I przychodzą takie dni, niepodobne do innych. Takie proste. Takie zwyczajne. Takie swojskie. Zjawiają się ludzie i łzy ocierają z policzka. Uśmiechy z nadziei utkane malują na twarzy. I zdaje się nagle, jakby problemy to był sen zwykły. Zamglone, rozwijały się świetle poranka. Pojawia się spokój. I noc nie jest już aż taka straszna.