Menu
Gildia Pióra na Patronite

Gorzkie przemyślenia

constella

Ile to czasu musi upłynąć aby człowiek mógł wyjśc z ciemnoty swoich własnych naiwnych przekonań. Aby mógł poprawnie zinterpretować namacalne dodowy podważające jego poglądy. Doprawdy to fascynujące ile zewnętrznych czynników ma na to wpływ.

„A przecież mi mówiłaś, kochana, że wszyscy sa tacy sami. Miałaś rację.”
Bo przecież tu już nawet nie chodzi o czyn w swojej postaci, lecz o coś głębszego jego podłoże psychologiczne, ten zalążek zła, który dany czyn za sobą niesie. Przecież pocałuenk to nic wielkiego, dorbnostka, błahostka. Ludzie się ze sobą całują, nie szanując tego ceremoniału, gdyż nie prowadzi on do poważniejszych konsekwencji. Seks, to co innego, grozi ciążą, chorobami wenerycznymi, upokorzeniem i czym tam jeszcze chcecie. Ale pocałunek? No najwyżej orpyszczką. Dlatego jest traktowany dość pobłażliwie, jego znamiona zdrady są bagatelizowane. Ale to jest zdrada w najczystszej postaci! Ha, zdrada jak każda inna i ma takie samo podłoże jak seks, bo wszystko zaczyna się w umyśle. Jednak do czego zmierzam, to właśnie do jego diabolicznych zalążków. To jest pewne przekroczenie granicy, złamanie zasad powściągliwości, od teraz można sobie pozwolić na wszystko, bo już się jest na tej drugiej stronie. Pewna idea pęka, może nawet nie jesteśmy tego świadomi, ale pęka idea miłości, którą człowiek nosi w sobie. Idea oddania i poświęcenia, przezwyciężenia zwierzęcych chęci dla czegoś wyższego, czym jest czyste w swej postaci uczucie. A wszsytko to za sprawą niewinnego, w samym czynie, pocałunku. Jasne, że można to wybaczyć, bo to nic wielkiego przecież, ale jak wszystkie przykre doświadczenia pozostawia to ślad na umyśle łamiąc wiarygodność uczuć. Już nawet nie wspomne o zaufaniu, bo to swoją drogą, ale o samej idei. Tak, ten pocałunek złamał moją ideę. Znowu. Nie bynajmniej, ja nie wierzę w „wieczną miłość” i takie tam, ale wierzyłam w jego uczucia do mnie. Wierzyłam w jego rozsądek, cierpiętnictwo wobec miłości, w szczerość zakochania i fascynację moją osobą. Uwierzyłam w jego postawę, wynosząc ją ponad zachowania mężczyzn, o których mnie uprzedzano, ale ja nie chciałam wierzyć. Uparcie, doszukiwałam się dobra i złożoności we całym tym bezsensie. Usprawiedliwiałam go. Nie, w sumie to nie jego. Usprawiedliwiałam własne przekonanie o dobru, które tkwi w ludziach. Usprawiedliwiałam pogląd, że nie wszyscy są tacy sami, że wrażliwi faceci, tacy jak on, nie zdradzają swoich wzniosłych idei. Jednak myliłam się ogromnie zawierzając bez reszty w tą wrażliwość, stabilność i czyste intencje. Honor słowa, które zawsze wobec mnie dotrzymywał. Sam złamał swoje słowo, bo chciał. Nic więcej w tym temacie. Żadnych usprawiedliwień, przekroczyło to granicę moich własnych wyobrażeń.

27 899 wyświetleń
332 teksty
2 obserwujących
  • 11 March 2013, 19:41

    Chyba niektóre deklaracje wynikają z poglądów. Dla mnie oczywistym jest, że miłość łączy się z wiernością, więc jeśli ją komuś wyznaję to deklaruję mu wierność :)

  • 10 March 2013, 20:38

    A gdzie tu jest ciężko sprostać, czy wierność deklarowanym uczuciom i poglądom, jest aż taka ciężka?