śródwiejskiej rzeki - tam gdzie ktoś prawie codziennie pali śmierdzące ogniska. Oprócz dymu, wymiernym uzupełnieniem przestrzeni są dwa ogromne drzewa. Pierwszy to orzech włoski, a drugim jest gigantyczna lipa. Słyszałem ostatnio wiejską rozmowę, w której twierdzili, że woda rzeki zawiera życie - ryby. Pięknie jeśli to prawda.

Za rzeką znowu są domostwa, a przy nich kolejne kwitnące i owocujące ogrody, w których żyją kolejne koty i psy, które wolno kiedy chcą wałęsają się po całej wielkiej kilkutysięcznej w ludność wsi. I wreszcie ulica Główna, która dzieli wieś na dwie części ciągnąc się ze wschodu na zachód. Za nią znowu kolejne zabudowania ludzkie, zamieszkałe lub póki co nie, bo wymarli, bo wyjechali. Tam gdzie życie ludzkie się ostało, to znowu są piękne chwile z kwiatami owocami i zwierzętami domowymi. Bywa, ze jest baran i nawet cap. Mężczyźni płodzą, kobiety rodzą. Ot normalna chwała polskiej wsi.

Za ostatnimi północnymi opłotkami wsi zaczynają się kolorowe i pachnące nieużytki przemieszane z barwnymi i pachnącymi chlebem zagonami zbóż i innych roślin uprawnych. Wszystko poprzecinane potokami schodzącymi ze zboczy gór, drogami polnymi i miedzami. W tych nieużytkach pozarastane są już dzisiaj źródełka z krystalicznie przeźroczystą i czystą oraz zimna wodą, którą kiedyś gasili pragnienie tutejsi mieszkańcy, którzy całymi rodzinami wychodzili do prac polowych. W nieużytkach tych dojrzewają teraz ostrężyny, maliny, poziomki, a czasem spotka się krzew hortensji czy kwitnącą malwę. Nadto jest mnóstwo dziurawców, rumianków, wszelkich ostów czy chabrów.

Na polach uprawnych dominuje rzepak, w którym jeszcze nie dawno roiło się od błękitu i różu bławatków, czerwieni maków i bieli rumianków. Jeszcze zagony wypełniają owies jęczmień i pszenica oraz ziemniaki, również pełne kwitnących ziół i grzyw miotły zbożowej. Ten tydzień jest bardzo ciepły więc zboża pewnie dojrzeją i od przyszłego tygodnia zaczną się żniwa.

Jeszcze są oczywiście łąki, na których suszy się siano na drewnianych konstrukcjach zwanych ostrewkami. Są też sarny, dziki, bażanty i watahy wronowatych wędrujących po polach. Nic więc dziwnego, że zdarzyło mi się znaleźć piękne duże pióro jastrzębia.

Niektóre z potoków już wyschły, ale doliny dookoła nich tętnią życiem roślin i pełno tam kwitnących teraz dzwonków leśnych, wierzbówki, wrotycza, żywokostu i innych kolorowych roślin, których kwiaty już powoli przechodzą w nasiona. Wśród tej inwazji kolorów niestety nie ma już zbyt wielu motyli. Są naprawdę rzadkością. Tak jak niewiele ryb jest w potokach, ale spotyka się, gdy kamienistym nurtem pójdzie się do miejsc zagłębionych, w których jest przeźroczysta woda, to można poobserwować je jak spokojnie pływają w cienistych toniach.

Za potokami zaczyna się delikatna wspinaczka na Dzielec, a wokół niego królują łąki, pola, a wrażenie szczególne robią zagony z szałwią, których miedze porastają czerwone maki. A potem znowu są łąki pola, potoki, wioski, aż do zachodnich i wschodnich pasm gór, które ciągną się cudnymi panoramami do samego Bielska. Nad wszystkim czuwa jakby błękit nieba, który wysyła wszystkiemu dobrodziejstwo promieni słonecznych.

Zaszło słońce, ale trzydzieści słońce jest. Warto więc w tym momencie wspomnieć o wczorajszych chwilach na moście nad Sołą, kiedy to zatrzymałem się, jak i zresztą kilku innych ludzie, mimo 40 stopniowego chyba upału w słońcu, aby popatrzeć na krystalicznie czysty nurt rzeki, w którym pływały dookoła wielkich kamieni stada pstrągów tęczowych. Przecudnej urody widok, tak bardzo uspokajający i zachwycający. Od takie naturalne akwarium pełne baraszkujących pstrągów pokazujących swoje różowe boki, wyskakujących nad powierzchnię idealnie przejrzystej wody.

Przyszła Ciri. Jest umęczona tym upałem. Zeszła po schodach na dół, zjadła kilka kocich chrupek, zrobiła parę łyków wody i z powrotem weszła na pięto, po czym położyła się na plecach na balkonowych płytkach, nogi rozstawiając jak szerokie. Póki co nie ma na kostce przed domem reszty kociej ferajny, a więc: Lowelasa, Szarotki, Bębenka i Barbora, no to jest spokój i cisza. Szarotka znowu jest płaska. Okociła się gdzieś, ale jej zachowanie nie wskazuje by się opiekowała młodymi kociętami. Wolę nie myśleć o ich losie... . No to wtym roku będzie jeszcze trzeci miot. Ciri to córka Szarotki, którą jedno z naszych dzieci wzięło spod listopadowego balkonu prawie dwa lata temu i ma się z nami dobrze.

Słyszę głośno miauczącą Ciri i coś straszliwie piszczącego. Ogladam się znad komputera, a tu mysza biega po przedpokoju, a więc chrupki ją zdegustowały i zezłościły, bo jeszcze skrzydełko się rozmraża. Mysza w przeraźliwym pisku chce uciec do łazienki, ale susem dopada ją Ciri i chwyta kłami, po czym wyrzuca na kikadziesiąt centymetrów w górę, w tym czasie obraca się na plecy, że mysza spada jej na przednie łapy. Teraz zaczyna ją jak piłkę obracać w pazurach, po czym pyskiem wyrzuca ją na klatkę schodową, mysza otumaniona ucieka i spada z pierwszego piętra schodów na parter. Ciri skacze za nią i dopada ją nim ta zdążyła zrobić krok. Znowu jąrzuca na scinę, po czym zawija w firankę w rulon i puszcza, że mysza w firance wiruje jak pocisk, ale spada oczywiście włapy Ciri. Jest coraz bardziej wycieńczona, więc przeraźliwość jej pisku spada, a więc i dobra zabawa się kończy. Jeszcze kilka podrzutów, jeszcze kilka przekulanek i rowerków i trzask miażdżonej czaszki, po czym odgryziona jest i zjedzona głowa, zaraz potem tułów, wreszcie reszta myszy z ogonem. Ciri idzie po schodach na poddasze na swoją poduszkę. Będzie spała trzy do pięciu godzin. Piszcie mądre głowy, czemu takim jest Dzieło Stworzenia?

fyrfle 02.08.2017r. 10.10

297 589 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!