Kolejna samotna noc. Z okna sfrunęły gołębie z pełnymi dziobami okruchów starego chleba. Karmił je każdej nocy, tak jak karmił swoje serce nadzieją, że ona obudzi się kiedyś przy nim. Że któregoś słonecznego poranka skrzypną drzwi i jej uśmiech rozświetli to, co jeszcze z niego zostało. Że wróci i przewróci jego życie do góry nogami. Tak. Tego potrzebował, jak oddechu, Jej oddechu, obok.