W nocy zacząłem się krztusić, wymiotować wszystko mnie bolało ale było jakoś tak strasznie cicho spokojnie. Obudziłem się o 8.00 zakręciło mi się w głowie i zacząłem kasłać, zwinąłem się na łózko i zrobiło się strasznie cicho. Przyszła po mnie dobra, cicha, spokojna, samotna śmierć.To już koniec, on nie żyje, powiedział lekarz do Bogdana, który płakał jak ja. Wszystko widziałem z góry płakałem i się cieszyłem że już nie cierpię, ale teraz cierpię bo nie jestem z nimi. Przyszedłem do nich w drugiej fazie życia jako ćma, Monika nie lubi ciem i się przestraszyła, nie wiedziała że to ja, nikt nie wiedział, gdy bym mógł przemówił bym do nich ale nic nie mogłem siadłem koło sofy, tam gdzie zawsze siadam i słuchałem jak mnie wspominali, płakałem jak w mały kotek gdy go zabierają od matki, bo Bóg zabrał mnie od nich. Następnego dnia podczas różańca w moim domu otworzyłem okno bo było bardzo duszno, nikt się nawet nie wzdrygną bo zrobiłem to tak jak bym tam był. Wszyscy się z mnie modlili płakali i wspominali.
To już koniec historii o moim dziadku, który żył pełnią życia, niczego nie potrzebował, wystarczała mu tylko nasza miłość. Jeśli będziecie chcieli napiszę perspektywę swoja i innych osób z domu.
warto było to czytać. "Jeśli będziecie chcieli napiszę perspektywę swoja i innych osób z domu."- jeśli masz poytrzebę, czujesz... nie czekaj na pozwolenie innych. Są rzeczy, które robi się dla siebie nie widowni... to chyba taką właśnie jest. :) Pozdrawiam