Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pamiętnik samobójcy - literacki dzień 9

osho713

Dzień 9.

Coraz bliżej rozstania, minuta po minucie świadomość spija mi krew z podświadomości. Gdzie nie spojrzysz życie ucieka przez palce, liczy się tylko ten, kto potrafi oszukać, wyłudzić, znieważyć. Odwaga nie znosi pokory, równowagi i dobroci; to odwrócony obraz rzeczywistości. Ludzi, których spotykam widzą tylko siebie, choć nigdy nie zobaczą w lustrze swojego prawdziwego oblicza. Nie umiem odmówić, gdy ktoś potrzebuje pomocy; rozdaję, dzielę się i choć przez chwilę czuję sens wyciągania ręki. Prześladuje mnie jednak widok człowieka, który zamykając za sobą drzwi widzi jedynie moją naiwność i radość z powodu własnego „sprytu”. Wszyscy mnie ostrzegają, pouczają i mówią, że „pójdę z torbami” jeśli więcej takich gestów okażę. Nie wiem. Już poszedłem, pójdę, nie mam siły dla otoczenia, w którym tyle starań, uczciwości, dobroci idzie w szambo. „Proście, a będzie wam dane”. Prosiłem, kołatałem, dawałem, bez żalu, wypominania...z odruchu serca, właściwie rozdałem już wszystko, co miałem. Teraz płacę cenę za dobroczynność. Ktoś mówił, że trzeba wierzyć, siać, by zebrać plony. To też siałem, wszystko zgniło. Moja dusza była glebą, moje serce ziarnem. Czekanie na cud to złudne wołanie duszy, którego nikt nie usłyszy, skoro Bóg jest we mnie, to gadam sam do siebie. Zatem ja, głuchy idiota odwlekam ten dzień -pomieszały mi się już dni, godziny, nawet miesiące. Do czego służy człowiek? Do czego ja się nadaję, skoro doskwiera mi smutek obcego człowieka? Cóż mi przyjdzie albo nawet jemu z mojego współczucia jeżeli nie mogę mieć więcej, aby się z nim podzielić? Nie mam sił, by udawać, że jeszcze coś znaczę. Wydawało mi się, że spotykając ludzi potrzebujących pomocy dożyję chwili, że jakoś świat się odwzajemni, już nie myślę o tych, którym, jak mi się zdawało, pomagałem. Chyba ludzie nie chcą, by im pomagać?Chcą jedynie być widoczni...

...mój dawny sąsiad powiesił kiedyś psa w lesie. Nachylił grubą gałąź, tylne łapy przywiązał do pnia drugiego drzewa, nie uciął od razu liny z przywiązanymi łapami, tylko powoli ją popuszczał. Pies miał związany pisk, więc wydawał tylko pisk, piana szła mu z nosa, oczy zapełniały się krwią. Przednimi łapami starał się łapać sznur przywiązany do szyi. Trwało to może 5 minut? W końcu pies zamilkł.Sąsiad siedział przy tym drzewie jeszcze z godzinę i patrzył jak wiatr buja psem, liśćmi i drzewem. Następnego psa zagłodził na śmierć...sąsiad już nie żyje.

...Od czasów dzieciństwa nie skrzywdziłem żadnej żywej istoty( z wyjątkiem kąśliwych owadów), nawet pająki wynoszę, gdy pełzają po ścianie. Jestem za mało sprytny, by dłużej wytrzymać ten zgiełk wokół śmierci ludzkiej moralności. To co większość nazywa zaradnością jest ideologicznym chamstwem walki o przetrwanie. 

946 wyświetleń
27 tekstów
2 obserwujących
  • 23 October 2012, 06:44

    Ciekawy tekst, sąsiadka hipokryzja w zwierciadle złośliwości własnej, bardzo wylewna, wariatka, powiedziałby nie jeden lekarz ze specjalizacją psychiatry, pozwolę sobie zauważyć
    Pozdrawiam Miłego dnia