Menu
Gildia Pióra na Patronite

28.11.2019r.

fyrfle

fyrfle

Mojej znajomej osiemdziesięcioletni ojciec zasłabł i przewrócił się. I tu okazuje się, że lekarze rodzinni są często jasnowidzami, bo podobnych przypadków słyszałem wiele. Orzekł ten lekarz, że tato znajomej ma zaburzenia błędnika, a ona niestety uwierzyła mu na słowo, nie na wynik badania tomografu lub rezonansu. Zamiast więc docisnąć lekarza rodzinnego o skierowanie lub raczej wziąć samemu ojca i prywatnie zrobić jak najszybciej badanie, to zdaje się ojciec dla bezpieczeństwa leży w łóżku. Nie pojmuje takiego postępowania wszystkich tych ludzi skądinąd wykształconych, czyli tak zwanej inteligencji. Innym przemyśleniem jest to, że u nas ludzi starych nie leczy się i w zasadzie polscy lekarze skazują ich na śmierć i dogorywanie w domu przez brak decyzji o badaniach, leczeniu i konkretnych szybkich zabiegach. Mam informacje z Europy zachodniej, gdzie leczy się i operuje dziewiędziesięciosiedmiolatków i spokojnie w zdrowiu żyją sobie do setki i jeszcze jeżdżą na wycieczki autokarowe. W Polsce, czy w urzędzie, czy w szkole, czy w przychodni lekarskiej człowiek, to tylko petent i trzeba go zbyć. Tak przeważnie wygląda nasz system, system naszego państwa, naszej moralności. Taka refleksja mi się nasunęła.

Tolerancja. Moim zdaniem jedno z najbardziej niebezpiecznych słów dwudziestego pierwszego wieku. Jedno z najbardziej otępiających trzeźwość umysłu, kneblujące rozsądek, po prostu wcielone zło. Dziwny jest ten ludzi świat. Jeśli są przypadki,że lekarz przed operacją składa rodzinie propozycję wpłaty kwoty pieniędzy na jakąś przyszpitalną fundację, to naszym zdaniem dyskwalifikuje go to jako człowieka i powinno dyskwalifikować jako lekarza, raczej jako rzeźnika też, więc choćby nie wiadomo jakim mistrzem skalpela był, to powinien odejść w powszechnym potępieniu. A dzisiaj dziennikarze i etycy mówią, że może jakiś cień na tym człowieku pozostanie, ale w sumie nie obala to wizerunku tego człowieka i może dalej pełnić swoje funkcje. Takie opinie są bardzo bardzo denerwujące i budzące sprzeciw zwykłych codziennych uczciwych ludzi, bo to w praktyce może oznaczać brak dostępności do leczenia dla chorego, którego nie stać na wpłatę na konto dziwnej przyszpitalnej fundacji. Naszym zdaniem takich fundacji być nie powinno, a szpitale mają być finansowane z budżetu państwa i działać w ramach otrzymywanych subwencji z budżetu państwa. Zarobki lekarzy mają być dostosowane do polskich warunków, a jak się nie podoba, to droga wolna we świat, jak to mówią górale beskidzcy.

Jak być poetą i pisać poezję, skoro się za niczym nie tęskni, jak nie jest się smutnym? Jest się po prostu szczęśliwym. Szczęście jest szczęściem, nie potrzebuje przyjaciół, nie potrzebuje metafor,alegorii, epitetów. Ono jest. Czy wolno je przedstawiać poprzez symbole i wszelkie te zasłony dymne? Nie, bo nie wolno mu bruździć i mieć cudzych nazw przed nim. Nie wolno bredzić o nim nadaremno. Czasem jest lęk w człowieku, ale lęk to choroba, a choroby się leczy. One nie są smutkiem, żalem, gniewem, bo są chorobami. Czy wolno mieć pretensję do choroby i żalić się na nią? Nie. Czy wolno pomstować na Boga za chorobę? Nie, bo to głupota, bluźnierstwo i prymityw. Spokojnie więc przy chorobie. Jedz, przeczekaj, pośpij, może nawet się napij, gdy lekarstwa alkoholowi nie przeczą. Przejdzie choroba i powróci normalność. Normalny stan to szczęście. Wiem, że do szczęścia potrzebny jest drugi człowiek. Szczęśliwy pierwszy człowiek przyciągnie drugiego szczęśliwego.

Zatem zostaje w człowieku szczęście. A szczęście, to nie jest coś wielkiego. To wstać rano, zrobić mężowi, żonie kanapki do pracy, zapakować je do torebki czy pojemnika, dodać do nich jabłko, kaki lub może ogórka albo pomidora. Zaparzyć herbatę. Przed wyjazdem do pracy wypić ją, zjeść do niej po ptasim mleczku, może krówce. Potem rozjechać się do pracy ze świadomością, że nie zapomni się 2-3 razy w ciągu tych ośmiu godzin zadzwonić do siebie i chwilkę porozmawiać o tym co w pracy, a jeszcze przynajmniej co godzinę puści się esemesa. Tak. Nie inaczej. Praca nie zając. Zawsze pierwszym mąż, zawsze pierwszym żona. Żadne tam RODO. Bo szczęście mówi sobie wszystko. Żadne więc tam tajemnice służbowe. Żona na przykład policjanta jest de facto też funkcjonariuszem na służbie. Szczęście swój los przeżywa razem. Inaczej jest fałszem. Fałsz kończy się rozwodem. Nic ci po tajemnicy państwowej w głowie bez szczęśliwego ducha.

Przed świtem dzisiaj z południa na północ wędrowały bordowo-sine chmury. Pewnie w końcu za kilka dni przyniosą śnieg. Dziś po prostu niebo nie jest błękitne, więc dzień jest szary, a w pokoju panuje półmrok. Sztuczne światło więc, lektura, kawa, piwo, dobrze zjeść. Podejść do okna i popatrzeć na gęstwinę ramion i głów wyschłych już na czarno słoneczników. Na jednym z nich powieszony jest karmik z ziarnem, na drugim słonina. Piękny obraz, którego stale treść się zmienia o przylatujące sikorki, wróble, sójki, wrony i cukrówki. Kilkanaście cukrówek wędruje sobie pod grubymi ciemnymi łodygami słoneczników i szuka ziaren wyrzuconych z karmika przez wróble i sikory. Nad nimi stale odbywa się rozgardiasz ruchu powietrznego. Jedni przylatują i przycupują na karmiku, na suchych gałęziach słoneczniku i przekomarzają się, który ma być następny w rynience z ziarnem. Drudzy odlatują i przysiadują na aroniach, na mirabelce czy brzoskwini. Odczekują chwilę, pełnią straż i rozglądają się za jastrzębiami i kotami. I tak ten rejwach trwa od poranka po zmierzch. W sumie co? Oczywiście, że szczęście.

297 747 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!