Myślałam...Myślałam i się rozmyśliłam;) Spojrzałam w lustro i pogratulowałam sobie, że się w nim niczego nie doszukuje. Nawet uśmiechnęłam się do swojego odbicia, niech czuje, że jest akceptowane. Bez sztucznych rzęs, botoksu, ostrzykiwań...Skansen można by rzec. Niedługo będę w mniejszości, bez tatuaży i innych nieodwracalnych upiększeń. Lustro to "wróg", który szepcze i wpędza w kompleksy. Dobrze jest szukać akceptacji w zakochanych oczach partnera, dziecka, rodziców...a najlepiej pokochać siebie, gdyż przecież "nikt nie jest doskonały"...
Tallea, pernamentny nie wchodzi w grę, gdyż lubię być twórcą swojej twarzy;) Łukaszu, gdy się akceptuje siebie, to i łatwo pokochać. Kocha się za nic, dlatego tak dużo obok Narcyzów;))) Kompleksy, to brak zrozumienia dla faktu iż nie da się wszystkich w tym i siebie zadowolić. Aplan, od dawna kieruję się tym co sama myślę i podporządkowuję się swoim kierunkom, dlatego maluję się, gdyż lubię;) Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, życzę miłego dnia.
Dobra, dobra, bigosu nie przypal. Ale masz rację,w niedzielę byliśmy w Tychach i o 14 tej salon tatuażu szedł pełną parą. Trzy stanowiska i następni oczekujący, a z nimi dzieci i wnuki ganiające między fotelami obróbki ciała. Nie rozumiem ludzi, bo tatuaże naprawdę oszpecają ciało, nie tylko kobiet, ale zwłaszcza ich i wyglądają odrażająco. Lepiej lalę całować z seks shopu, niż blondynkę o ramionach na które jakby się wylała zawartość klopu.