Menu
Gildia Pióra na Patronite

Ból mój... nieukojony.

I znów przyszedł. Co dzień mam nadzieję, że jednak dziś ominie moje drzwi. Potem przychodzi wieczór. Praca skończona, czas zaczyna zwalniać coraz bardziej, a w mojej głowie dla odmiany myśli zaczynają już galopować. Zerkam na zmianę na wyłączony telewizor, mrugający komputer, pełną półkę książek i butelkę wina stojącą na stole. Za oknem pusta czarna noc rozświetlona tylko jedną latarnią nieśmiało zaglądającą akurat w moje okno. Jak na złość pogarsza mi tylko nastrój tym swoim optymistycznym światłem. Jakby wierzyła w tą jasność, którą świeci. Naiwna.

Dzwoni telefon. Z wielką niechęcią podnoszę słuchawkę. Znów muszę przywołać uśmiech na usta... Głos z drugiej strony jednak jest bezlitosny. Po kilku minutach rozmowy już słyszę kilka uwag na temat mojego "szczęścia". Znów mnie zawiódł ten mój głos ze studni. Gdyby zadzwonił kilka minut wcześniej jeszcze udało by mi się zebrać... Rzucam kilka zdawkowych uwag o ciężkim dniu i równie parszywym nastroju mojego rozmówcy. Pod tym względem zdecydowanie jesteśmy tacy sami. Wiszę na telefonie godzinę. Odkładam słuchawkę... i znów zostaję z wyłączonym telewizorem, laptopem, książkami czy butelką wina? Telewizor odpada... i tak nic tam nie znajdę dla siebie. Odwiedzam kilka portali. Ociekają kłamstwem, seksem i cwaniactwem. Tu też nie znajdę nic dla siebie. Kończę pierwszy kieliszek wina. Wiem, że to ostatnia rzecz, którą powinnam teraz robić , ale ma jedną zbawienną moc. Istnieje cień szansy, że usnę przed trzecią. To nic, że jutro nie będę mogła otworzyć oczu, że budzik będzie mnie wołał do nowego dnia bite czterdzieści minut. To nic, że będę musiała biec do pracy. I tak nie zauważą, że jestem po kolejnym wieczorze z cyklu "kocham życie". Staranny makijaż załatwi sprawę, nawet usłyszę, że dobrze dziś wyglądam. O ironio.
Na bezmyślnym klikaniu w klawiaturę mija kolejna godzina i kolejny kieliszek. Zerkam na zegarek. Dwudziesta trzecia dwanaście. Przynajmniej dziś udało mi się nie analizować znów swojego życia. Kolejny wieczór dobiega końca. Zagrzebuję się pod swoją ciepłą kołdrą aż po czubek nosa. Zerkam znów na zegarek. Dwudziesta czwarta sześć. Jutro znów będzie ciężki dzień. Dobrze, że lekki szum w głowie pozwala mi zapaść w sen. Ostatnią myślą mam nadzieję, że dzisiejsza noc obejdzie się bez snów.... nawet tych kolorowych.

932 wyświetlenia
3 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!