Menu
Gildia Pióra na Patronite

wszystko

MrsCarax

MrsCarax

Gdy mieli siebie mieli wszystko. Trwali ze sobą kilkanaście minut. Tą głupią drogą do jej domu. Zawsze nieco dłuższą niż powinna była być. Dyskretnie przedłużany czas, w którym dzielili się mijanymi, miejskimi krajobrazami. Często jakimś zachodem słońca, czy kaskadą gwiazd na ponurym niebie. Rzadko widywali się rano. A nawet jeśli, nieco zaspani i jeszcze wczorajsi trwali jakby był to wieczór. Ich kolejny wieczór, w którym ona wracała do domu, a on patrzył na nią z troską dopóki nie zniknie w cieniu swego domu.

Śmiech zagłuszał każdy mocniejszy ryk silnika, choć i tym byli w stanie się zachwycać. Ona wcale nie mniej niż on. Wymieniali się spostrzeżeniami. Grali. Często na czas. Na zwłokę. Czasami grali, by pochwalić się większą wiedzą na jakiś temat. Ale w zasadzie żadne z nich nie było mądrzejsze. A nawet jeśli było, to żadne z nich nie czuło się gorsze.
Rzucał. Ciekawostkami. Cytatami. Poglądami. Opiniami. Ona to odbijała. A on znowu rzucał. A ona znowu odbijała. Śmiali się. Często. Zawsze. Wszędzie.
Ona mu podpadała. Dopiekała mu. Ucierała mu nosa. A on się kajał. Ale nie w sposób podległy. Nie, nie, nie. Nigdy żadne z nich nie było wyżej, na górze. Zawsze byli na równi. Mimo utartego nosa, czy opinii, która dotykała drugą osobę. Żartowali ze swoich słabości. A dzięki temu robili z nich swoją tarczę, broń. Nikt nie mógł ich zniszczyć. Bo się śmiali.
Przytulali się na powitanie. Przytulali się na pożegnanie. Ona całowała go w policzek. On całował ją w policzek. Śmiali się. I trwali w cichym uścisku, który był ich zaspokojeniem. Ich oazą, której nic nie mogło zniszczyć. Bo potrafili się śmiać.
On palił, ona popalała. Nigdy nie lubiła zapachu ubrań przesiąkniętych dymem tytoniowym. A mimo to, gdy wtulała twarz w jego szyję, kurtkę, czy bluzę. To nie było lepszego zapachu na świecie. Niż jego zapach, nasączony perfumami i papierosami. Czuła się bezpieczna i spokojna. A on spijał i wyczuwał jej azyl. Pozwalał jej w nim trwać. Ale nie na długo, bo mimo, że się śmiali, to ludzie patrzyli.
Obserwowani. Pod czujnym okiem ich bliskich, ich znajomych, ich rodzin. Odsuwali się od siebie, by móc ukrywać ich śmiech. I mimo, że śmiali się przy innych i inni też się z nimi śmiali, to ich śmiech należał do tak specyficznego śmiechu, który rozumieli tylko oni i nie wzbudzali podejrzeń i pytań.
Ona kochała zwierzęta. Nie ważne jakie. Zawsze je kochała, od pierwszego spojrzenia. Na oczach jego, jego rodziny, jego znajomych bawiła się z ich psem i była wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie. A on ją zawsze przy tym obserwował. Wpatrywał się w jej małe, drobne szczęście i uśmiechał się pod nosem, będąc skrycie szczęśliwy, dzięki jej szczęściu. Wszyscy lubili ją wtedy oglądać, to był jej mały rytuał, bez którego nie mogłaby przekroczyć progu ich domu, ich rodziny. I pielęgnowała ten zwyczaj. I była dumna, bo była jedyną, która tak zaabsorbowała jego. Jego psa. A to tylko dlatego, że się śmiała.
Ale wiecie, czasami śmiech nie wystarcza. Tak, jak mówi się, że czasami miłość to nie wszystko. Że trzeba być też poza tym szczęśliwym, zdrowym, itp, itd. A czasami nawet i to nie wystarcza. Bo czy jesteś pewien, że za ten właśnie śmiech oddałbyś wszystko? Byłbyś w stanie poświęcić swoje życie? Swoje plany i marzenia? To czego nie zdążyłeś zrobić, a tak bardzo byś chciał?
Nie wiem, czy oni byli to w stanie poświęcić. Wiem, że żartowali, rozmawiali, rozumieli, słuchali, widzieli, spoglądali, przytulali, dotykali, całowali, opiekowali się, troszczyli się. Śmiali się. I tak, chyba w tym małym początkowym stopniu, zaczęli się kochać. Nie miłością wielką, której nie sposób opisać. Ale w ten prosty sposób, dzięki któremu mogli cieszyć się z tych kilkunastu minut, w których odwoził ją do domu.
A to tylko dlatego, że się śmiali i się akceptowali. Żadne żadnego nie zmieniało. Ona lubiła jego bródkę, a on lubił jej nieco za duże uda. Ona lubiła jego durne miny, a on lubił, gdy ona mu tak samo odpowiadała. I lubili się nawzajem. Ukrywając to przed innymi.
I przed nimi samymi.

7339 wyświetleń
89 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!