Minął mniej więcej rok, od kiedy unikam jedzenia mięsa. Praktycznie go nie jem, w ciągu tego roku zdarzyło mi się to może kilka razy. Jedno pamiętam - za każdym razem po pierwszym kęsie mięso rosło mi w gardle i wcale za nim nie tęsknię. Nie stoi za tym żadna ideologia, może trochę względy praktyczne. Nie czuję się wegetarianinem, nie obrzydza mnie mięso, nie mam problemu z tym, że musi umrzeć zwierzę, aby zwierzę (człowiek) żyło. Po prostu skoro z powodzeniem żywię się czymś innym, nie jem mięsa.
Od wczoraj nie jem też słodyczy. To wydaje się dużo trudniejsze. Słodycze przynosiły mi szczęście, podczsa gdy mięso jadłem, bo byłem głodny. Teraz jem ziemniaki, cuda z soi, soczewicę, więcej warzyw, wyśmienite zupy, które - jak się okazało - umiem ugotować sam. Pomidorówka bez mięsa ze świeżych pomidorów, selera, marchewki, pietruszki, na bazie smażonej cebuli z czosnkiem, z dodatkiem pieprzu, soli i lubczyku smakuje niewymownie lepiej od tej, którą ugotowałem kiedyś na kaczej nodze.
Nawet psychicznie jestem w stanie dojść do równowagi z brakiem mięsa. Na przykład taka zupa to dla mnie wywar z trupa. Ucina się kurze nogi i skrzydła, a później z tego robi się wywar. Z czego ten wywar? Ano z truchła zwierzęcia. Świeżego albo zmrożonego, ale zawsze trup to trup. Nic na to nie poradzę, zmieniło mi się przez ten rok myślenie o niejedzeniu mięsa. Pewnie w razie wojny i głodu będę jadł nawet szczury, ale to hipotetyczna sytuacja. Teraz mam wybór.
Konkluzja z powyższych dwóch akapitów jest taka, że niejedzenie mięsa jest o tyle proste, że można mięso zastąpić wieloma rzeczami w jadłospisie, oraz że są logiczne przesłanki, aby z niego zrezygnować, jeśli chce się, aby były. Gorzej ze słodyczami.
Bo czym zastąpić słodycze? Zjadłem jabłko, świetnie, mój mózg domaga się czekolady. Skusiłem się na pomarańczę. Gdzie wafelek, pyta mózg. Jest mi smutno, tak smutno, że wylewam tu swoje żale. Stop, mózgu, spróbujmy żyć bez słodyczy. Bez Coca-coli, czekolady, wafelków, cukierków. Świetnie ci idzie bez cukru w kawie i herbacie, nie broń się więc przed brakiem słodyczy w ogóle. Ptasie mleczko! Lody z bitą śmietaną! Pepsi! Chipsy! Ciasto drożdżowe! Mózg mój zdaje się mnie nie słyszeć...
To drugi dzień, gdy nie jem słodyczy. Porzucenie mięsa rok temu to przy tym pikuś.
Tak Was czytam i zgłodniałem.. a robię dziś roladę śląską, kluchy i modro kapusta :) A co to mięcha... to jestem chyba człowiekiem słabej woli, bo tego i cygarka czasem wyzbyć bym się chyba nie potrafił a i też nie zamierzam tego sprawdzać :) Pozdrawiam wsjech :)
A to ciekawe, co piszesz. Niejedzenie mięsa wymaga wyjścia poza obiadowy schemat: ziemniaki kotlet surówka. Po roku nie mam najmniejszego z tym problemu. Ale rozumiem, rozumiem.
Rodia, też mam wrażenie, że mi baton dobrze robi przed pracą i na pracę. A może wmówiłem sobie. Niemniej próbuję coś zmienić. :)
Dziekuję, Dorota, to ciekawe, że też miałaś bezmięsny okres. Ja z uwagi na brak ideologii stojącej za tym niejedzeniem mięsa nie wykluczam, że kiedyś do niego wrócę.
Nie, nie, Wojtek, nic z tych rzeczy. Nie zamierzam niejedzeniem mięsa zbawić świata. Nie bolą mnie rzeźnie i ofiary. Po prostu sobie nie jem i jest mi dobrze.
Jedynie z cukrem nie daję rady, to co Kamil pisze. Sukcesem jest to, że nie słodzę już herbaty ani kawy. Idzie się przyzwyczaić, dlatego wierzę, że i z zupełnym niejedzeniem słodyczy dam radę. Tylko ciężko jest. :)
eh, ja od kilku dni staram się nie pić słodkich napojów gazowanych, i to - jest dla mnie ciężkie :D kolejny w kolejce jest cukier, bo słodzę za pięciu... nie wiem, dlaczego, ale zawsze załącza mi się myślenie pod tytułem: ''zero tego, zero tamtego, a jutro leżysz martwy od ceglówki z rusztowania'' ;)
Wojtek, myślisz, że brak mięsa tak mnie wyczerpał, że nie jestem w stanie porzucić słodyczy? Brak mięsa mi nie doskwiera i nigdy za nim nie tęskniłem. Może dopiero teraz stoję przed prawdziwym zadaniem. ;)