Menu
Gildia Pióra na Patronite

Potrzebujesz kogoś pewnego

Canaletta

Canaletta

Kiedy zaczynałam pisać ten tekst, to miał on wyglądać zupełnie inaczej. Miał mieć inny ton, opisywać zupełnie inne sytuację i puenta miała być zupełnie inna. Teraz, gdy czytam jego tytuł: „Potrzebujesz kogoś pewnego”, targają mną zupełnie inne uczucia. Bo owszem, większość tekstów, które napisałam były inspirowane gamą emocji, które we mnie tkwiły. Co więc czuje teraz, gdy czytam po raz któryś owe słowa? Spokój, radość, serce samo mi się uśmiecha, swego rodzaju pewność, zrozumienie i może śmiem powiedzieć, że... „I feel love”.

Myślenie każdego człowieka zmienia się diametrialnie, gdy poznaje swoją drugą połówkę.
Przykładowo... Trzy miesiące temu byłam zdesperowaną młodą panną, która pragnęła jedynie mężczyzny, aby zaspokoić swoje potrzeby seksualne, zaś o miłości nie wiedziałam nic. Albo może inaczej... Wiedziałam o owym uczuciu zbyt dużo, doskonale znałam jego plusy i minusy, pamiętałam radość i cierpienie, więc z tego względu nie chciałam doświadczyć tego drugi raz. Tylko zastanówmy się porządnie: czy człowiek ma cokolwiek do powiedzenia, gdy do głosu dochodzi serce? Uwierzcie mi szczerze, że nie. Gdy pierwszy raz kochałam, mój rozum i serce zmagały się ze sobą bardzo długo, bo przez cały rok. Przez cały rok przeżywałam wzloty i upadki, ponieważ moje serce toczyło walkę z rozumem (czyli rozsądkiem). Jak myślicie, kto wygrał? Człowiek jest istotą społeczną, powtarzam to już niejeden raz. Co za tym idzie... prędzej czy później znajduje kogoś, od kogoś nie może (nie chcę!) się uwolnić. Nie wiem, na ile za tym pierwszy razem, to ja nie mogłam się uwolnić czy może bardziej zostałam usidlona przez siłę uczucia mojego byłego partnera, jednakowoż nie jest to ważne. Liczy się to, że nie chciałam się uwalniać. A to różnica. Faktem jest też to, że gdy spażymy się raz, to boimy się zaryzykować drugi raz. Niby istnieje teoria, iż „jeśli nie ryzykujesz, to nie ma zabawy”, ale zastanówmy się znów: czy człowiek jest wstanie zaryzykować, jeśli wie, że gdy wybierze źle, to będzie cierpieć? Wiele ludzi chcę minimalizować straty, a także własne lub cierpienie bliskich. Także... gdy kochałam pierwszy raz, szaleńczo i bezbrzeżnie, to spażyłam się. Bardzo, wyjątkowo, mocno. Nasuwa mi się teraz pytanie: ile potrzeba czasu, aby wybudzić się ze stanu wegetacji i otworzyć na życie po odczuciu tak silnego bólu? Słyszałam, że złamane serce jest porównywalne do ostrego lania (w sensie takim, że trzech gości podchodzi do Ciebie i leje Cię kijami bejsbolowymi), a inni mówią, że od tego można umrzeć, że właściwie to jest jak powolna śmierć. Z tym wyjątkiem, że właściwie nigdy nie umierasz; do czasu, aż wpadniesz w szał i zdecydujesz się na popełnienie samobójstwa. Ja nie zrobiłam aż tak drastycznego kroku, właściwie, to... zrobiłam krok w inną stronę. Owszem, cierpiałam bardzo mocno, czego efektem było zamknięcie się na mężczyzn i wszelakiego rodzaju igraszki z nimi, jednakże zajęłam się sobą. Skupiłam się na swojej edukacji, karierze, na rodzinie i relacjach ze znajomymi, zaczęłam również się bawić, chodzić na imprezy. Czy to nie lepsze rozwiązanie niż marne egzystowanie i ciągłe pragnienie leżenia w łóżku? Tylko do czego brnę... Nieważne, jak bardzo człowiek były zraniony i jak bardzo chciałby się uchronić od ludzi, i powtórnego zranienia, do tego i tak dojdzie. Widzicie, ja zajęłam się sobą i odnosiłam dużo sukcesów. Moja rodzicielka była ze mnie dumna, a ja od zawsze tego pragnęłam. Moi dziadkowie byli ze mnie dumni, a to mnie napawało radością. Miałam dobre życie, ale wciąz byłam sama. Byłam sama, nie samotna – to różnica. Podczas gdy wszystkie moje znajome zmieniały facetów, poznawały nowych, przeżywały ulotne chwilę, JA NIE ROBIŁAM NIC. Byłam niczym pracoholiczka; skupiona jedynie na swoich celach, pozwalająca sobie na wyjście na imprezę, zabawę ze znajomymi, ale mężczyzn trzymałam od siebie z dala. Przyjaciółka opowiadała mi, iż się zakochała lub o problemach swoich i chłopaka, i owszem, rozumiałam ją, pomagałam, ale poza tym, nie czułam nic. Nie czułam żadnej nagłej potrzeby bliskości. Oczywiście, z czasem się to zmieniło, ale potem okazało się, że istnieje inny problem...
Myślicie, że każdy zraniony człowiek tuż po odczuciu bólu, otwiera się tak gwałtownie na nowe doznania i nowych ludzi? Niestety nie. Ten proces trwa bardzo długo, z reguły jest naprawdę żmudny. Ludzie mówią do Ciebie jak przez jakąś ścianę, a Ty nim podejmiesz decyzję, to analizujesz ją tysiąc razy. Tak było i ze mną. Zamknęłam się w szklanym, odpornym na kule, kokonie. Nie pozwalałam nikomu się do siebie zbliżyć, a jeśli ktoś próbował, zabijałam go wzrokiem. I nie śmiejscie się, serio to robiłam! Dużo później, gdy zmieniłam się ja i moje życie, usłyszałam od swojego obecnego partnera, że bał się na mnie spojrzeć lub podejść, i się przywitać, bo zarówno ja, jak i moja przyjaciółka, zabijałyśmy go samym spojrzeniem. Drogie panie! Uwierzcie, że nasze oczy mówią bardzo wiele. Wracając więc do tematu... Ludzie zranieni, w tym ja, zamykają się. I jak już powiedziałam, otwarcie trwa długo i jest trudne. Czasami zdarzają się przypadki, a tymi przypadkami są bardzo uparte osoby, które walczą o nasze względy. Jednym się udaje, innym nie. Jedyni są na tyle cierpliwi, że na spokojnie, powoli pomagają się otworzyć. Inni powodują, iż kokon staje się grubszy. W tamtym momencie... momencie, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, iż gorzknieje i przestaje smakować, zachciałam kogoś mieć. To jest przełom, gdy człowiek zraniony nagle pragnie z kimś być. Wiedziałam jednak, że z tym nie można się spieszyć, że muszę być ostrożna. I tutaj pojawiają się słowa mojej przyjaciółki, które użyłam jako tytuł moich myśli.
„Potrzebujesz kogoś pewnego...”, kogoś przy kim nie będziesz się bała być sobą. Kogoś, z kim będziesz uwielbiała spędzać czas, ale i milczeć. Ja lubię milczeć. Nie boję się ciszy, choć niejednokrotnie jest wołaniem o pomoc. Potrzebowałam kogoś, z kim kochałabym milczeć i rozmawiać. Komu nie bałabym się powiedzieć, że boli mnie serce, że pokłóciłam się z mamą lub, że w pracy miałam okropny dzień albo, że kiedyś próbowano mnie zgwałcić. Chciałam kogoś, kto po pewnym czasie będzie potrafił ze mnie czytać, jak z książki. Kogoś, kto spojrzy na mnie, zobaczy przygryzioną wargę i będzie wiedział, że jestem podniecona lub kogoś, kto zobaczy moje oczy, ich ciemniejszą barwę i będzie rozumiał, że jest źle. Kogoś, kto będzie pamiętał, że uwielbiam kanapki z pomidorem i cebulą, a kawę słodzę jedną łyżeczkę cukru, zaś herbatę dwie. Kogoś, kto bez względu na wszystko będzie miał do mnie słabość i zawsze ze mną będzie. Kogoś takiego, co charakteryzuje się spokojem i dużą cierpliwością, ponieważ czasami jestem jak małe dziecko i nie rozumiem, gdy mówi się do mnie raz. Kogoś, kto zatka mi usta gdy niepotrzebnie będę panikować i kto sobie poradzi ze mną, gdy będą trzęsły mi się ręce. Kogoś, kto będzie wstanie rzucić wszystko, gdy łzy nie przestaną mi lecieć.
Czytając to, pewnie teraz myślicie, że zwariowałam, bo jest to niemalże wyidealizowany opis kogoś, kto nieistnieje. Mogę wam tylko powiedzieć, że się mylicie.
Każdy człowiek w swoim życiu poznaje osobę, która jest dla niego idealna i z którą idealnie współgra. Prawda jest jednak taka, że jedni potrafią te osoby rozpoznać, docenić i zatrzymać przy sobie, a inni nie. Jeśli udaje Ci się taką osobę rozpoznać i stworzyć z nią coś, to masz gwarancję dobrego związku, dobrego seksu i szczęśliwego życia. Jeśli jednak macie za mało odwagi, aby zawalczyć i sięgnąć po to, co wiecie, że będziecie kochać najmocniej na świecie, to szczerze, nieważne z kim i gdzie byście byli, ta osoba zawsze będzie w waszym sercu i będzie zajmowała honorowe miejsce.
Puenta? Nie chce mi się zbierać tego wszystkiego w całość. Uważam, że rodzaj ludzki jest na tyle inteligetny, że po przeczytaniu tego (o ile komukolwiek będzie chciało się to czytać), wnioski wyjdą na jaw samę.
Od siebie mogę dodać tylko tyle: przez trzy lata zwodziłam chłopaka, który uparcie za mną się uganiał, uparcie walczył o kontakt i bliskość. Przez trzy lata dawałam mu kosza, a potem zawsze do siebie „wracaliśmy”. To był właśnie mój ideał, którego nie dostrzegałam. Czas jest jednak cierpliwy. On również. Jesteśmy razem trzeci miesiąc. On jest moim ideałem, a to wszystko co czytaliście wyżej, to on. Mój, jedyny. Ktoś pewny. Ktoś, kogo potrzebowałam.

12 518 wyświetleń
183 teksty
31 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!