Menu
Gildia Pióra na Patronite

5 lipca 2004 roku, godz. 20:45

Radek Ziemniewicz

Radek Ziemniewicz

Dziś rano otworzyłem oczy. Nie jestem pewien, czy obudziłem się tuż przed, czy zaraz po tym niecnym postępku. Często zdarza mi się nie pamiętać tych, że je tak nazwę, intersennych chwil. Lecz moment przebudzenia, o którym piszę, był przebudzeniem ostatecznym.

Rzadko udaje mi się wstawać o zwykłej dla większości populacji porze. Czasami właśnie wtedy kładę się spać. Bywa i tak, że nie śpię w ogóle.
Zatem wracając do tematu: dziś rano obudziłem się - była godzina jedenasta. Pozwolę sobie nie opisywać porannej toalety, gdyż mój talent pisarski jest jeszcze nazbyt niedojrzały.

Wziąłem swój indeks w niebieskiej okładce i wsiadłem na czczo na zielony rower, tzn. na czczo to byłem, a na rower wsiadłem. Postanowiłem zawieźć tę studencką książeczkę na uczelnię, aby tam zdać ją niezwykle uprzejmym paniom z dziekanatu. Dzięki Bogu, dojechałem pięć minut przed trzynastą (wtedy dziekanat zawiesza swoją działalność dla studentów). A gdybym tylko zjawił się minutę po tej sądnej godzinie, mimo że w środku wciąż znajdowałyby się wspomniane nader uprzejme panie, z uśmiechem - uprzejmym, oczywiście - oddelegowałyby mnie, precz, z zaproszeniem na dzień jutrzejszy.

Ale, ale - uprzedzam fakty...

Nim dojechałem na uczelnię, spotkałem blisko jednego z hipermarketów, które w moim mieście, gdzie nie ma korupcji, bezprawia i samowoli; hipermarktetów, które gęsto usytuowane są w samym centrum (jak wiadomo, hipermarket możesz wybudować w centrum każdego większego miasta bez większych łapówek i przekrętów; wcale nie musisz, Drogi Czytelniku, być magnatem finansowym, czy też hochsztaplerem - na jedno wyszło); abstrahując od tego problemu, obok jednego z hipermarketów spotkałem Kopka.

To m.in. z Kopkiem pracowałem w ubiegłoroczne wakacje w kawiarence internetowej. Porozmawialiśmy chwilę, głównie o dziewczynie, która tuż przed naszym spotkaniem przy pewnym hipermarkecie, a przed pewnymi pasami, przewróciła się na ów pasach właśnie. W sumie to jestem nieco wstrząśnięty jej zachowaniem, ponieważ postąpiła nierozsądnie, przewracając się bezpośrednio na twarz. Nie było mi do śmiechu, kiedy wstała i przestraszyła wszystkich wokoło swoim zakrwawionym i zapłakanym jednocześnie obliczem. Całe szczęście szła ze swoją znajomą, która chwyciła ją pod ramię i razem oddaliły się od miejsca upadku.

W drodze powrotnej wpadłem na pomysł, aby odwiedzić przyjaciela z liceum, Jasia. Pogadaliśmy ok. pół godziny o planach na wakacje. Jasiu, szczęściarz, ma samochód i prawo jazdy, więc już wkrótce będzie nocami rozwoził gazety. Całkiem fajna praca, tak sądzę, gdyż sam chciałbym w ten sposób zarabiać. Ja zwierzyłem się, że zarejestrowałem się w jednym biurze pośrednictwa pracy, a gdy wyrobię książeczkę zdrowia, niezbędną do pracy przy żywności, będę mógł zapisać się w drugim takim biurze. Podobno dzięki tym biurom pracę znalazł już niejeden student, więc sądzę, że i mi się uda - wszak nie czuję się gorszy od niejednego studenta. Po całkiem przyjemnej rozmowie, ruszyłem w dalszą drogę.

Zatrzymałem się jeszcze przy poczcie, a dokładniej przy budce telefonicznej niedaleko poczty. Zadzwoniłem do cioci znajomej z liceum (z którą również teraz studiuję). Ta ciocia pracuje w pralni i załatwiła rok temu pracę Bestii (bo taki pseudonim nadała sobie moja pięcioletnia znajoma - mam na myśli staż naszej znajomości, nie wiek znajomej). Liczyłem na to, że może potrzebują jeszcze kogoś na wakacje, ale - niestety - jedynie w matematyce mogę liczyć bez obaw. Sympatyczna ciocia Bestii zaproponowała jednak, żebym zadzwonił pod koniec miesiąca. Może spróbuję.

Zanim dojechałem do domu, nadłożyłem trochę drogi, aby zjawić się jeszcze przy bankomacie. Student przy bankomacie zjawia się w wiadomym celu: najczęściej ma nadzieję, że zdarzył sie jakiś cud i na koncie jest jeszcze jakiś hajs. Hajs był - dobrze piszę: był - oczyściłem konto i wróciłem w przyjemnym kapuśniaczku do domu.

Wróciłem do domu i zjadłem obiad. Później włączyłem komputer i zacząłem grać w Civilization III. Mam z tą grą osobiste wspomnienia. To bodajże dla niej pierwszy raz przeżyłem nieprzespaną noc. Ale wtedy to dopiero była pierwsza część, teraz gram w część trzecią, najlepszą, moim zdaniem.

W trakcie gry czytałem przerażającą powieść Brama Stokera, "Draculę". Przyznam się, że z Draculą miałem do czynienia raz: gdy oglądałem film pt. "Dracula - wampiry bez zębów". Była to parodia wcześniej nakręconego filmu, z założenia komedia. Przeżywać film na podstawie książki, nie przeczytawszy uprzednio pierwowzroru, to tak, jakby oglądać zdjęcie zrobione z helikoptera, który krąży nad publicznością koncertu rockowego i słuchać relacji kogoś, kto sam przeczytał o nim w gazecie. Nasz rozmówca przekazuje nam to, co dziennikarz uważał za istotne, a my, mając zdjęcie przed nosem, nie nadwyrężamy swojej wyobraźni. To przecież reżyser na podstawie scenariusza opartego dopiero na treści książki kreuje filmową rzeczywistość. Aktorzy, niczym nasz rozmówca, opowiadają nam o historii skróconej przez scenarzystę-dziennikarza. Ale być wśród pozytywnie szalejących ludzi, to przeżycie godne przywracania w pamięci - oczami wyobraźni właśnie. Rzadko kto entuzjastycznie wspomina koncert z fotografii - co innego artystyczną fotografię z ujmującym zachodem słońca.

Zakończę na dziś pisanie. Jeżeli wszystko, co mam do ukazania, odkryję pierwszego dnia, jutro pozostanie mi tylko umrzeć. Dobranoc.

56 970 wyświetleń
789 tekstów
81 obserwujących
  • Radek Ziemniewicz

    19 June 2019, 14:55

    Hehe, ten akapit skłonił mnie do zapisania tekstu tutaj. Uwielbiam!
    Nie pozwól upaść idei obiadu na czas... :-)

  • zatopiony.wrak.

    19 June 2019, 14:22

    "W sumie to jestem nieco wstrząśnięty jej zachowaniem, ponieważ postąpiła nierozsądnie, przewracając się bezpośrednio na twarz." miód na oczy!

    niezmiennie kocham czarny humor, to co dobre, we mnie pozostało

    swoją drogą, zobaczyłam na datę i godzinę dodania i jestem w ciężkim szoku, że już tak późno a ja nie mam obiadu

  • Radek Ziemniewicz

    19 June 2019, 13:28

    Z lubością przeczytałem bodajże mój pierwszy w życiu internetowy wpis. Może było coś wcześniej, nie pamiętam. Studenckie trudy, ale też dużo wolności. Tyle się zmieniło. Nie zmieniło się jedno - ta nadzieja, że to, co dobre, we mnie pozostało. :)