Menu
Gildia Pióra na Patronite
Nina K

Nina K

Moja historia nie jest jak tysiąc innych; nawet jej początek nie był "jak z bajki". Poznaliśmy się 4 miesiące przed zanim byliśmy Razem. Zaprosił mnie do tańca, mogłam się Jemu spodobać - ale był wypity. Dopiero po dwóch miesiącach znów się spotkaliśmy, znów tańczyliśmy i mnie wtenczas pierwszy raz pocałował. Usiłowałam się z Nim zobaczyć, nie wychodziło. Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i pierwsza do Niego przyszłam. Chciałam wiedzieć, że jestem Jemu niepotrzebna i liczyłam na ładne odesłanie mnie z kwitkiem. Nic takiego się nie zdażyło. Kilka dni później zostaliśmy "parą". Żadnej euforii, ekstazy - nic bardziej mylnego, trzymałam Jego na dystans, kiedy mówił mi, że mnie kochał, pytał się czy i ja Jego: dłuższy czas odpowiadałam, że uczę się Jego kochać. Nie znałam Go dobrze, ale chęć poznania i widzenie w Nim człowieka, który stał się dla mnie wszystkim przyćmiewała wszystko inne. W końcu się zakochałam. Byłam wyrozumiała, kiedy nie mógł się ze mną zobaczyć, nie mógł mnie wybrać, a nie znajomych, rozmawialiśmy "poważnie" jak wracał do stanu trzeźwości, a nie jak był całkiem trzeźwy. Szybko wszystko się posypało; za jednym zamachem, jak domino poszło: dom, rodzina, znajomi, szkoła, On. Tłumaczył, że nie może się przyzwyczaić, że ja jestem. A okazało się, że nie czuł tej "miłości". Przykro, jak zawsze. Myśli się nasilają, wysiadasz psychicznie. Załamałam się, ale teraz pomyślałam sobie, że jak sie kogoś kocha, to się Go zostawia - więc zostawię. Chcę by On był szczesliwy, a nie ja. Jeśli nie mogę być Jego szczęściem, mogę Jemu to szczęście umożliwić. Owszem, jak każda dziewczyna - boli mnie to, że jest jak jest, ale nic na to nie poradzę. Najgorszy fakt i tak był, kiedy mi powiedział, gdy rozmawialiśmy przez telefon, że kiedy pije - mówi nieprawdę. Wywrotowiec, uświadomiłam sobie, że wtedy mnie oszukiwał, co zabolało nieco mocniej, że pięć sztych pojawiło się na nadgarstku. W szkole przerabialiśmy Małego Księcia i ta książka otworzyła mi oczy - rozumiem już sens tego, co chcę z tym zrobić: Opój pił, bo chciał zapomnieć, zapomnieć, że jemu wstyd, wstyd, bo pije: Nienawidzę, bo cierpię, cierpię więc kocham, kocham i nienawidze. Ten sam schemat. Nie chcę robić sobie nadziei, że On wróci i będzie przy mnie i nie pozwoli, bym pogłębiała blizny jakie się pojawiają, bo nie wróci, nie do mnie, nie będzie Jego przy mnie i pozwoli bym miała glębsze blizny. Nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby mnie kochał - i tak nigdy mnie nie pokocha, nie kochał i nie kocha. Chcę by był wolny, szczęśliwy, kochany przez inną. Chcę by na Niego zasługiwała. Chociaż szczerze; jestem egoistką i sobie myślę, a raczej wmawiam: lepszej ode mnie nie spotka, bo to ja przecież teraz nie zatrzymuję Go, pozwalam odejść, mimo że to boli, przeogromnie boli, ja Go wytłumaczałam, zrozumiałam, szanowałam, byłam zbyt dobra i zbyt mocno kocham Jego aż do tej pory. On był, jest i będzie w moim sercu zawsze, bo czasem jest tak, że jedna osoba nie jest odpowiednia dla drugiej, a druga osoba nie jest odpowiednia dla innych poza osobą jedną. Ja jestem osobą drugą, a moje szczęście, moja miłość mnie zostawia by sama być szczęśliwa. Nie mam tego za złe, chcę by ona była szczęśliwa, chcę by moje szczęście było szczęśliwe. Chcę by On czuł się szczęśliwy.

Mogłabym tu zacytować "Ona chciała tylko być przy Nim, ale ten Naćpany Kretyny nigdy tego nie rozkminił", ale czasem nasze życie nie jest takie jakbyśmy chcieli, sprawdza nas czy aby prawdziwie kochamy, czy aby na pewno dażymy TYCH ludzi miłością. W moim wypadku: tak, dażę, przeogromną. Nie kochaj mnie, ja Ciebie zawsze. Jedyną radością teraz jest, że kocham i mam dowód, ze prawdziwie - pozwalam Drugiej osobie odejść. To prawdziwy dowód prawdziwej miłości.

3909 wyświetleń
102 teksty
4 obserwujących
  • Albert Jarus

    17 October 2012, 20:40

    Mi tam się nie chce bardzo rozwodzić, ale... przebrnęły mi myśli jak u Sheldonki (siemka ;)), ale dodam coś całkiem innego.
    Po jeden, jeśli to coś z autopsji, to zachowaj tekst, zrozumiesz go za kilka miesięcy, no kilkanaście to już luz.
    Po dwa, jeśli ktoś się zawaha, to nie kocha i nie ma co na siłę trzymać. Miłość nie ma wątpliwości, nie w takim stadium.
    Po trzy, ćwicz, ćwicz, ćwicz... A będziesz wielka, pozdr.

  • Nina K

    17 October 2012, 17:53

    Nie wierzę w prawdziwą miłość, po prostu wyolbrzymienie niektórych rzeczy nadaje lepszą formę, niekoniecznie w dobrym znaczeniu - przynajmniej nie jest "nijaka" :)
    wiek, to wiek, swoją drogą na pewno XX w. A przecież zanim będziemy mądrzy i starzy to musimy być głupi i młodzi :)

  • ~ Ariadna ~

    17 October 2012, 16:59

    A mnie się podobało, szkoda tylko, że ta dziewczyna zdążyła się zakochać w tym chłopaku. Pozdrawiam :)

  • Sheldonia

    17 October 2012, 14:50

    Czytałaś to? Widzisz jak to jest napisane? Bo mam pewne wątpliwości...
    Tak na marginesie nie rozumiem dlaczego fakt, że pozwoliło się komuś odejść jest dowodem prawdziwej miłości... Nie chcę Cię pozbawiać tych złudzeń, i nie wiem czym prawdziwa miłość jest, ale na pewno nie jest nią to co tutaj próbujesz opisać.
    Chciałabym jeszcze zapytać ile masz lat, ale nie wiem czy wypada...