Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jaskinia

Disalice

Disalice

... Moje zwierzę zamieszkiwało wykreowany przeze mnie kawałek lądu, zupełnie dziki, nienaruszony przez obcych. Znajdowała się tam ciemna i głęboka jaskinia, w której mogłam schować się przed deszczem i samej decydować o tym, kiedy wstaje, a kiedy zachodzi słońce.

Zrozumiałam, że jest ona skorupą, którą noszę, i którą sama sobie stworzyłam, by nie dopuścić nikogo zbyt blisko siebie i nie narazić się na ewentualne niebezpieczeństwo zranienia i zadeptania.
Wysokie zarośla dodatkowo odseparowują mnie od innych, sprawiają, że trudno jest uzyskać do mnie jakikolwiek dostęp, zbliżyć się bardziej, niż ja sama na to pozwalam.
Dziki, niezamieszkany obszar jest symbolem mojej własnej przestrzeni, wolności, ale też i klatki, w której sama się zamknęłam.

... Muszę przyznać, że dochodziły wtedy we mnie do głosu różne sprzeczne myśli.
W swojej jaskini czułam się bezpieczna, ale i rozdarta, niezależna i osamotniona, wolna i uwięziona. Nie mogłam jednoznacznie ustosunkować się do miejsca, w którym przyszło mi żyć. Nie wiedziałam, czy chcę tu zostać, czy uciec i nigdy więcej nie wracać. Czułam, że nie mogę zrobić pierwszego kroku, urzeczywistnić w jakiś sposób to, co już od dawna rozgrywa się w moich myślach i nie daje o sobie zapomnieć. Uświadomiłam sobie, że wyparte pragnienia nigdy nie dadzą o sobie zapomnieć, mogę je uśpić na jakiś czas, ale im dłużej nie będę pozwalała wydostać się im na powierzchnię, tym większych szkód narobią, gdy w końcu mnie zdominują. Spełnianie swoich marzeń i realizacja celów są oczywiście zdrowe i potrzebne, ale kiedy dusi się je przez tak długi czas, to człowiek całkowicie traci nad nimi kontrolę. Cel nie może rządzić człowiekiem, to człowiek powinien kontrolować cel i jego urzeczywistnianie.
Muszę zrobić pierwszy krok, by stać się częścią procesu. Początek zawsze będzie dla mnie pewnym punktem odniesienia, miejscem, z którego wystartowałam, w którym czułam się spokojna, ale i uwięziona w zamian za złudne poczucie bezpieczeństwa. Początek jest gdzieś na granicy. Być może stoi raczej po stronie przemiany, ale dla mnie zawsze będzie też częścią „starego”, w końcu to będąc „tam”, „po tamtej stronie”, zdecydowałam się coś w sobie zmienić i zrobić pierwszy krok.
Czasem, żeby coś zmienić potrzeba tylko kogoś lub czegoś, co wprawi nas w ruch.
Wiem, że tylko ja mogę coś zmienić, że moje życie jest w moich rękach i to ja powinnam być dla siebie źródłem, kierunkiem i procesem. Ale wiem też, jak czasem trudno zrobić ten pierwszy krok, odważyć się, a szczególnie wtedy, gdy tyle czasu stało się w miejscu, było definicją martwego punktu.

Pragnę znaleźć coś niepowtarzalnego w powtarzalności, coś nieskończonego w skończoności.

* fragment

3442 wyświetlenia
54 teksty
9 obserwujących
  • colie

    31 March 2015, 13:25

    u mnie pierwszy krok zawsze okazuje się martwym punktem...
    piękne.