Deszcz... Po opustoszałych ulicach Łabęd wlecze się za mną mój przyjaciel - smutek. Wiatr rozwiewa włosy, wplatając w nie blask błyskawic.
Rzeczywistość jak zdjęcie w filtrze. Ceglane, czerwone mury. Sine niebo. Zielone liście drzew. Gorący, sparzony bruk.
Tęsknota jak kwas. Wyżera mnie od wewnątrz. Krzyczę brakiem słów. Zwieszam głowę i bezradnie opuszczam ręce. Na horyzoncie pustka. Błyskawice i deszcz. Jak długo jeszcze krzyczeć trzeba milczeniem, żeby ktoś usłyszał?
Wcale nie proszę o zbyt wiele. Wcale nie chcę tak dużo. Tylko Twoich dłoni, tylko Twoich ramion, tylko Twoich oczu, tylko Twojego głosu, tylko Twoich ust.... Tylko Ciebie. I nic więcej.
Okrutne, puste wieczory. Kiedy serce tak bardzo, bardzo chce, wyrywa się, szamocze, a ciało zastyga w bezruchu. Samotność...