Menu
Gildia Pióra na Patronite

20.09.2018r.

fyrfle

fyrfle

Dzisiaj rozpoczyna się nasza przygoda z Buro, czyli ze świetnym kierowcą autokaru. Buro i autokar są z Czarnogóry i zawiozą nas dzisiaj do Albani, a jutro gdzieś bardzo wysoko w góry. Wycieczka fakultatywna zamiast pozostania w hotelu i moczenia się w basenie, czy pójścia na plażę i męczenia się w słońcu, a więc 35 stopniowym upale. Nie lubimy bezruchu, plażowania, a lubimy poznawać, więc ruszamy do Albani.

Nie wiem czemu nie jedziemy lepszą nadmorską magistralą drogową, a dziwną ciasną górską drogą. Jedziemy więc do Baru i wspinamy się na zbocza gór, oglądając panoramy Baru, Adriatyku i zboczy zarośniętych gajami oliwnymi, a potem już nierówna ciasność i przede wszystkich muzułmańskie cmentarze muslimów, a więc przechrzt z chrześcijaństwa na islam w ciągu wieków okupacji tureckiej, żeby żyło się lepiej, bo Turcy prześladowali chrześcijan na wszelkie sposoby i lepiej było przyjąć wiarę najeźćców i niestety w państwach o religii muzułmańskiej, prawie wszędzie religia to państwo, a więc chore zasady religijne są prawem państwowym, obyczajowym, wyznaczają życie społeczeństw, jeszcze raz podkreślę - moim zdanie wywarły też mocne piętno na Czarnogórcach. Tutaj więc apel do kruchto Polaków, zastanówcie się - krzywdę czynicie narodowi i Polsce, kiedy mówicie nie ważne jaką Polska byle katolicką.

Patrzymy z góry na kurorty wzdłuż adriatyckiego wybrzeża Czarnogóry, między innymi Dobra Woda, gdzie ma być willa Władymira Putina - to taka niby sensacyjna atrakcyjna wiadomość zapodawana przez przewodników. Hmm, w zasadzie nic nas nie obchodzi rozpasanie dyktatorów i tyranów, widoki są piękne, a mnie bardziej zastanawia, że nie ważne jaka religia, a nic ona nie zmienia ludzi - liczy się wciąż chciwość i pognębienie drugiego człowieka, a drugim ramieniem więc religii jest działalność dobroczynna. Kurcze, że ludzie, że wierni tego nie zauważają. Boże jaki to ma sens wszystko, jeśli nie żyjemy po to by sobie lepszym czynić życie wzajem, czyli pomagać, wyrównywać poziom życia,a zamiast tego zastępujemy to tysiącem pojęć, które składają się na liberalne doktryny, czyli bogaćcie się, zdobywajcie kolejne cele. "Jakie to wszystko brudne i złe".

Dojeżdżamy do granicy z Albanią i granice w całej naszej podróży nie przeszkadzają nam. Dla nas są symbolem niepodległości tych państw, a wjeżdżając do Unii Europejskiej, to tylko na granicy Serbii z Węgrami jest normalnie - uczciwie, a potem...kołchoz i pytanie - kim my jesteśmy? Po co było wychodzić z RWPG i Układu Warszawskiego? Dla srebrników? Żeby po równych drogach nosić biedę, pychę i pogardę jeden drugiemu?

Na granicy typowy bałagan bałkański. Na pasach dojazdowych do odprawy autokarów handlują granatami,kawonami figami, ale w sumie zabawne to jest i nikt się nie wysadza, bo tylko głupcy zamieniają życie na raj i 77 napalonych nimfetek i nie czytając nawet Koranu i pism dookolnych wiedzą, że są grubymi nićmi szyte, a żyje się żeby dobrze zjeść, obejrzeć klawy film i przede wszystkim kochać ukochaną kobietę lub ukochanego mężczyznę.

Wreszcie przejeżdżamy granicę po odprawie dowodowej, Albańczycy jako i Serbowie czy Czarnogórcy mają gdzieś paszporty, starczy im dać identity card i finito, liczą się nasze dudki. Po drugiej stronie szlabanów, których chyba tam nie było czekają na nas sklepy i jesteśmy naganiani do kupowania ichniejszego ponoć rewelacyjnego srebra, koniaków, wina, dżemów, chust czy torebek - te ostatnie ponoć rękodzieło, tanie rękodzieło. Rozglądamy się, ale na co nam alkohol?

Wsiadamy więc do autokaru i czekamy na pozostałych, którzy suto zostawiają Albanii euro potrzebne temu krajowi do odbudowy po terrorze Enwera Hodży i do likwidowania wielkiej ponoć biedy. Teraz jedziemy do Szkodry, miasta powstałego na krańcu Jeziora Szkoderskiego łączącego Albanię z Czarnogórą i nad rzeką Byną czyli Bujaną, która cudnie wypływa z tegoż jeziora i płynie pod twierdzą Rozafy, która jest pierwszym naszym celem w Szkodrze, żeby potem dumnie, a zarazem malowniczo i przepięknie popłynąć do Czarnogóry. Ale przewodniczka najpierw mówi nam o wielkim obozie romskim leżącym nad Buną i Jeziorem Szkoderskim, czyli o wielkim cygańskim Babilonie nędzy, rozpaczy, narkotyków i poniżenia ludzkiego, z których to problemów żadne państwo na świecie nie może wyjść, gdyż Cyganie nie chcą pomocy w zgniliźnie swojego losu i tyle. Wychodzimy z autokaru i wolno wspinamy się na kamienną ogromną twierdzę. Po drodze mijamy domostwa oplecione kiwi, które wiszą piękne duże dojrzałe i jeszcze w kaki, które już też duże, ale jeszcze zielone. Wystają też gałęzie z wielkimi owocami granatów i w ogóle drzewka granatów rosną wszędzie, nawet na nieużytkach są bardzo bardzo liczne, niby chwasty, ale jak cudowne. Jeszcze są oczywiście stoiska z jedzeniem, znowu z torebkami i chustami oraz innymi pamiątkami. Wreszcie wchodzimy na twierdzę i w wielkim sklepieniu bramy przewodniczka zaczyna snuć legendę tej pięknej budowli, którą na chwilę bardzo bardzo zakłóca nam jakaś bardzo bardzo rozwydrzona młodzież, która zdaje się nie mieć szacunku do niczego i do nikogo, ale przeszli na szczęście jak dżuma mija w końcu, więc dowiadujemy się, że trzech braci budowało twierdzę i co wybudowali to przez noc rozpadało się, więc poszli do miejscowej wyroczni, a ta podpowiedziała im, że wybudują twierdzę, jeśli zamurują na jej terenie jedną z żon braci, więc wkurzeni rozżaleni, ale postanowili prikaz wyroczni wykonać, tak więc, ma tka ich kazała iść na budowę twierdzy najstarszej niby, ze z obiadem, ale ta wykręciła się jakimś ważnym obowiązkiem domowym, no to matka powtórzyła polecenie żonie średniego brata, ale ta miała teraz karmić dzieci, więc matka poleciła najmłodszej i ta posłusznie nieświadoma swojego losu weszła n górę i tutaj dowiedziała się jak ma się jej życie zakończyć, a miała karmiła właśnie niemowlę, no to powiedziała, że godzi się z własnym losem w pokorze dla wyroczni i dobra państwa i narodu, ale ma prośbę, żeby zamurowano ją tak, aby odsłonięte były piersi i prawa ręka,aby przynoszono jej dziecko do karmienia, na co bracia zgodzili się, a na imię miała właśnie Rozafa.

A widoki z twierdzy są po prostu urzekające i nigdy ich nie zapomnimy. Przede wszystkim widać z niej cudną serpentynę rzeki Driny, która wpływa niedaleko twierdzy do Buny, czyli niesamowicie urodziwej pani, która niby wijący się warkocz bajecznie wypływa i płynie z Jeziora Szkoderskiego, a przy okazji polecamy serdecznie legendarną książkę Most na Drinie Ivo Andricia, a po przeczytaniu jej zrozumiecie dlaczego doszło do masakry na Bałkanach na początku lat 90-tych dwudziestego wieku i, że taka masakra może się znowu powtórzyć, że w zasadzie Bałkany są na takie masakry skazane i niech was nie zwiedzą wieże kościołów, cerkwi i minaretów obok siebie. Potem chodzimy od punktu widokowego do punktu widokowego na twierdzy i rozpływamy się w swoich zachwytach nad panoramami jeziora, rzek, dolin, Szkodry, a razem naprawdę bajkowa to kraina prawie, bo przecież mieszkają tutaj ludzie i niestety wyznają swoje wiary, wraz z zasadzkami tkwiącymi w nich, które sprowadzają się do słowa wendetta.

Wendetta, klanowość, swoiste rozumienie honoru niewoli tutejsze narody zamieszkujące Albanię i jak ktoś komuś coś złego uczyni, to trzeba zabić koniecznie członka klanu rodu co zło faktyczne lub domniemane uczynił i wyznacza się najsłabszego z klanu na ofiarę. Wendetta jest silniejszą od jakichkolwiek zasad moralnych innych czy religijnych. Ponoć powstało nawet miejsce jakieś, gdzie zsyła się tych wyznaczonych zamiast zemsty i tam mają żyć na wygnaniu zamiast rozlewu krwi, ale bywa, że i świętość tego miejsca jest zakłócana i tam mordują tych nieszczęśników.

Potem powoli schodzimy z twierdzy i oglądamy jak nasi rodacy zrywają granaty z drzew, które leżą na nieużytkach, a na parkingu dla autokarów ponownie spotykamy tą rozwydrzoną buńczuczną młodzież. Buro tłumaczy nam, że to Kosowianie i, że wytłukł by ich najchętniej. Czarnogórcy i Serbowie całym sercem, całą duszą swoją i wszystkim rozumem swoim nienawidzą Kosowian, a jednak Kosowianie, moim zdanie, to inny naród, a przecież zresztą Czarnogórcy też oderwali się od Serbii. Naszym zdaniem co islamskie nie powinno się łączyć z tym chrześcijańskie i dobrze, że jest oddzielone granicami, zresztą katolicy przecież tam też nie nawidzą prawosławnych ze szczerą nie skrywaną wzajemnością, więc wielokultura - nie chciejmy jej tutaj, bo będą wybuchać bomby, bo Bałkany jeszcze nie raz zapłoną bestialstwem i z łon prawie matek w obłędzie będą wyciągali dzieci i rzucali je do ognisk. Słowo tolerancja nie znaczy w praktyce kochajmy się i czyńmy sobie dobrze. Alle ale ,módlmy się może tu znowu będzie oaza wielonarodowej prosperity i będzie jak za Sasa, tylko żyć pijąc , jedąc i popuszczając pasa?

Teraz jedziemy do katedry Najświętszej Marii Panny w centrum miasta.

297 714 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!