Ocalona cd
Obudził ją śmiech. Śmiechu warte dni bez niego. Zeszła z posłania, które nijak nie przypominało książęcego łoża. We włosy wplątały się źdźbła słomy. Jak jesienny chochoł weszła do izby w której pachniało świeżym chlebem. Pachniało wolnością, porankiem, uśmiechem dziecka. Usiadła jak zwiędła mimoza, która potrzebuje niewiele by się ożywić. Toż na widok młodego gospodarza wnoszacego wiadro wody do izby, zerwała się i w ukłonie zastygła po czym przypomniała że opuściła wrogie mury zamkowe, które wywarły na nią takie piętno że człowiek na długo jeszcze przyzwyczajon do zbędnych gestów. Ułamała kawałek chleba i spogladając ukradkiem na swego wybawcę połykała i krztusiła się na zmianę, spała bowiem dobę całą.
- Jestem Alice,
- Roon, odparł chłop, który z całą pewnością nie pasował do tego miejsca, podobnie jak Alice.
cdn
Autor